Minęło już równo 35 dni od twojej śmierci. I wiesz co? Dalej słyszę twój głos. Sapnap kazał mi iść do psychiatry, odmówiłem. Nie chcę stracić rzeczy, która przypomina mi o tobie najbardziej. Boję się, że to nagle zniknie, tak samo jak wszystko co było z tobą związane.
Nie chcę tego stracić.
Ciebie już straciłem.
Dlaczego to zrobiłeś?
Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego milczałeś?Boże jakim ja jestem debilem...
Przeniosłem swój wzrok z widoku za szybą na ten przede mną.
— Nick... Mówiłem ci, że nie pójdę do psychiatry. Po co tu jesteśmy? — Ciche westchnięcie świadczące o niezadowoleniu opuściło moje usta, co nie umknęło uwadze przyjaciela.
— Dream, nie będę się więcej powtarzać. Musisz zacząć się leczyć. Wyglądasz jak trup! — Ewidentnie zirytowany moim zachowaniem zacisnął jedną dłoń w pięść, a drugą wytknął mnie celując palec wskazujący w moją stronę. — Chłopie, zrozum, że George'a już nie ma i nie będzie. Musisz się wreszcie pozbierać i żyć dalej!
— Sądzisz, że nie próbuję? — Spojrzałem na niego z wyrzutem. Najchętniej wykrzyczałbym mu wszystko w twarz, ale nie miałem na to siły. — Każdego dnia budzę się ze świadomością, że nie usłyszę jego głosu, ani nie zobaczę jego twarzy czy uśmiechu. Nigdy więcej nie dostanę od niego powiadomienia. To już wystarczająco mi uświadamia jak cholernie moje życie straciło sens. — Zamrugałem parokrotnie próbując powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu, ale niewiele to dało. Przełknąłem z trudem ślinę i przetarłem oczy rękawem bluzy. Bluzy z merch'u George'a. — Ale wciąż mam pieprzoną nadzieję, że jednak to jest jakiś żart lub koszmar, który zaraz się skończy.
— Cholera, Dream... — Odwróciłem wzrok nie chcąc patrzeć na smutną twarz przyjaciela. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że się o mnie martwił i chciał mi pomóc. Czułem się winny.
— Nieważne. — Mruknąłem pod nosem i wysiadłem z samochodu kierując się w stronę budynku. Jak tak bardzo chce to pójdę, ale nie ma szans, że dopuszczę jakieś obcego człowieka do siebie i mu się wyspowiadam z wszystkich myśli krążących po mojej głowie. Zwłaszcza że połowy sam nie umiałem zrozumieć.
Wszedłem do środka i chowając dłonie do kieszeni rozejrzałem się. Wnętrze było dosyć przyjemnie urządzone, ale nie czułem się tu dobrze. Było tu za mało niebieskiego i zdecydowanie za dużo ciemnych kolorów. Kątem oka zauważyłem kilka osób siedzących na korytarzu, których spojrzenie skierowało się w moją stronę. Niektórzy wyglądali jakby mi współczuli, a inni jakby się przestraszyli. Ah, czyli faktycznie muszę wyglądać okropnie.
Bez słowa usiadłem na krześle niedaleko drzwi z tabliczką, na której było wypisane imię psychiatry, no i oczywiście informacja jaki to lekarz. Spuściłem głowę zaczynając bawić się swoimi palcami, a myślami ponownie odlatując w mój mały, wymyślony świat. Świat, w którym George wciąż był ze mną. Zdążyliśmy się już nawet spotkać. Na samo wspomnienie tego wyobrażenia uśmiechnąłem się delikatnie, a w oczach znowu poczułem łzy. Niestety z moich pięknych myśli pełnych szczęścia i bez żadnych problemów wyrwał mnie głos jakiejś kobiety mówiącej moje imię. Podniosłem się z krzesła i bez słowa wszedłem do środka. Nie chciałem tu być. Cały pokój był ciemny, znowu za mało niebieskiego. Błąd, nic tu nie było niebieskie. Jedynie niebo za oknem, na które niestety nie mogłem patrzeć, bo kanapa była usadzona przed nim.
Siedziałem bez słowa uparcie wpatrując się w stolik, na którym nawet opakowanie od chusteczek było czarne. Dlaczego wszystko tu jest takie depresyjne? Jak oni niby chcą pomóc z takimi warunkami?