ROZDZIAŁ I

28 3 16
                                    

1 września 1991 roku

Stałam zagubiona na zatłoczonym peronie 9¾ na stacji King's Cross. Patrzyłam na poruszających się wokół ludzi nie wiedząc co robić. Na stacji stała już lokomotywa, ale byłam tak zagubiona i zaskoczona tymi wszystkimi zmianami w moim życiu, że nie wiedziałam czy na pewno chcę wsiąść do pociągu. Wiedziałam, że jeśli podejmę tą decyzję i wsiądę, raczej nie będzie odwrotu...
Dostałam już wystarczające dowody na to, że Hogwart istnieje. Ale czy ja chciałam tam pojechać? Oczywiście że chciałam. To będzie nowe doświadczenie, a może zacznę życie "od nowa"? Kto wie? Warto próbować nowych rzeczy. W życiu kieruje się zasadą, że trzeba być odważnym. Czy to podczas podejmowania trudnych decyzji, przyznawania się do błędu, czy ponoszenia konsekwencji swoich decyzji, czy czynów. W tym momencie znajdowałam się w pierwszej sytuacji. Postanowiłam być odważna i kierować się tą zasadą również w tej chwili.

Zawsze za dużo myślę i często zajmuję to zdecydowanie za dużo czasu, jak i było oczywiście teraz. Zobaczyłam na zegar wiszący na ścianie która znajdowała się na przeciwko mnie.

10:59...

Pociąg miał odjechać za minutę, a ja stałam jak słup na środku peronu z kufrem i rzucającą się w klatce sową, którą kupiłam na pokątnej razem z hagridem. Rzuciłam się biegiem w kierunku drzwi pociągu. Potrąciłam nawet jakaś panią, która nie wydawała się być z tego faktu specjalnie zadowolona. Pomogłam jej wstać. Zostały mi ostanie sekundy. Pociąg powoli zaczynał odjeżdżać, rodzice machali do swoich dzieci, które wyglądały przez okienka w pociągu. W ostatniej chwili wgramoliłam się do środka, po czym pociąg gwałtownie przyspieszył, a ja poleciałam z hukiem na ziemie przykuwając uwagę wszystkich wokół.

No to świetne pierwsze wrażenie...

Oczekiwałam że wszyscy wybuchną głośnym śmiechem. Jednak nikt tego nie zrobił... Zdziwiło mnie to, ponieważ w mojej starej szkole kiedy ktoś upadł wszyscy się śmiali. A tutaj chwilę się popatrzyli i zaczęli odchodzić do swoich przedziałów. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy już chciałam się podnieść zobaczyłam stojącego nade mną chłopaka podającego mi rękę. Przy jego pomocy wstałam i otrzepałam się z kurzu i paprochów leżących na podłodze. Staliśmy z dwie minuty w milczeniu, co było trochę niezręczne. Miałam nadzieję, że zaraz się odezwie, bo ja trochę za bardzo się wstydziłam.

- wszystko ok?- chłopak przerwał milczenie, patrząc się na mnie. Uśmiechnął się lekko, co spowodowało u mnie to samo.

- tak, jest dobrze- zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Miał kruczoczarne włosy, okulary i zielone oczy, które bardzo mi się spodobały, bo kojarzyły mi się z moją siostrą.

- Harry, Harry Potter- po raz kolejny odezwał się. Tym razem mi się przedstawił, a ja stałam jak wryta po raz kolejny wychodząc na debila. szybko się jednak otrząsnęłam.

- Alice, Alice Carter- podałam mu rękę, a on uśmiechnął się i uścisnął moją rękę.

- siadasz ze mną w przedziale?- zadał mi pytanie na które od razu odpowiedziałam

- oczywiście- odrzekłam, wzięłam swoje rzeczy i szczerząc się ruszyłam, aby znaleźć wolny przedział.

Przeszliśmy chyba cały pociąg i dopiero na samym końcu znaleźliśmy przedział w którym były miejsca. Jednak ktoś tam już siedział...
Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się dość szczupły i na oko wysoki, rudy chłopak wpatrujący się w okno.

- hej, można tu usiąść?- zapytałam się chłopaka, a on obrócił się i uśmiechnięty odpowiedział

- jasne, siadajcie- pokazał rękami miejsca przed sobą, na których usiedliśmy razem z Harrym.

Stwierdziłam, że przydałoby się przedstawić, zamiast siedzieć w ciszy.

- Alice Carter, miło mi

- Ron Weasley- tym razem rudzielec się przedstawił

- Harry Potter- Harry przedstawił się i uśmiechnął, a Ronowi niewiadomo dlaczego opadła szczęka. I to dosłownie.

- Harry Potter?- zadał harry'emu pytanie, na które on odpowiedział kiwnięciem głowy.

- a masz to, no wiesz co?- zapytał jeszcze bardziej zaskoczony

- ale co?- Harry był trochę zdezorientowany nie wiedział o co mu chodzi, ale Ron pokazał palcem na swoje czoło i wtedy Harry chyba zrozumiał.

- Aaa, no tak- zaśmiał się pod nosem i odsłonił swoje włosy pokazując czoło na którym widniała nie za duża blizna w kształcie błyskawicy.

- Wow, czyli to prawda- Ron dalej był zaskoczony, ale po chwili zakończył temat i rozmawialiśmy o innych, według mnie ciekawszych rzeczach.
Okazało się, że Harry również wychowywał się u mugoli (ludzi którzy nie są czarodziejami, poznałam to słowo dzisiaj od Rona) i że również był zaskoczony listem.

Ani się obejrzeliśmy i już dojechaliśmy. W pociągu poznaliśmy jeszcze jedną dziewczynę, Hermionę Granger. Wydawała się być sympatyczna, ale według mnie trochę zarozumiała.

Po zobaczeniu Hogwartu, który był, no nie oszukujmy się ,najpiękniejszym i najwspanialszym miejscem jakie kiedykolwiek ujrzałam w swoim 11 letnim życiu, dosłownie zabrakło mi tchu. Nie mogłam uwierzyć, że trafiłam do tak niezwykłego miejsca i miałam tam spędzić 7 lat swojego życia.

W środku był jeszcze piękniejszy i magiczny niż na zewnątrz. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, a postacie, które na nich widniały ruszały się i machały do nas. Schody przemieszczały się, więc trzeba było uważać. Wielka sala była równie zaskakująca. Stały tam cztery bardzo długie stoły dla uczniów, przy których, gdy wchodziliśmy tam grupą osób z pierwszego roku, siedziało już sporo osób, najprawdopodobniej ze starszych klas. Świece lewitowaly nad naszymi głowami i była to chyba jedna z rzeczy która najbardziej mi się podobała. Bardzo zaskoczyły mnie również duchy, które latały pomiędzy uczniami i stołami, a jeden prawie nie miał głowy. Podleciał do uczniów pierwszej klasy i przedstawił się jako sir Nicholas. Był bardzo uprzejmy jak na ducha, chociaż nigdy w życiu z żadnym nie rozmawiałam.

Gdy zaczęła się ceremonia przydziału nogi miałam jak z waty. Nigdy wcześniej się aż tak nie stresowałam. Tak samo Harry i Ron. Staliśmy we trójkę i patrzyliśmy jak uczniowie przydzielani byli do domów. Kiedyś musiała przyjść pora na nas. Profesor Mcgonagall wyczytała imię i nazwisko Rona, a on trochę sparaliżowany podszedł do stołka, na którym usiadł, a profesor nałożyła mu na głowę tiarę przydziału, która po chwili namysłu wykrzyczała głośno nazwę domu do którego trafił.

- Gryffindor!- ryknęła tiara, a na twarzy Rona pojawił się mały uśmiech, który dostrzegłam chyba tylko ja i Harry. Dowiedzieliśmy się, że wszyscy w rodzinie Rona od wielu pokoleń są w Gryffindorze, więc wiadomo że go to ucieszyło.

Następny był Draco Malfoy, który trafił do Slytherinu, a po nim miala przyjść kolej na Harry'ego.

- Harry Potter- gdy wyczytano jego imię, wszyscy zaczęli szeptać między sobą o czymś, na temat chłopaka i przyglądali mu się, jakby był jakimś okazem w zoo. Siedział na stołku kilka dobrych minut, zanim tiara dokonała wyboru. On również trafił do Gryffindoru. Jak na razie, byli to moi jedyni przyjaciele, a więc miałam nadzieję, że też tam trafię.

Moje imię zostało wyczytane na samym końcu, a ja miałam tylko nadzieję, że idąc nie przewrócę się po raz kolejny na oczach całej szkoły, ponieważ nogi miałam jak z waty. Na szczęście nic takiego się nie stało. Czułam jak ręce mi się pocą. Siadłam na stołku, a tiara nie została nawet dobrze nałożona na moją głowę i już podjęła decyzję, mam nadzieję że dobrą, bo będzie to miało jakiś wpływ na moją naukę tutaj.
Wykrzyczała na całą salę nazwę mojego domu w tej szkole...

- Slytherin!

Czy ta decyzja tiary przydziały była dobra?
Nie mam pojęcia, ale miałam się o tym przekonać...

~find your place/HP Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz