Słońce paliło w moje zasłonięte bluzą ramiona. Rozpuszczone włosy falowały przy każdym podmuchu wiatru. Nie czułam makijażu, ale długo stałam rano przed lusterkiem w dłoni, co chwila poprawiając, by wyszło idealnie. Cóż, chyba się nie udało. Oczy były podkreślone eyelinerem, rzęsy pociągnięte czarnym tuszem, oczy pomalowane kolorem beżowym, a całą twarz posmarowana kremami, fluidem i pudrem. Może taka będę ładna? Chociaż trochę...
Nie mam zbyt najlepszego zdania o sobie. Wręcz przeciwnie, nienawidzę siebie samej. Swojego charakteru, a co dopiero wyglądu. Jestem cholernie nieśmiała, a gdy jestem w bardziej lub mniej stresującej sytuacji staję się czerwona jak burak.
Dziś wybrałam się do biblioteki. I miałam taką małą nadzieję, że ktoś chociaż podejdzie, zagada. Że ten makijaż pozwoli mi zawrzeć nowe znajomości. Wiem, to głupie. Ale jak na razie otwieram się jedynie przed ludźmi z internetu.
Chłopak szedł przede mną z kolegą. Spojrzałam na nich, a potem szybko odwróciłam wzrok. Najpierw chcę tych znajomości, a teraz sama uciekam. Jestem sprzeczna.
-Heey, plastik! - zawołał brunet. Przepraszam, co? Plastik? Do mnie? We mnie się gotuje, ale na zewnątrz mam grobową minę, zapewne. Ukrywanie uczuć - lvl hard. Jestem w tym doskonała, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jeszcze nikt się nie skarżył.
Obaj się zaśmiali. Idź przed siebie, nakazałam sobie. Po prostu idź. Nie zatrzymuj się. Nie oglądaj. Idź. - Dyrygowałam sobie. Ale oni chyba nie zamierzali odpuścić. A zwłaszcza ten brunet...
-Lala, gdzie ci tak spieszno? Solarium? Kosmetyczka? Fryzjer? Czy może centrum handlowe?
-Biblioteka - szepnęłam.
-Słucham? - wydawał się zdezorientowany.
-Nie trafiłeś. Idę do biblioteki - powiedziałam trochę głośniej.
-Ejj, stary, chodź już. Znajomi czekają - zawołał za nim chłopak o czarnych lokach i obojętnym wzroku. - Odpuść ją sobie. Idziemy.
Odwróciłam się i ruszyłam dalej. Daleko nie zaszłam. Złapał mnie za ramię i obrócił.
-Wyglądasz jak plastik - stwierdził.
-Dzięki. A teraz mnie puść.
-Na tym ci zależy? Na byciu plastikiem? - Roześmiał się. Miał cudowny uśmiech, dzięki któremu odsłaniały się dołeczki.
-Raczej na nie byciu samotną - oznajmiłam sobie, patrząc w buty, które stały się interesujące w tej sytuacji. - Ale mniejsza. Spieszę się.
Czemu ja uciekam, do jasnej cholery?! Przecież chciałam kogoś poznać, a to doskonałe okoliczności... Eh, powinnam coś z sobą zrobić. Najlepiej się zabić. I tak nikt nie zauważy. Nie będzie tęsknił.
Zamyślił się, a ja znów zaczęłam odchodzić. Wyrósł przede mną jak spod ziemi. Po tej rozmowie miałam ochotę płakać, już widziałam mokre ścianki moich oczu. Najpierw spojrzałam ku górze, następnie na dół. Błagam was, łzy, nie wylejcie się teraz!
Przytulił mnie.
Tak po prostu.
Bez pytania.
Bez pozwolenia.
Najpierw stałam sztywno. Nie wiedziałam, jak się zachować. Nigdy się nie przytulam. To głupie. A może chodzi o to, że nie mam z kim? Tak, to też może należeć do listy powodów.
Poklepał mnie po plecach i zaczął masować. Było mi... miło? Tak bardzo przyjemnie. Rozluźniłam się i objęłam go. Łzy poleciały i już skapywały na jego bluzę.
CZYTASZ
Scraps of my Imagination
Short StoryKrótkie opowiadania. Takie Skrawki mojej Wyobraźni. Okładka - @Weight0 Dziękuję ;*