ix. sekret

844 65 11
                                    

          — Komuś jeszcze dokładkę?

          Riley podniosła wzrok znad plastikowego talerza, na którym znajdowały się resztki podziabanej przez nią jajecznicy, słysząc nad sobą głos Carol. Kobieta chodziła z patelnią po ich prowizorycznym obozie, podając członkom grupy ich pierwszy w tym dniu posiłek. Szatynka pokręciła głową, napotkawszy pytający wzrok Peletier, po czym powróciła do swojego śniadania. 

          Wszyscy raczej poddawali się leniwej ciszy, która zapadła między nimi przez tak wczesną godzinę, bądź niewystarczającą liczbę przespanych godzin. Tu i ówdzie dało się słyszeć przyciszone rozmowy tych, którzy zdążyli się już w pełni obudzić. Poranek był spokojny i nic nie zapowiadało, że miało zdarzyć się coś złego.

          Gdzieś z boku dotarł do nich odgłos cichego stęknięcia z bólu. Riley poderwała głowę i od razu dostrzegła źródło swojego zaalarmowania, które w postaci rannego (aczkolwiek wracającego już do zdrowia) kusznika, wygrzebywało się właśnie z namiotu. Daryl podniósł się na nogi, dusząc w sobie więcej werbalnych oznak swojego bólu, po czym trzymając dłoń przy zranionym boku podreptał do siedzącej przy palenisku grupy. 

          Zatrzymał się przy składanych krzesłach, które zajmowała Riley i Emily, i obiegł wzrokiem zgromadzonych, odpowiadając na skinienia jakie posłali mu niektórzy zebrani w formie niemego przywitania. 

          Riley bez słowa złapała swój talerz i podniosła się pospiesznie z zajmowanego miejsca, tym samym zwracając na siebie wzrok mężczyzny. 

          — Siadaj — kiwnęła głową na krzesełko, a Daryl spojrzał na nią ironicznie. 

          — Nie potrzebuję krzesła — burknął, rozglądając się za dogodnym miejscem na zjedzenie śniadania. Przesunął się, aby obejść szatynkę, jednak ona postawiła krok w bok, tym samym blokując mu drogę. — Powiedziałem... 

          — Nie wiem czy zauważyłeś, ale niecały tydzień temu miałeś poważny wypadek — odłożyła swój talerzyk na rozłożony stolik i podparła się pod boki, zauważając zirytowaną minę Daryla. — Musisz na siebie uważać, bo tylko pogorszysz swój stan. 

          — Siedząc na ziemi? — uniósł do góry brew, ignorując rozbawione spojrzenia, jakie wymieniali pozostali członkowie grupy na ich interakcję. 

          — Z tego co przed chwilą widziałam, samo schylanie się sprawia ci teraz trudności. — przekrzywiła nieco głowę, nawiązując do jego problemów z wydostaniem się z namiotu. Daryl zmrużył powieki i zacisnął szczęki, przeklinając w głowie fakt, że nic jej nie umyka. — Siadaj. — powtórzyła, bardziej stanowczo tym razem. Widząc jednak zacięty wyraz na twarzy Dixona, westchnęła ciężko i przewróciła oczami. — Proszę. 

          Myśliwy w końcu uległ, wiedząc już, że Doktorek w swoim żywiole jest niemal nie do pokonania. A była w swoim żywiole odkąd tylko trafili na tę farmę i los zrzucił na nich same kłopoty, które nieraz kończyły się obfitym wylewem krwi. Daryl usiadł na rozkładanym krześle, a już po chwili w jego dłonie wciśnięty został talerz z jajecznicą. 

          Riley natomiast zabrała swój niedokończony posiłek i usiadła na ziemi przy siedzącym na pniaku Johnie. Cisza ponownie objęła członków grupy, którzy cieszyli się z ostatnich momentów komfortu i spokoju przed rozpoczęciem nowego dnia pełnego nowych zadań i wyzwań.

          A ogromne wyzwanie miało lada chwila zostać zrzucone na ich barki.

          Glenn podniósł się niespiesznie ze swojego miejsca i przeszedł mozolnym krokiem przez obozowisko, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Jego twarz wyrażała to, z czym chłopak zdawał się zmagać przez ostatnie dwa dni - zdenerwowanie i stres. W końcu stanął przed kamperem i odchrząknął nieznacznie, jednak zdławiony dźwięk pozostał niezauważony przez większość osób.

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz