o. jaskółczy niepokój

2.2K 91 24
                                    

     Tamtego wieczoru nad miastem zawisła atmosfera spokoju i upragnionego po całym tygodniu pracy relaksu. Tysiące drobnych, błyszczących punktów oblewało ciemną powłokę nieba, układając się razem w skomplikowane, rozległe mapy konstelacji. Pomiędzy nimi honorowe miejsce zajmowało najbliższe Ziemi ciało niebieskie - Księżyc. Potężny glob emitował bladą poświatą, będąc w tamtej chwili jedynym naturalnym źródłem oświetlenia. W tamtej chwili zdawał się być na swój sposób odrobinę niepokojący.

     Wpatrywała się w skupieniu w satelitę Ziemi, próbując odgonić od siebie ponure myśli. Mimo panującego dookoła, względnego spokoju, w powietrzu wisiała dziwna zapowiedź jakiegoś nadciągającego nieszczęścia, i choć usilnie starała się wmówić sobie nadwrażliwość, nie była w stanie myśleć trzeźwo. To dziwne przeczucie, w które nigdy tak naprawdę nie wierzyła, doczepiło się do niej i nieustannie zakłócało jej wewnętrzny, zwykle dokładnie zorganizowany spokój. Nie wierzyła lub... nie chciała wierzyć, że piętrzące się z tyłu jej umysłu czarne scenariusze mogłyby okazać się prawdziwe. Stawiała logikę ponad swoje niewyjaśnione, bezpodstawne przeczucia, uciekając się do chłodnego kalkulowania całej sytuacji. 

     Od zawsze sądziła, że te wszystkie gadki o przeznaczeniu to zwykłe bujdy. Wychodziła z założenia, że ludzie sami decydują o swoim losie, a słynne fatum to jedynie wymysł greckich filozofów. Nie istnieje żadna tajemnicza siła, dyrygująca ludźmi niczym kukiełkami. Wszyscy są panami własnego losu i układają swoją historię wyłącznie na podstawie własnych czynów, decyzji, myśli. 

     — Riley?

     Panującą dookoła niej ciszę przerwał głos Maxa. Za jej plecami rozbrzmiał odgłos zbliżających się kroków, a chwilę później jej nagie ramiona otulone zostały miękkim materiałem za dużej kurtki. Mimowolnie wzięła głęboki wdech, zaciągając się przyjemnym zapachem męskich perfum, które tak u niego uwielbiała. 

     — Tu jesteś... wszędzie cię szukałem — ciepłe dłonie opadły na jej drobne barki i potarły je delikatnie. — Co tak nagle zniknęłaś?

     — Chciałam się przewietrzyć. W środku nie da się oddychać — mruknęła, zerkając przez ramię na okno budynku. Przez zasłonięte szkło odbijały się cienie osób przebywających w środku, a dźwięki ich rozmów i śmiechu przebijały się przez szybę. Głośny śmiech solenizanta - przyjaciela z pracy Maxa, unosił się ponad cały ten hałas. 

     — Jesteś pewna, że chodzi tylko o to? —  przekrzywił zabawnie głowę, próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. Przewróciła oczami, znów uświadomiona o tym jak dobrze ją znał. Tak jakby w głowie miał harmonogram jej humorów, i doskonale wiedział kiedy jest smutna, a kiedy zmartwiona... Była tym faktem jednocześnie zirytowana i wzruszona.

     Znał ją jak własną kieszeń.

     — Tak się tylko zastanawiałam... Mam kocioł w głowie — westchnęła ciężko, przymykając na chwilę oczy. Mężczyzna objął ją ramionami i przyciągnął do swojego torsu, zatapiając nos w puklach jej długich, brązowych włosów. — Dziwnie się czuję. Tak jakby coś się miało stać. Wiesz, to takie dziwne uczucie, które masz w żołądku gdy coś się święci...

     — Skarbie — mruknął, a kobieta odwróciła głowę aby na niego spojrzeć. Jego niebieskie tęczówki badały jej twarz ze zmartwieniem które malowało się również na jego całej twarzy. Patrzył na nią w ten sposób częściej niż powinien. Za bardzo się o nią martwił. — Skąd taki pomysł?

     — Sama nie wiem — przyznała szczerze, kręcąc z frustracji głową. Oparła głowę o jego klatkę piersiową, z powrotem przenosząc wzrok na świecący nad nimi księżyc — Po prostu od paru dni chodzi za mną to dziwne przeczucie... Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ani się od tego uwolnić.

Firestarter| Daryl Dixon (POPRAWIANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz