Rozdział 10.

394 57 41
                                    

– Tato! Tato!

Cichy, melodyjny głosik dobiegł uszu Connora, który automatycznie odwrócił się w kierunku jego źródła. Urocza, ciemnowłosa dziewczynka z włoskami pokręconymi w sprężynki uśmiechała się do niego, a jej oczy błyszczały, jak gdyby ktoś zaświecił w nich miliardy gwiazd. A teraz biegła w jego stronę w białej sukience i z małą, plastikową różdżką, wyglądając jak aniołek. Szatyn natychmiast rozłożył ramiona, w ostatniej chwili przechwytując dziewczynkę, która wprost rzuciła się w jego ramiona.

– Hej, myszko – wyszeptał, kiedy wtuliła się w jego klatkę piersiową, drobnymi rączkami otulając jego szyję. – Jesteś wróżką? – zapytał, na co mała zachichotała.

Szybko jednak spoważniała, odsuwając się odrobinę i poważnie spoglądając w niego prawie identycznym spojrzeniem do tego, którym obdarzała go  niegdyś Madison. Ciemne rzęsy rzucały cień na jej zaróżowione policzki, kiedy zamrugała, wciąż nie przestając świdrować go wzrokiem.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła, delikatnie wydymając usta. – To bardzo ważne, tato.

Jej ton brzmiał komicznie przez powagę, którą zachowywała, będąc wciąż tylko zaledwie czteroletnim maluchem, jednak Connor potraktował to bardzo serio, dając jej do zrozumienia, że tak też traktuje ją i jej słowa.

– Co tylko chcesz, skarbie – odpowiedział automatycznie, z dziwnego powodu nie czując tej wyrwy w miejscu, w którym niegdyś biło jego rozszalałe serce, a które od czterech lat pozostawało puste. Maia nigdy mu się nie śniła. A dziś? Dziś czuł, jakby widywał ją codziennie. I to było tak... naturalne. – Możesz powiedzieć mi o wszystkim, wiesz o tym, prawda?

Dziewczynka przytaknęła, wciąż bacznie obserwując ojca.

– Nie chcę, żebyś był smutny – powiedziała wprost, a Daves nie miał pojęcia, skąd w tej małej istotce tyle zrozumienia i dojrzałości. Zwłaszcza, że starał się nie dać jej powodów, by mogła podejrzewać go o smutek. – Wszystko będzie dobrze, tatusiu.

Wyraz twarzy szatyna załamał się, kiedy z ust Mai padły te słowa. Wciąż trzymał ją w ramionach, nie poruszając się, bo bał się, że jakikolwiek ruch może mu ją odebrać. Miał ją tylko przez chwilę. Nie mógł tego zaprzepaścić.

– Bardzo cię kocham, księżniczko – powiedział cicho, opierając swoje czoło o jej malutką główkę. – Przepraszam, że nie mogłem cię uratować. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale...

– Wiem, tatusiu – przerwała mu czterolatka, znów się od niego odsuwając i tym razem wyplątując z jego objęć. A kiedy na własnych nóżkach stanęła na ziemi, spojrzała na niego tak szczerze i jasno, jak jeszcze nikt nigdy na niego nie patrzył. – Ale nie rozumiesz.

– Czego nie rozumiem, aniołku?

I to była zaledwie sekunda. Jeden moment, w którym dziewczynka uśmiechnęła się do mężczyzny, a jego świat jakby rozświetlił się milionem gwiazd. Tych samych, które błyszczały w spojrzeniu jego małej córeczki. I kiedy jej uśmiech wypełnił całe serce Davesa, Maia zerwała się do biegu. Po zaledwie paru metrach odwróciła się jednak, spoglądając na niego z nadzieją i miłością, po czym powiedziała:

– Zmień bieg tej historii, tato.

A następnie zniknęła mu z oczu.

Connor zerwał się do siadu, szybko rozglądając po pustej sypialni. Kilkukrotnie pomrugał powiekami, próbując ogarnąć otaczającą go rzeczywistość, jednak czuł zbyt wiele bodźców, by móc prawidłowo zidentyfikować którykolwiek z nich. Był z Madison w pokoju Mai, rozmawiali, wyznał jej wszystko to, czego nigdy nie wyznał nawet sobie samemu. A potem...

Souls Too Heavy For LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz