Hermiona stała na balkonie i wpatrywała się w uśpione miasto. Obok niej na barierce położony był słoiczek, w którym migotało kilka złotawych światełek. Sama dziewczyna zdawała się nie zwracać na przedmiot najmniejszej uwagi. Z ciężkim westchnieniem położyła się na barierce i przewiesiła przez nią ramiona. Ponownie westchnęła, jakby dręczyła ją jakaś myśl i wszczepiła się w jej umysł na dobre. Zmarszczyła brwi, a jej ramiona niebezpiecznie zadrżały. Usta wykrzywiły się w nieładnym grymasie, który bardzo szybko chciała zamaskować. Broda drgała, więc zagryzła mocno wargę.
Przymknęła oczy, starając się uspokoić. Tworzyła barierę. Mur, który oddzieli jej serce od wszystkiego z zewnątrz. Hermiona przybrała kamienny wyraz twarzy, ale gdy ponownie przeniosła wzrok na migoczący słoiczek, jej przepełnione zobojętnieniem oczy zdominował ból.
– Twoja konstelacja – szepnęła, patrząc ze smutnym uśmiechem na zaczarowane światełka – nie może mi już towarzyszyć. – Westchnęła, kładąc brodę na złączonych ramionach, mając teraz słoik na wysokości oczu. – W ten sposób wmawiałam sobie, że możesz być blisko mnie. – Wyprostowała się i znów spojrzała na budynki. – Przykro mi, ale złożona przysięga oddziela mnie od twojego świata. Oddziela od magii. I to będzie ostatni raz, kiedy korzystam z różdżki. – Mówiąc to, wzięła do ręki artefakt i wymruczała ciche zaklęcie.
Migoczący blask światełek układających się w dobrze znaną konstelację zaczął powoli blednąć, aż zniknął pochłonięty przez ciemność. Hermiona westchnęła żałośnie i wzięła słoik do ręki. Przytuliła go do piersi i odetchnęła drżąco, będąc na granicy płaczu. Zamrugała kilkakrotnie, by przegonić niechciane łzy.
– Najwyższy czas się pożegnać.
10 marca 2001
Czwartek
Draco był cały w nerwach. Powtarzał sobie, że to syndrom odstawienia Ognistej i narzekał w duchu na słabe procenty mugolskiej whisky. To na pewno to. Dłonie pociły się mu nieprzyjemnie, gdy wysłuchiwał się w prelekcję o adaptacji mugolskich urządzeń do magicznego świata i odwrotnie. Zemdliło go na samą myśl, że miałby robić z siebie durnia, ucząc się obsługi tych dziwnych machin. Wystarczyło, że bladym świtem zerwał się z łóżka jak oparzony, usłyszawszy dźwięk tego diabelstwa, które nazywali telefonem. Malfoy nawet nie wiedział, jak zmusić to, żeby przestało tak potwornie wrzeszczeć. Strącił słuchawkę kapciem i irytujący dźwięk ustał. Dopiero po chwili czarodziej zorientował się, że ktoś tam we wnętrzu tego „telefonu" coś do niego mówił. Draco podniósł słuchawkę do ręki i usłyszał Colina – jednego z członków korpusu dyplomatycznego. Prosił, by wzięli udział w tej prelekcji.
Malfoy poszedł tam z ociąganiem, Blaise był w jeszcze gorszym nastroju, bo miał w planach kontynuację wieczornych zabaw z Cecylią. Tyle że oczekiwano od nich uczestnictwa w co najmniej jednej prelekcji dziennie. Ta informacja przyprawiła ich obu o ból głowy znacznie gorszy od kaca.
Stłumił ziewnięcie. Obok niego Blaise chrapał w najlepsze, więc narzucił na niego zaklęcie wyciszające. I siedział. I myślał. Ale wymyślić nic nie mógł. Przypominał sobie jej oczy i wiedział, że nie będzie potrafił uknuć w stosunku do niej żadnej intrygi. Gdyby później jego knowania wyszły na jaw, znienawidziłaby go jeszcze bardziej. Nie miał złudzeń. Hermiona gardziła takimi zagrywkami.
Nie okazywała mu tego, przynajmniej nie na wczorajszym bankiecie, ale czy mógł naiwnie sądzić, że zapomniała mu dawne krzywdy? Poprawił kołnierzyk koszuli, co już weszło mu w nawyk, gdy o niej myślał. Zawsze inaczej wyobrażał sobie ich pierwsze spotkanie. Odnajdywał ją i tyle. Po tym nie było ciągu dalszego. Nie odważył się myśleć o niczym więcej. Bał się choćby pomyśleć o tym, że błaga ją o wybaczenie, bo zapewne wtedy odwróciłaby się od niego i z pogardą powiedziała, że nigdy nie zapomni mu wyrządzonych krzywd.
CZYTASZ
Tydzień na miłość! || Dramione
FanfictionDraco Malfoy dołącza do korpusu dyplomatycznego mugolskiego premiera. Bierze udział w Międzynarodowym Szczycie Współpracy Mugolsko-Magicznej, na którym pojawić się ma Hermiona Granger, która po Bitwie o Hogwart nagle zniknęła z magicznego świata, a...