1. Przysługa

7.4K 263 480
                                    

****

Włożyłam na siebie czarną bluzkę na ramiączkach, przyglądając się swojemu odbiciu i uśmiechnęłam się szeroko. Brakowało już tylko jednego szczegółu, chwyciłam czerwoną, matową szminkę z blatu i nachyliłam się, przejeżdżając nią po wargach, a włosy rozrzuciłam po ramionach i plecach, żeby trochę mi przykryły głęboki dekolt. Chwyciłam torbę z krzesła i zbiegłam po schodach, przeskakując ostatnie dwa stopnie, jak zawsze.

– Mama! Tata! Ja już jadę do szkoły! – krzyknęłam głośno, wsuwając się do kuchni.

Siedzieli przy stole. Mama coś pisała na laptopie, co chwila poprawiając okulary w czarnych oprawkach na nosie, a ojciec przeglądał gazetę, popijając kawę. Oboje na mnie zerknęli i uśmiechnęli się, co odwzajemniłam. Jako jedna z nielicznych dziedziców miałam szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Rodzice nie naciskali na mnie jakoś bardzo, pragnęli głównie mojego szczęścia.

– Dobrze, powodzenia słonko. A właśnie, jutro jest zebranie, nie zdążyłaś jeszcze czegoś odwalić przez te trzy tygodnie prawda?

Parsknęłam cichym śmiechem i pokręciłam głową.

– Na spokojnie, nikogo nie zabiłam.

– O to cię nie podejrzewam. – Mama zmrużyła oczy, a okulary się trochę zsunęły na nos. – A najważniejsze. Dzisiaj przychodzą do nas Wilsonowie i Whitemoore'owie.

Jęknęłam załamana. Nie cierpiałam tych odwiedzin.

– Mamo, dopiero co się z nimi widzieliśmy, a chłopaków widzę codziennie w szkole. Tym bardziej, że jesteśmy w jednej klasie. – Wykrzywiłam czerwone usta, chcąc pokazać swoje niezadowolenie. – O ile Thomas jeszcze nie jest taki zły, to Evana mam ochotę zatłuc pogrzebaczem od kominka.

Tata parsknął cichym śmiechem, za co mama uderzyła go w ramię. Próbował natychmiast się poprawić, kaszląc nerwowo, ale obie wiedziałyśmy już o co chodzi. Bawiły go moje kłótnie z najstarszym Wilsonem.

– Katherine, rozmawialiśmy o tym. Wilsonowie to nasi przyjaciele...

– I od najmłodszych lat chcecie nas zeswatać, uwierz zauważyłam to. To samo przedszkole, wiecznie wspólne wakacje. Sami strzeliliście sobie w stopę. Po prostu mamy już siebie po dziurki w nosie. Do później, kocham was! – Wyszłam szybkim krokiem z domu, odrzucając włosy do tyłu.

Uśmiechnęłam się na widok czerwonego Porsche, które stało przed moim domem i podbiegłam do niego, wsiadając szybko do środka, a blondynka w różowej mini i takiej samej bluzce z dekoltem zerknęła na mnie. Jasne włosy miała pofalowane, a różowe usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

– Ile na ciebie trzeba czekać, Kitty. – Zacmokała. – Myślałam, że zaraz mi się koła roztopią w tym upale i tutaj utknę.

Zaśmiałam się cicho i nachyliłam, muskając krótko jej usta w przyjacielskim geście. Nasze klasyczne powitanie.

– Hej, Kenny. Wybacz, urządziłam sobie jeszcze pogawędkę z rodzicami. Czaisz, że znowu dzisiaj przychodzą Wilsonowie i Whitemoore'owie?

Moja przyjaciółka wyjechała spod domu i skrzywiła się na dźwięk nazwiska Thomasa. Jeszcze w lipcu byli parą, ale podobno na imprezie mocno się popieprzyło. Słyszałam różne wersje, że to Kennedy zdradziła Thomasa, że to on ją, że doszło do bójki. Sama nie wiedziałam, która wersja jest prawdziwa, ponieważ akurat wtedy byłam z rodzicami na kolacji urodzinowej ojca. Ale szczerze wątpię w to, że Kennedy zdradziła Thomasa, może i nie była najcudowniejszą osobą z charakteru, ale to moja przyjaciółka, do tego kochała koszykarza.

– Że musisz tyle z nimi czasu spędzać, jeszcze znając twoje nastawienie do Wilsona. Będzie ciekawie. – Parsknęła cichym śmiechem. – Jakby co uciekniesz i przyjedziesz do mnie. Obejrzymy Piratów z Karaibów i będziemy się zachwycać Johnnym Depp'em.

LET ME LOVE YOU [ DOSTĘPNE W SPRZEDAŻY! ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz