Rozdział 4

12 2 0
                                    

Laura

Zbliżała się godzina 21.00. Szykowaliśmy się właśnie Charlie'm do Billy'ego, jego przyjaciela. Byłam bardzo ciekawa tego człowieka. Lubię poznawać nowe osoby, jestem bardzo  towarzyską osobą. Wiedziałam tylko, że mieszka kawałek przez las. Przebrałam się, ponieważ ubrania które miałam rano na sobie i w lesie były dość brudne, po momencie kiedy usiadłam na kłodę w tej ogromnej puszczy.Przebrałam się w czerwoną, obcisła do kolan sukienkę. Nie chciałam za dużo odkrywać. To będzie moje pierwsze wrażenie, więc nie chciałabym wyjść na lafirynde. Stanęłam przed wiszącym lustrem i spojrzałam na swoją twarz, lecz po chwili skierowałam wzrok na kosmetyczkę. Wyciągając z niej parę kosmetyków, poprawiłam makijaż, który umalowałam nad ranem, poprawiłam go na trochę mocniejszy.
Kończąc, wyciągnęłam szczotkę i rozpuściłam brązowe włosy. Zaczęłam powoli rozczesywać miękkie włosy, które sięgały do moich żeber. Gdy skończyłam, upiełam je w niedbałego koka. Poperfumowałam się perfumem Miss Dior, który pięknie pachniał na mojej szyji a jego zapach unosił się wokół mnie.
Odkładając rzeczy na miejsce, wychodząc z łazienki wpadłam na Charlie'go.
-o matko, wybacz Charlie.- Powiedziałam zakłopotana, gdy ten złapał mnie swoimi dłońmi w biodrach.
-Spokojnie Laura.- Zaśmiał się subtelnie i opuścił swoje dłonie z moich bioder.-
-To co, wychodzimy?- Oznajmiłam, błądząc wzrokiem po dużym pomieszczeniu.
Charlie jednak nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową na potwierdzenie i poprowadził mnie w stronę wyjścia.
Wyszliśmy na zewnątrz a Charlie jedynie wkładając i przekręcając klucz w drzwiach, zamknął je.
Ruszyliśmy w stronę lasu a po wejściu zaczęliśmy rozmawiać.
-Czy Billy ma kogoś? Mieszka z kimś?.- zapytałam go, ale otrzymałam jako odpowiedź tylko ciszę. Spojrzałam na jego twarz, wydawał się jakby nie wiedział co odpowiedzieć, lecz po dłuższej chwili odpowiedział.
-Charlie nie ma żony. Nie zrozum tego źle. Miał ją. Naprawdę cudowna kobieta, ale zmarła przez ciężką chorobę. Teraz mieszka z...synami.- zastanowił się dłużej, zanim położył nacisk na słowo „synami".
-Bardzo mi przykro.., dobrze że przynajmniej ma chłopaków.- Złożyłam wyrazy współczucia i uśmiechnęłam się lekko.
Jasny księżyc prześwietlał gesty las. Gdy doszliśmy prawie do widoku z lasu, mimowolnie zwróciłam wzrok ku ziemi a wtedy zobaczyłam odciski ogromnych łap, jak już kiedyś mówiłam „Były wielkie niczym dłoń dorosłego mężczyzny." Nie zdziwiło mnie to. To las. Zwierzęta mają prawo krzątać się wszędzie. Dosłownie wszędzie.
Bardziej zdziwiło mnie to że nagle ślad urwał się, a kawałek dalej były odciski butów. Dosyć dużych butów. Zastanawiało mnie to przez resztę drogi, ale po pewnym czasie odrzuciłam te myśli na bok. A dokładniej odrzuciłam ją kompletnie na bok, kiedy staliśmy już przed drzwiami drewnianego domku. Całkiem sporym. Nawet może i większym od Charlie'go chatki. Nawet posesja wydawała się bardziej zielona i większa, jakby faktycznie Billy hodował zwierzęta. Z zamyśleń wyrwały mnie uderzania pięścią w drewniane drzwi. Po krótkiej chwili  uchyliły się a moim oczom ukazał się mężczyzna z czarnymi włosami dłuższymi niż moje. Siedział na wózku. Gdy nas zobaczył automatycznie jego kąciki ust uniosły się w uśmiech.
Charlie przywitał się z nim jak z najlepszym przyjacielem  i odwrócił wzrok na mnie.
- To moja siostrzenica.- Poczułam ich wzrok na sobie.
-Dzień Dobry. Nazywam się Laura James.- Powiedziałam z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ponieważ nie zauważyłam aby on to zrobił pierwszy, choć powinien ponieważ był mężczyzną.
-Bardzo mi miło. Naprawdę dużo o tobie słyszałem. Billy, Billy Black. I daj spokój z tym podaniem sobie ręki. Niech cie uściskam!- Uśmiechnął się i pokazał mi ruchem ręki abym schyliła się,więc tam postąpiłam. Wtedy mężczyzna objął mnie ramionami. Oczywiście odreagowałam tym samym. Gdy podniosłam tłów, zaprosił mnie i Charlie'go do środka. Moim oczom ukazał się duży salon i stół z różnymi potrawami oraz  winem. Gdy podniosłam wzrok, spojrzałam na dość dużą grupę chłopaków i między nimi stojące dwie dziewczyny.
-Cześć. Laura James.- podeszłam do każdego przedstawiając się a mi przelatywały tylko imiona i nazwiska danej osoby z którą akurat się witałam.
W którymś momencie trafiłam na wysokiego, masywego ciemnowłosego chłopaka, który patrzył na mnie jakbym skrzywdziła go kiedy kolwiek, pomijając fakt że widzę go pierwszy raz na oczy.
- Daruj sobie. Myślisz że nie widziałem jak przejechałaś tego wilka na drodze.
-nie bardzo rozumiem..-Wtedy stałam się całkowicie zdezorientowana.
Sam Uley.- Wycisnął z siebie poprzez zęby i ścisnął moją dłoń tak mocno, że syknęłam z bólu. Poszłam dalej nie opuszczając z niego wzroku a on jedynie zmrużył oczy głęboko wpatrując się we mnie.
W końcu odwróciłam od niego wzrok i przeniosłam go na wysokiego, umięśnionego, brązowookiego chłopaka.
-Jacob Black..- Powiedział i delikatnie złapał moją małą dłoń. Moja w porównaniu do jego dłońi, była naprawdę mała a ciepło które od niego biło sprawiało że robiło mi się gorąco.
-naprawdę dobrze wyglądasz, Laura.- Zmierzył mnie wzrokiem a ja tylko uśmiechnełam się eterycznie w jego stronę.
-Ty również, Jake.- Na moje słowa wyszczerzył swoje białe zęby,które naprawdę dodawały mu uroku. Coś w nim było. Coś co nie dawało mi spokoju.
Usiedliśmy obok siebie przy stole a naprzeciwko mnie usiadł oczywiście  nikt inny jak Sam Uley, który wpatrywał się we mnie jakbym zrobiła mu dużą krzywdę. Po raz kolejny. Obok mnie usiadł Jacob i opierając łokcie o stół, uśmiechnął się do mnie ciepło.
Gdy wszyscy usiedliśmy, zaczęły w moją stronę lecieć różne pytania.
-Czyli jesteś z Los Angeles?.- zapytał Billy , przełykając kęs jedzenia, który miał w ustach.
-Tak, urodziłam się tam. Skończyłam szkołę i teraz jestem tu. Uwielbiam naturę , zwierzęta ale bardzo niepokoją mnie te ogromne wilki tutaj. Dziś prawie jednego potrąciłam a on później próbował mnie zjeść.- Złapałam dłonią za lampkę wina i zaczęłam sączyć z niego czerwoną ciecz, której słodki smak rozpływał się w moich ustach i spływał po gardle. Mój wzrok powędrował na Sam'a, który wpatrywał się we mnie a jego tęczówki pociemniały.
-Wilki to zwierzęta, które łapią swoje ofiary, jeżeli wcześniej im uciekły. Więc od tej chwili, miej się na baczności.- Uśmiechnął się szyderczo a ja jedynie pokierowałam spojrzenie w dół. Byłam ogromnie zamyślona, ale z tych zamyśleń wyrwał mnie inny głos. Był to Jacob, który wydawał się w tym momencie ostry.
-Lepiej ty się miej, Sam.- Warknął ostro a Sam tym razem zignorował to.
-Chłopaki, uspokójcie się bo zaraz stąd wyjdziecie.- Powiedział poważnie Billy a ku mojemu zdziwieniu Sam nawet nie zaprzeczył, po prostu wstał i wyszedł trzaskając drzewami. Billy tylko westchnął i dodał:- Przepraszam za niego. Ma gorszy dzień.- Powiedział zawstydzony, zachowaniem swojego podopiecznego.
-nie szkodzi, każdy czasami ma gorszy czas.-Uśmiechnęłam się w jego stronę, aby dodać mu trochę otuchy. Chciałam aby spowrotem czuł się komfortowo.
-dziękuję za wyrozumiałość, Laura.- powiedział dość pewnie i odrazu się rozluźnił.
-Naprawdę pyszne potrawy, Billy.- Powiedział Charlie, lekko oblizując wargi od sosu, który się na nich znajdował.
Billy tylko się uśmiechnął i podziękował a nasza rozmowa toczyła się dalej i dalej. Naprawdę uznałam go za miłego faceta.


Dopijałam końcówkę wina, śmiejąc się z żartu Setha, który był tak suchy, ale mimo tego każdy się śmiał a nasze  śmiechy, odbijały się o cienkie ściany pokoju.
-Dobra, Laura, zbieramy się.- Powiedział Charlie, który nadal nie mógł uspokoić śmiechu.
-Nie chce jeszcze iść, tu jest tak zabawnie.- Powiedziałam, cicho wydając z siebie lekki jęk zawiedzenia tym co oznajmił w moją stronę Charlie.
Billy wykazał smutną minę, na stwierdzenie Charlie'go. Wydawało mi się, że również jest zawiedziony że musze juz pójść. Kiedy miałam już wstać poczułam ciepłą dłoń, która złapała mnie za ręke i zatrzymała
-Daj spokój Charlie. Odprowadzę ją później.- Powiedział Jacob, myślę że Charlie mu ufa, ponieważ nie zaprzeczył tylko machnął ręką i odpowiedział:- A róbcie co chcecie, tylko żeby trafiła mi bezpiecznie do domu.- Wskazał palecem wskazującym na brązowookiego. Po chwili zaczęły się wiwaty z powodu mojego zostania.
Charlie żegnając się, wyszedł a my zaczęliśmy dopiero zabawę. Muzyka zaczęła grać a ja wypiłam kolejny kieliszek wina. Dziś naprawdę sporo wypiłam a miałam bardzo słabą głowę. Jakę wyciągnął w moją stronę dłoń a ja bez wahania się jej chwyciłam. Podniosłam się z krzesła, przy pomocy Jacob'a. Poszliśmy na środek salonu, gdzie w chucznej muzyce, znajdowało się już tu pół domu. W większym salonie zrobiło się ciemnej a ja położyłam dłonie na barkach Jake'a, gdy ten złapał mnie w biodrach. Muzyka była delikatna i przyjemna dla uszu co podobało mi się. Zaczęliśmy delikatnie kołysać się na boki a mój świat wirował wokół mnie jak przeklęty . Nie potrafiłam nad tym zapanować,postanowiłam oprzeć się na wysokim brunecie. Jego ciepło otuliło moją skórę wokół a ja tylko przymknęłam oczy, zatapiając się w tej przyjemnej pozie. Po chwili spokojnego tańca, odkleiłam się od przedstawiciela płci przeciwnej i rzuciłam cicho.
-Jac, Jacob.. Jestem tak okropnie zmęczona..- Wymamrotałam i ledwo spojrzałam w oczy ciemnookiego.
Jacob wydawał mi się przez chwilę jakby zamyślony, lecz po chwili po prostu wstchnął i podniósł mnie w stylu panny młodej i wniósł mnie po krętych schodach. Zachował się, jakby w ogóle nie zmęczył się tym że mnie niesie. Mimo wszystko nie ważyłam dużo, lecz kawałek drogi do przejścia na górę jednak było. Bez problemowo otworzył drewniane drzwi i położył mnie na ogromnym łóżku. Nawet ja nie posiadam aż tak ogromnego w domu. Złapałam za moje stopy i powoli ściągnął moje buty. Po skończonej czynności okrył mnie wykrochmaloną kołdrą i szeptając ciche „Dobranoc", po prostu wyszedł z pomieszenia, a mnie otuliła głucha cisza. Przylgnęłam do miękkiego materaca i powoli przymknęłam oczy. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy zasnęłam..








You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 26, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The Danger you know Where stories live. Discover now