Rozdział 5

592 103 14
                                    

- Mamo? - pytam, tym razem już głośniej - To ty? To naprawdę ty?
Kobieta na tronie ( a raczej moja podobno zmarła mama ) wpatruje się we mnie z troską.
- Tak, to ja - mówi.
Nie zważam na nic, tylko w okamgnieniu podbiegam do niej i mocno przytulam, wybuchając płaczem. Uczucia we mnie buzują.
Mama odwzajemnia uścisk i słyszę, że również zaczyna płakać.
- Jak to możliwe? Przecież ty... - łkam - Nie żyjesz - dokańczam.
- Muszę ci wszystko wyjaśnić. Nie wiesz wielu rzeczy - odpowiada, wycierając łzy. Ja również to robię.
Wtulam się w nią jeszcze mocniej. Wspomnienia wracają. Tak bardzo brakowało mi jej przez te wszystkie lata, tak bardzo za nią tęskniłam... A teraz przytulam ją, całą i zdrową. Ale czy na pewno?
- Czy to sen? - pytam, bo mam duże wątpliwości. Wręcz jestem pewna, że zaraz się obudzę.
- Nie, kochanie - odpowiada mama.
Trwamy jeszcze długo w uścisku. Przez ten czas zapominam o świecie dookoła. O tym, że Araon stoi i się przygląda. O wszystkim. Liczy się tylko ona - moja mama.
Kiedy wreszcie odrywamy się od siebie i obie opanowujemy płacz, ona odzywa się do Araona , który stoi za nami:
- Araonie, odwołaj Radę Bractwa. Muszę porozmawiać z Samanthą.
Chłopak kłania się i odpowiada:
- Oczywiście, moja Pani - zerka na mnie i wychodzi, zamykając za sobą szklane drzwi.
- Samantho, usiądź obok mnie - wskazuje mi duże, czerwono - zielone krzesło z aksamitu, ustawione obok tronu, którego wcześniej jakimś cudem nie zauważyłam. Wykonuję polecenie, a mama zaczyna mówić:
- Wiem, że doznałaś szoku, gdy mnie zobaczyłaś. Już ci wszystko tłumaczę - ciągnie - W twoim świecie, na Ziemi, jestem martwa. Ale tutaj, na Szafirowym Księżycu żyję. Jestem przywódczynią Bractwa Światła.
- Jak to możliwe? - pytam przejęta.
- Za życia na Ziemi byłam medium, pamiętasz?
Kiwam głową. Mama miała dar telepatii, ale nie używała go zbyt często. Za to była medium - kontaktowała się z duchami.
- Tak więc, po mojej śmierci w twoim świecie odrodziłam się tutaj na nowo. Po prostu pojawiłam się od razu po zgonie. Wszyscy ciepło mnie przyjęli. Potem zostałam przywódczynią. To dzięki temu, że byłam medium. Wciąż jestem.
Odrodziła się? Czyli... Tata też tu jest? Czy to w ogóle możliwe?
- Skoro ty tu żyjesz... Tata też tutaj jest? - pytam, pełna nadziei.
- Niestety, ale nie. Odrodzić się mogą tylko ludzie z magicznymi i paranormalnymi zdolnościami - odpowiada i cała moja nadzieja gaśnie. No cóż... Tęsknię za tatą. Ale teraz przynajmniej z powrotem mam mamę.
- Mamo, dlaczego nie dałaś znaku życia? Chociażby przez Ericę?
- Córeczko, nie mogłam. To zabronione kontaktować się z osobami z Ziemi, nawet, jeśli są bardzo bliskie. Tym bardziej, że jestem przywódczynią, wzorem dla innych - odpowiada - Araon nie mógł ci wcześniej powiedzieć, że ja tu będę. Musiał nadejść właściwy czas. Wyczekiwałam ciebie, wiedziałam, że się zgodzisz.
- Co teraz?
- Potrzebujemy twojej pomocy. Jak już wiesz, jesteś Wybrana. Musisz nas ocalić - mówi mama.
- Wierzę w ciebie - dodaje, po czym przytula mnie.
Ja także wierzę, że mi się uda. Teraz, gdy mam już mamę u swojego boku, mogę wszystko. Przynajmniej tak sądzę.
- Samantho, teraz musi odbyć się zebranie, na którym przedstawię cię reszcie Bractwa - patrzy na elegancki zegar zawieszony na ścianie w jasnozielone gwiazdy - Jesteśmy spóźnieni o 15 minut. Araon zaraz zwoła wszystkich. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, oczywiście, że nie - odpowiadam.
Wstajemy. W tym momencie otwierają się drzwi i pojawia się Araon.
- Jak dobrze, że jesteś. Zwołaj wszystkich na zebranie - mówi mama.
- Dobrze, moja Pani - zawraca i wychodzi. Powstrzymuję się od uśmiechu na nazwę, którą Araon zwraca się do mamy. Ten zwrot wydaje mi się nieco dziwny, no ale w końcu mówi do przywódczyni.
Nie mija więcej niż kilka minut, a w sali zaczynają pojawiać się ludzie. Siadają na zielonych krzesłach ustawionych rządkiem na podłodze - po lewej stronie kobiety, po prawej mężczyźni. Wszyscy, tak jak przedtem, są ubrani elegancko i mają białe płaszcze. Moja mama natomiast ubrana jest w krótką, rozkloszowaną, niebieską sukienkę. I również ma płaszcz. Tutaj tylko ja ubrana jestem normalnie - mam bluzę z kolorowym nadrukiem i rurki.
Rozglądam się po sali. Dziwne, nie widzę nigdzie Araona. Gdzie on może być?
Kiedy już wszystkie krzesła są zajęte, przywódczyni zaczyna przemowę:
- Witajcie, moi drodzy! Jak wiadomo, Bractwo Cieni przejmuje kontrolę nad wymiarami. Nie możemy do tego dopuścić. Dlatego przedstawiam wam Wybraną do walki ze złem, Samanthę, moją córkę. Jeszcze nie odkryła swoich mocy, ale będzie najpotężniejsza z nas wszystkich. Wierzymy, że pomoże wygrać walkę z Bractwem Cieni. Brawa dla niej! - mówi.
Wszyscy zaczynają klaskać, a ja kłaniam się i dodaję:
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wam pomóc.
Stoję tak wśród oklasków.
Nagle czuję ogromny ból przeszywający moje ciało. Upadam na ziemię. Oklaski milkną, a mama podbiega do mnie i próbuje pomóc. W tej samej chwili z hukiem otwierają się drzwi i do sali wpadają uzbrojeni mężczyźni.

W szponach mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz