5. Nienormalna rodzina

1K 211 39
                                    

- Chris, powiedz mi, czemu jak tylko mi coś nie wyjdzie, nawet małego, to już się dobijam całkiem - mówiła Ann, stojąc następnego dnia oparta o blat w kuchni swojej siostry.

Christina, która przygotowywała dla nich herbatę, zaśmiała się pod nosem.

- To chyba płynie w krwi naszej rodziny, Annie. - Westchnęła, wiedząc, że zareagowałaby tak samo. - A co się stało? - zapytała, rzucając okiem na siostrę znajdującą się gdzieś za nią.

- No w zasadzie nic wielkiego. Po prostu przyszła wczoraj klientka, pomogła mi nawet przenieść książki, bardzo miła była... No więc chciałam się odwdzięczyć i zapytałam, czy czegoś szuka, a ona akurat zapytała o książki, których nie mam. Wiesz, jak mi było głupio?

- Och, Annie, ale nie możesz mieć wszystkiego, to normalne... - mówiła Chris, zerkając na nią ponownie.

- No wiem, wiem to wszystko, ale przecież ty mnie chyba też rozumiesz. Też ci mówiliśmy, że nie można być świetnym we wszystkim, a jednak.

Christina westchnęła ponownie, bo doskonale wiedziała, że Annabeth miała rację.

- No popieprzona rodzina, co więcej mówić - stwierdziła, czym nieco rozbawiła siostrę, nieprzyzwyczajoną do takich słów ze strony starszej. - No ale co, to zamówiłaś te brakujące książki, zgaduję?

- Od razu - odparła Ann bez zawahania. - Mam nadzieję, że przyjdzie znowu, bo tylko wtedy moja psychika będzie uspokojona. Powiedziała w ogóle, że jej siostra prowadzi ten różowy sklep niedaleko, więc tym bardziej dobra opinia by się przydała...

- Gdybym nie przejmowała się wszystkim tak samo, jak ty - zaczęła Chris, zalewając im herbatę gorącą wodą - to powiedziałabym, że aż dziwnie bardzo się interesujesz tą dziewczyną.

- Chris, przestań. - Ann pokręciła głową. - Po prostu pierwszy raz jestem za coś w pełni odpowiedzialna... I nie chcę tego popsuć.

- Wiem, dlatego jak mówię... Rozumiem cię. - Starsza z nich użyła różdżki, by przywołać do siebie mleko, które zamierzała dodać do herbaty. - Ale niczym się nie martw, wróci na pewno. A jak nie ona, to i tak będziesz miała ruch. Będę namawiała wszystkich pacjentów, czytanie zresztą jest zdrowe.

Ann już chciała odpowiedzieć, gdy w kuchni pojawił się Oliver z torbą sportową przewieszoną przez ramię.

- To ja wychodzę na trening, słońce.

Chris natychmiast oderwała się od herbaty, by podejść do męża i pocałować go w usta.

- Uważaj na siebie.

- Sprawdzałem przed chwilą Ethana, śpi jak suseł - dodał, rozczulając ją.

- To świetnie. Powodzenia.

Oliver pocałował ją po raz ostatni, a następnie odwrócił głowę.

- Cześć, Ann. - Posłał uśmiech szwagierce, po czym ruszył do wyjścia.

- Cześć, cześć.

Siostry usłyszały, jak główne drzwi się za nim zamykają, a wtedy zmarnowana Chris wróciła do herbaty.

- Merlinie, jak teraz Oliver wróci do regularnego grania, to się za nim zapłaczę. Cieszę się, bo on to kocha, ale... Tak lubię, gdy jest z nami w domu...

- Trochę marna rekompensata - zaczęła Ann nieśmiało - ale jak chcesz, to mogę codziennie was odwiedzać.

- Annie, nie jesteś marna - odparła Christina stanowczo, na co Ann tylko machnęła ręką.

- W każdym razie, no... Ja też jestem sama, to chętnie po pracy tu poprzychodzę.

- Jeju, masz rację... - Christina złapała się za głowę. - Ja się tu użalam nad sobą, a to ty jesteś zupełnie sama w tym Hogsmeade.

- Aj, no bez przesady. - Ann wzruszyła ramionami, po czym skuliła się nieświadomie. - Ja całkiem lubię być sama i za tłumami nie przepadam, przecież wiesz... - dodała tak, jakby jej to nie ruszało, a jednak za tamtymi słowami krył się mały smutek.

Annabeth przez całe życie nie spotkała nikogo, kto by ją pokochał i powoli zaczynała godzić się z tym, że na to nie trafi, zwłaszcza, gdy patrzyła na swoją siostrę. Pozostawało jej przelać całą miłość na księgarnię, co już zresztą robiła.

- A z ciekawości, to jakich książek szukała ta dziewczyna? - zapytała Christina, różdżką przywołując łyżeczki.

- O pszczołach i pszczelarstwie.

- Ooo... To musi być dobry człowiek. Mało ludzi teraz obchodzą pszczoły, a przecież są takie ważne...

- W sumie masz rację - przyznała Ann. - No to tym bardziej chciałabym, żeby przyszła znowu. Ładna też była.

I to właśnie to ostatnie zdanie sprawiło, że Chris rzuciła siostrze podejrzliwe spojrzenie, ale niczego już nie skomentowała.

W tym samym czasie dziewczyna, która przyprawiła Annabeth o tamte zmartwienia, sama nie była w najlepszym humorze. Siedziała w salonie i patrzyła na dziesiątki zdjęć rozłożonych przed nią na stole, z trudem powstrzymując łzy.

- Val, co ty tu robisz?! Co się dzieje?! - zapytała przerażona Polina, pojawiając się w pomieszczeniu w samym ręczniku.

- Przeglądam zdjęcia naszej rodziny...  Tej, której przeze mnie już nigdy nie zobaczymy.

- Przez nich, Val, przez nich! - wrzasnęła Polina natychmiast, a pod wpływem jej złości wszystkie zdjęcia, niczym popchane wichurą, zostały zrzucone ze ze stołu. - To ich wina, oni nie chca nas znać, bo są chorzy na głowę! - krzyczała, siadając obok siostry, która tylko pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

- Pola, to już nawet nie o to chodzi. A co, jak ktoś tutaj dowie się o naszym pochodzeniu? I też nas wykluczą?

- Skąd ci się to nagle wzięło? - Polina wyglądała na kompletnie zaskoczoną. - Te zdjęcia trzeba będzie spalić, jeśli mają ci o tym przypominać. A poza tym, jak możemy odpowiadać za naszych przodków, Val? Dostali swoją karę, więc to już nie nasza sprawa. Przeżyłam Durmstrang bez wypominania mi tego, więc gorzej nie może być. A mówiłam ci, jak wygląda Durmstrang pod tym względem.

- Ale to dlatego, że jesteś wiedźmą, boją się ciebie...

- Każdy powód dobry, jeśli się nie czepiali. - Polina wzruszyła ramionami, poprawiając swój ręcznik. - Val, nikt nic nam tu nie zrobi, obiecuję. A ja mam w ogóle pomysł. - Wstała nagle. - Idę się ogarnąć i idziemy do Doliny Godryka.

- Co? Zwariowałaś? - Valeria aż wzdrygnęła się na tamtą nazwę.

- Tam w końcu też są te nasze korzenie, tak? - mA nawet tam jeszcze nie byłyśmy. I udowodnię ci, że nikt nie zwróci na nas uwagi.

- Ale...

- Poza tym, oni nie chcieli niczego złego, metody były tylko nieodpowiednie. A zresztą nieważne. Idziemy.

Valeria westchnęła i już sięgała po pierwsze zdjęcie, by podnieść je z podłogi, gdy Polina, wychodząc, machnęła tylko ręką - i wszystkie fotografie w ułamek sekundy ułożyły się w idealny stos. To dobiło Valerię jeszcze bardziej, bo przypomniała sobie po raz kolejny, i to dobitnie, jak bardzo brak mocy magicznej różnił ją od siostry.

A oto miała właśnie z nią iść... I badać ich niezwykle magiczne pochodzenie.

Pszczółki KsiążkoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz