vii. bracia krwi

745 70 17
                                    

     Daryl naprawdę starał się nie zastanawiać nad tym, jak inaczej mogłoby potoczyć się jego życie, gdyby trochę inaczej podszedł do pewnych podjętych w przeszłości decyzji.

     Rozpamiętywanie błędów i potencjalnych innych rozwiązań danych sytuacji wiązało się z napierającymi wyrzutami sumienia, że pozwolił, aby pewne rzeczy potoczyły się takim, a nie innym torem. Ostatnimi czasy zdarzało mu się to jednak robić częściej, niż by sobie życzył. Analizował swoje czyny i podjęte decyzje, dogłębnie doszukując się niewielkich pomyłek, które ostatecznie miały ogromny wpływ na finalny efekt. Zastanawiał się nad tym, jak losy jego, bądź innych osób, mogły się potoczyć, gdyby zdecydydował postąpić inaczej. Dobijanie się wątpliwościami dotyczącymi jego własnych czynów sprawiało, że nieraz zarywał nocki i tracił godziny tak bardzo potrzebnego mu snu. 

     Ale naprawdę dawno aż tak intensywnie nie zastanawiał się nad słusznością swojej decyzji jak teraz, gdy opuścił grupę z więzienia na rzecz podążania za swoim odnalezionym bratem. 

     Gdy podczas odbijania Glenna i Maggie ten pierwszy zdradził mu, że jego brat znajduje się w Woodbury, Daryl nie wiedział sam jak zareagować. Był w tak ogromnym szoku, że grupa nie była w stanie odczytać z jego twarzy absolutnie nic poza głębokim zdziwieniem. Daryl sam z resztą nie był pewien swoich emocji w tamtej chwili. Zdążył w pewien sposób przepracować już fakt, że Merla po prostu więcej już nie zobaczy. W pewnym sensie pogodził się nawet z tym, że jego brat został porzucony na dachu domu handlowego w Atlancie. Rany zdołały się zagoić, ale wspomnienie o Merlu pozostawało świeże mimo to.

     Gdy usłyszał jednak imię brata, zadziałał niemal automatycznie. Musiał przekonać się, że to była prawda. Musiał być pewien. Jeśli był choć cień szansy na to, że Merle żyje, Daryl chciał to sprawdzić.

     Dlatego zrobił jedyną logiczną w jego mniemaniu w tamtej chwili rzecz. Ruszył prosto na mieszkańców Woodbury, ślepo szukając znajomej twarzy swojego starszego brata. 

     Pojednanie dwóch Dixonów nie wyglądało tak, jak sobie je wyobrażali. Z całą pewnością nie brali pod uwagę konieczności stoczenia walki, brat przeciwko bratu, w akompaniamencie oklasków i krzyków mieszkańców miasteczka. Daryl nie zdołał dobrze przyjrzeć się temu miejscu gdy wraz z Rickiem i pozostałymi przetrzepywał kolejne budynki w poszukiwaniu Glenna i Maggie, ale po tych kilku minutach spędzonych na arenie mógł śmiało stwierdzić, że zarówno z tym całym Gubernatorem jak i mieszkańcami Woodbury było coś konkretnie nie tak. 

     Walka na śmierć i życie postrzegana w kategoriach atrakcji. Używanie sztywnych jako element zabawy. 

     Zabawy, która tak swoją drogą obrociła się przeciwko nim, gdy Daryl pchnął jednego z zarażonych prosto w skandujący tłum. 

     Do ostatniej chwili nie był pewien, czy ktoś przyjdzie im na pomoc. Czy Rick i reszta nie zdecydują wspólnie, że nie warto jest wracać do tego chorego miejsca. Albo wysuną wniosek, że Gubernator zdążył już zająć się również samym Darylem... 

     Sam przed sobą musiał przyznać, że akcja ratunkowa, którą przeprowadzili ludzie z jego grupy, zdołała go zaskoczyć. Na tyle, że w pierwszym momencie gotów był pomyśleć, że to po prostu kolejny etap w grze Gubernatora. Dopóki w kącie oka nie mignęła mu sylwetka Emily, a szarpiący go zarażony nie został unieszkodliwiony przez Ricka. 

     To, co działo się później, pamiętał jak przez mgłę. Ucieczka z miasteczka, zerkanie przez ramię na podążającego za nim Merla, wędrówka na drogę, gdzie pozostawione były pojazdy grupy. A w międzyczasie wiszące w powietrzu pytania i niepewność, co zrobić dalej...

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz