S01 E05

279 23 9
                                    

- Nie...Nie obchodzi? - mruknąłem, nie mogąc uwierzyć w jego obojętność.

- Nie - pokręcił głową. - Twoja rodzina ma bardzo drogocenne oczy i jestem zadowolony, że je zdobyłem.

- Ja też takie mam. Dlaczego mnie nie zabiłeś? Dlaczego mnie tu trzymasz?

Uśmiechnął się do mnie, po czym powoli wstał i zapalił papierosa. Wstrzymał się z odpowiedzią do momentu, w którym wypuścił dym z ust. Nienawidziłem tego smrodu. Patrzył na mnie z góry, zadowolony ze swojej pozycji. W końcu dym musnął po mojej twarzy, atakując mnie tą duszącą trucizną. 

- Martwe oczy tracą blask, który tak mnie zachwyca. Jeśli będziesz żyć, będziesz dla mnie lśnić - wytłumaczył, następnie usiadł na ławce. - Wpadłeś mi w oko.

Ostatnie słowa sprawiły, że krew się we mnie zagotowała. Jak on mógł używać wobec mnie takich słów?! Co za bezwstydnik! Jeszcze chwila, a poodgryzałbym mu palce! Im więcej czasu z nim spędzałem, im więcej z nim rozmawiałem, tym nienawiść we mnie rosła wraz z chęcią złapania go za szyję.

- Jutro Illumi weźmie cię na spacerek, bo oszalejesz siedząc tu cały czas - zdecydował. - I tak muszę czekać na resztę, więc posiedzę tu z tobą dzisiaj.

- Nie zniosę patrzenia na ciebie ani chwili dłużej.

- Więc nie będę zapalać świec - odparł niewzruszony.

- Przestań!

- Zły humorek? Może jednak prędzej potrzebujesz świeżego powietrza? - mruknął, gasząc fajkę.

Podszedł, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Zachwiałem się na nogach, czując się jakby były zrobione z waty. Ruszyłem za nim, bo nie miałem innego wyboru. Gdy próbowałem się zaprzeć nogami, jedno mocniejsze szarpnięcie zmuszało mnie do kolejnych kroków, by nie zaliczyć spotkania z podłogą. Nie miałem innego wyboru niż podążyć za nim aż na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze owiało mi twarz i rozrzuciło włosy. Wziąłem głęboki wdech, czując się naprawdę dobrze po ujrzeniu świata poza tym zrujnowanym kościołem. Mimo to nie byłem zadowolony, że wyprowadzał mnie niczym psa. Mój nadgarstek zastępował smycz. 

- I jak? Od razu lepiej, co? Chodź, na tym wzgórzu widać miasto. Duże miasto - podkreślił, po czym zaprowadził mnie na wcześniej wspomniane wzgórze. Krótka droga pod górkę była nieco męcząco. Zdałem sobie sprawę, że powinienem coś zjeść, a już na pewno się porządnie nawodnić. - Widzisz? Takich drapaczy chmur na pewno jeszcze nie widziałeś. 

Miał rację. Czasami wymykałem się poza wioskę, aby pozwiedzać i może kupić coś fajnego, ale to było małe miasteczko, a nie tak ogromne, wysokie, pięknie oświetlone. Tyle kolorów, pięter i ciekawość tego jakie wspaniałe miejsca mogło skrywać tak wielkie miasto. Chciałem zobaczyć je z bliska. Moje oczy zabłysły, ale tylko na pewien moment, bo ramię mężczyzny objęło mnie i przysunęło bliżej siebie. 

- Jeśli będziesz grzecznym chłopcem, zabiorę cię tam. Pokażę ci świetną kawiarnię, zabiorę na przepyszną kolację, wpadniemy może do jakiegoś centrum, by coś ci kupić ładnego no i oczywiście nakarmimy kaczki w parku. Brzmi fajnie, co?

- Hmf, szantażować chcesz mnie wypadem do miasta? Masz mnie za jakiegoś dzieciaka spod kamienia?! Daj sobie siana i wypuść mnie! 

Nie spodziewałem się, że po tych słowach złapie mnie za podbródek, pochyli się i uniesie mój wzrok na swoje oczy w tak paraliżujący sposób. Pokręcił lekko głową z niezadowoleniem. Przez całe moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Wtedy się odezwał, a jego niski głos wywołał szybsze bicie mojego serca. 

- Niegrzecznych chłopców odsyłam do kąta. Dobrze się zastanów...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 08, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Spider Trap || Chrollo x Kurapika PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz