Chyba się pomyliłam

112 12 4
                                    

- Colin!

- Nawet nie mam przy sobie aparatu! - zaperzył się jasnowłosy chłopak z piątego roku.

- Co? - Hermiona zbita z tropu zapomniała, że miała usiąść na ławce. Znajdowali się całkiem sami w tej części trybun szkolnego boiska do quidditcha. Z dala od nich kręciło się jeszcze co najwyżej kilkoro innych uczniów, podczas gdy siedmioro Gryfonów w szkarłatnych szatach śmigało na miotłach podając sobie kafla - Ja nie... Nie w tej sprawie - zamachała w końcu ręką i usiadła obok chłopaka.

- Och... Więc ee... w czym mogę ci pomóc? - spytał Colin lekko marszcząc brwi.

Hermiona milczała przypatrując się trenującym Gryfonom. Żadko rozmawiali i naprawdę Colin nie miał pojęcia o jaką sprawę może jej chodzić.

- Czarodzieje są trochę oderwani od rzeczywistości, co nie? - powiedziała w końcu.

- Taa... na pewno ci tutaj są oderwani od ziemi - wciąż nie wiedział o czym rozmawiają.

- Chodzi mi o to, że mając tą swoją magię nie za bardzo idą z duchem czasu. Postęp technologiczny następuje ekstremalnie powoli i na przykład nie mają dostępu do internetu. Są w takiej zamkniętej bańce informacyjnej, a w książkach... - zawachala się przez chwilę - nie wszystko da się znaleźć.

Colin zmarszczył brwi jeszcze bardziej. Wiedział, że Hermiona lubi czytać książki i lubi szukać oraz znajdować w nich odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Czyżby ją zawiodły? Ale czemu akurat on miałby znać odpowiedzi na pytania, na które nie ma odpowiedzi w wielkiej hogwarckiej bibliotece? Bo jest mugolem - nasunęła mu się odpowiedź - tak jak Hermiona. Jednak nadal nie wiedział co odpowiedzieć. W zasadzie to nawet nie zadała mu żadnego pytania.

- Powiesz mi w końcu o co chodzi?

- Widziałam przypinki na twojej torbie - wypaliła patrząc prosto przed siebie wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego.

- No tak, nie są jakoś specjalnie ukryte - uśmiechnął się - Więc chcesz pogadać o byciu... - niezręcznie zamachał w powietrzu rękami.

Hermiona zerknęła na niego z ukosa i pokiwała głową.

- Okej - odparł powoli - Ee... chcesz wiedzieć co one oznaczają...? Czy...?

- Wiem, co oznaczają - powiedziała pospiesznie - Przynajmniej te trzy, które tu masz - spojrzała na leżącą u ich nóg torbę Colina. Trzy kolorowe przypinki błysnęly w słońcu słabo przebijającym się przez chmury. Jedna w sześciu kolorach tęczy, druga błękitno-różowo-biała i trzecia z czarnym, szarym, białym i filetowym paskiem. Dotknęła tej ostatniej - Wiem, że jest ich dużo więcej, ale... szczerze mówiąc przestałam zgłębiać ten temat, kiedy wydawało mi się, że znalazłam swoją. Tylko, że chyba się pomyliłam, a teraz nie mam jak tego sprawdzić. Pomyślałam, że... może ty się na tym znasz? - rumieniec oblał jej twarz i utkwiła wzrok w łopoczącej na wietrze szacie Rona krążącego teraz wokół środkowej pętli.

Colin też popatrzył na Rona.

- Coś się wydarzyło między wami?

Hermiona skupiła wzrok na rudym chłopaku, jakby dopiero teraz faktycznie go dostrzegła, po czym spojrzała na Colina zaskoczona.

- Między mną a Ronem? No co ty! Jest dla mnie jak brat. Tak samo jak Harry.

- Okej. Więc o co chodzi?

Hermiona przygryzła wargę jeszcze przez chwilę się wachając, a potem słowotok popłynął z jej ust:

- Wczoraj całowałam się z kimś. Z dziewczyną. I mi się to podobało. I w ogóle ja chyba się w niej zakochałam. Tylko że ja nie jestem lesbijką. Znaczy nie uważam, żeby było cokolwiek złego w byciu lesbijką. Po prostu ja nią nie jestem. Naprawdę nigdy żadna dziewczyna mi się nie podobała, ani w ogóle nikt. Nie w taki sposób, żeby chcieć z nimi czegokolwiek więcej. W sensie potrafię powiedzieć, że ktoś ładnie wygląda, ale no... nie ładniej niż okładka dobrze wykonanej, nowej książki. Przecież nie mam ochoty pieprzyć moich książek - zaśmiała się trochę nerwowo na porównanie Wiktora Kruma do dobrej książki - Naprawdę do wczoraj byłam pewna, że jestem aseksualna.

Chyba się pomyliłam || PansmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz