2/5. Cud w Paryżu

39 6 63
                                    

Luty 1898 roku, Paryż

To był bardzo mroźny dzień. Antonina najchętniej nie wychodziłaby z domu, zwłaszcza że od rana nie czuła się najlepiej. Leżała więc w łóżku i czytała dramat Szekspira, po który sięgnęła tej nocy. Makbet wydał jej się ciekawą lekturą — z niecierpliwością oczekiwała kolejnych poczynań głównego bohatera w dążeniu do władzy. Kobieta sama była zdziwiona, iż owa historia tak przypadła do jej gustu, wszak na co dzień zapoznawała się z innymi gatunkami literatury. Mimo to fascynował ją każdy akt — do tego stopnia, że nie chciała zejść na śniadanie, choć jej oficjalna wersja brzmiała: „brak mi apetytu".

Nathan oczywiście w to nie uwierzył. Antonina już dawno przyzwyczaiła się do faktu, że nie tak łatwo wmówić mu małe kłamstewko, ale czy była tą racją zawiedziona? Można by rzec, iż odczuwała dumę oraz ciekawość związaną z nieodkrytą jeszcze w pełni osobą jej męża. Wciąż się poznawali. Wciąż uczyła się o nim czegoś nowego i cieszyła się, że jej na to pozwolił.

Każdego dnia dziękowała Bogu za dzień ich rozejścia się. Bo właśnie wtedy uzmysłowiła sobie, że utrata boli najbardziej, gdy zaczyna być w pełni zrozumiana. Gdyby nie jej słowa: „Ja ciebie nigdy nie kochałam" Nathan nigdy nie zakończyłby relacji, która niszczyła ich obu. Dzięki temu mogli zacząć wszystko od nowa, uspokoić swe myśli i po czterech latach skonfrontować się z prawdą ich serc — mimo że odmienna była od prawdy rozsądku. Antoninę ogarniała pewność, że rozłąka uczyniła z Nathana kogoś silniejszego. Nawet jeśli wrócił inny od mężczyzny, jakiego wcześniej znała, po prostu wrócił. I jej wybaczył.

A ona nie zasługiwała na jego wybaczenie.

Miał piękne serce i codziennie jej o tym przypominał. Uczyła się więc piękna wraz z nim. To takie zabawne, ale pokochała go całym swoim jestestwem. Nigdy nie sądziłaby, że owo słowo całkowicie zmieni swe znaczenie.

— Jak się czujesz, ma chérie?

Usłyszawszy przyjemny głos męża, pojęła, że od jakiegoś czasu — miast czytać książkę — rozmyślała o jego osobie. Gdy Nathan usiadł obok niej na łożu, posłała mu delikatny uśmiech i pozwoliła, by zaczął się bawić jej jasnymi włosami. Lubiła, gdy tak robił. Zresztą zawsze sprawiało jej to przyjemność. Nawet wtedy, gdy wydawało jej się, że go nie kocha. Och, te czasy były takie odległe, a mimo to nadal trzymały się jej pamięci.

— Lepiej. Myślę, że ta książka mnie uspokaja.

— Makbet? Makbet cię uspokaja? — spytał zdezorientowany, lecz nie mógł powstrzymać kącików ust, które już zmierzały ku górze. — Nie poznaję cię, droga żono. Przecież tam się tyle dzieje! — zaśmiał się perliście i ucałował Antoninę w policzek.

— Masz rację. Sama nie wiem, co mówię. — Pokręciła głową i westchnęła. — Nie chcę iść na te chrzciny. Może zosta... Oooch — opamiętała się w porę — zapomnij. Przecież to dla ciebie ważne.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Dostrzegał na twarzy Antoniny prawdziwe zdziwienie i był pewien, że tym razem nie udaje — dlaczego bowiem nie zamierzałaby przyjść na ważną uroczystość rodziny de Restaud? Owszem, nie miała najlepszych stosunków z Florence, ale przynajmniej odnosiły się do siebie z szacunkiem.

Młodsza siostra Nathana wciąż nie mogła zaufać szwagierce po tym, jak skrzywdziła jej ukochanego brata. Początkowo planowała wygłosić Antoninie długie kazanie, później nie zamierzała na nią patrzeć, a tym bardziej rozmawiać. Florence nie rozumiała, dlaczego tak wspaniały człowiek, jakim był Nathan, znów zaangażował się w niszczącą go relację. Czyż nie płakał miesiącami po utracie ukochanej? Czyż nie brakło mu chęci do życia i miłości? Florence doprawdy nie pragnęła uczestniczyć w przedstawieniu, które nie zakończy się szczęśliwie. Dobrze o tym wiedziała, ale mimo wszystko... Och, mimo wszystko ostatecznie wsparłaby brata i nie rzekłaby kuszącego „miałam rację", tylko przytuliła go mocno i obiecała, że więcej nie pozwoli go skrzywdzić.

Dama pewnego skandalu - DODATEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz