Anglia, 1901 r. obrzeża Londynu
Pamiętam to jak dziś był piękny słoneczny dzień wraz z moimi rodzicami i bratem jedliśmy właśnie obiad.
- Michelle, jesteś już dorosła powinnaś wyjść za mąż. - słowa wyszły z ust mojej matki i nastała niezręczna cisza.
- Owszem jest dorosła ale to przecież nie oznacza że ma się już żenić. - powiedział mój ojciec zanim ją zdąrzyłam.
- Zgadzam się z ojcem. - parsknełam.
Moja matka zawsze ustawiała mi życie ale robiła to tylko dla mojego dobra. Nigdy mi to jakoś nie przeszkadzało zawsze się pytała też o moje zdanie i starała się pod nie dostosować. Za to mój ojciec był bardzo wyrozumiały, pozwalał mi na wszystko czego tylko zapragnęłam. Chociaż zawsze miałam wszystko czego chciałam oprócz przyjaźni z dziewczyną z biedniejszej rodziny, moja matka pozwalała mi się przyjaźnić z ludźmi tylko mojego pokroju. Miała ona na imię Lucy, poznałam ją na polanie kiedy wraz z bratem bawiliśmy się w berka. Była ona naprawdę miłą dziewczyną lecz tylko gdy moja matka się dowiedziała że przyjaźnie się z dziewczyną niskiego pokroju natychmiast zabroniła mi się z nią spotykać. Matka Lucy była również za tym ponieważ była przekonana że jak dorośniemy to będę się wywyższać że jestem lepsza. Słowa matki Lucy były naprawdę głupie. Już nigdy więcej nawet jej nie zobaczyłam ale nigdy jej nie zapomnę.
- Michelle, skarbie dobrze wiesz że robię to dla twojego dobra, dla twojej przyszłości. - powiedziała to spokojnym jednak stanowczym głosem.
- Tak matko wiem i bardzo ci za to dziękuję lecz nie uważasz że naprawdę jestem za młoda na małżeństwo? - powiedziałam po czym nastała cisza na kilka sekund.
- Grace, nie namawiam jej. Przecież my wzięliśmy ślub w wieku 26 i 24 lat. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy ojciec.
- Tak ale to były inne czasy. - powiedziała to bardzo dumnie.
- Ah inne czasy, kochanie czasy się wcale nie zmieniły. - powiedział opierając się o krzesło.
- No dobrze. Nie będę jej jak narazie do niczego zmuszać ale Michelle pamiętaj, musisz wyjść za mąż. - powiedziała trochę zasmucona.
Skończyliśmy jeść obiad, ja z bratem poszliśmy do swoich pokoi a rodzice zostali posprzątać po obiedzie. Weszłam do mojego pokoju, wzięłam pierwszą lepszą książkę z mojego regału, usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać.
(...)
Słyszałam jak brat wychodzi z pokoju na dwór żeby pobawić się z psem. Byliśmy naprawdę szczęśliwi, nie mieliśmy żadnych problemów.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Nagle usłyszałam jak pod dom podjeżdża karoca. Zignorowałam to, myślałam że to jak zawsze ktoś do rodziców. Czytałam książkę dalej aż nagle usłyszałam jak coś dużego prawdopodobnie stół upada na podłoże. Odłożyłam książkę na stolik obok łóżka i jak najszybciej wybiegłam do salonu.
Stałam jak wryta w ziemię gdy zobaczyłam kilku mężczyzn w naszym domu z bronią z dłoniach. Jeden z nich gdy tylko wbiegłam zaczął we mnie celować. Dwóch z nich celowało w moich rodziców. A najwyższy z nich, ten który jako jedyny się z nich wyróżniał trzymał mojego brata za szyje i celował mu prosto w głowę.
- Oh Michelle, pamiętam cię jeszcze jak byłaś małym szkrabem. - uśmiechnął się na mój widok i powiedział.
Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć byłam w szoku.
- Wracając. Jake, Grace minęło 18 lat. Jak widać ją dorosłem, zmieniłem się, nauczyłem się wiele rzeczy a wy? Wy nic się nie zmieniliście! Jesteście wciąż tym samym cholernym plebsem! - krzyknął zaciskając coraz mocniej rękę na szyi mojego brata.
- William puść go! - krzyknęła moja matka.
- Oh Grace, możesz tylko pomarzyć. - krzyknął.
- Czego od nas chcesz? - zapytał go mój ojciec spoglądając kantem oka na mnie.
- Jake nie rób głupiego przed córką. To koniec! - wykrzyknął.
- Proszę cię nie rób nam krzywdy. Szczególnie dzieciom. - z oczu mojego ojca zaczęły lać się łzy.
- Zabierz go do karocy. Będzie doskonałą zapłatą za te 18 lat.- powiedział spokojnie William do jednego ze swoich ludzi i podał mu mojego brata.
- Proszę nie rób mu krzywdy. Zrobimy wszystko czego chcesz! - krzyknęła już całkowicie załamana moja matka.
- Mieliście 18 lat na spłacenie tej jebanej pożyczki. Tak ja wiem że to duża ilość pieniędzy ale 18 lat to i tak za dużo! - krzyknął.
- Pożyczki? - powiedziałam całkowicie zapłakanym i zdziwionym głosem.
- Tak Michelle. Twoi rodzice wzięli u mnie pożyczkę na 10 milionów plus dałem im tą rezydencję. Pewnie myślisz że urodziłaś się w szpitalu jak inni ale nie. Urodziłaś nad rzeką. Gdy miałaś roczek twoi rodzice właśnie wtedy wzięli tą pożyczkę. Mieli zacząć nowe życie, zacząć prowadzić własną firmę ale znając życie pewnie siedzieli na dupie przez te 18 lat i nic nie zrobili! - wytłumaczył mi i krzyknął.
- Nie, mylisz się! Mamy swoją własną firmę, jest ona jedną z największych i najbardziej dochodowych firm w całym Londynie! - krzyknął mój ojciec po czym rzucił się na Williama.
*strzał*
- Oh wybacz mi Jake. - William postrzelił mojego ojca po czym strzelił.
Zanim z ust mojej matki zdarzyło wydostać się jakiekolwiek słowo została również postrzelona przez Williama.
- Michelle. Byłem kiedyś nikim ale dostałem szansę taką jak twoi rodzice. Oni nie potrafili jej wykorzystać. Nie zabije cię, nie jesteś niczemu winna. - William powiedział spokojnym głosem i wyszedł.
Podbiegłam jak najszybciej do mojego ojca a on ostatnimi resztkami sił powiedział...
- Michelle... przepraszam. Przepraszam za to co zrobiłem. Jestem głupcem. - mówił jednocześnie kaszląc krwią.
- Nie, nie, nie, nie! Proszę ojcze nie umieraj! - wykrzyknęłam cała zapłakana.
- Michelle, proszę cię tylko o jedną rzecz. Znajdź swojego brata i żyjcie w spokoju. On jest jeszcze dzieckiem... - powiedział i zmarł.
Obiecuję ojcze! - krzyknęłam cała zapłakana spoglądając na niego i moją matkę którzy leżali już martwi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejoo, mam nadzieję że się spodobało i przepraszam za jakiekolwiek błędy ortograficzne i wgl. Wyczekujcie kolejnej części, myślę że powinna pojawić się za kilka dni <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ
Mój Drogi Braciszek
Narrativa StoricaMichelle która ma ledwo 19 lat wyrusza w podróż po całej Anglii w poszukiwaniu młodszego brata Connora który został uprowadzony przez tamtejszą mafię z powodu długów ich rodziców.