Powrót przeszłości

122 7 0
                                    

Fale przyjemnie rozbijały się o brzeg mocząc moje stopy, siedziałam na piasku możliwie jak najbliżej oceanu, tak by ominąć zmoczenia spodni przez fale. Ostatnia letnia noc odsłoniła rozgwieżdżone niebo, odchyliłam się opierając łokcie o piasek. Kilometr dalej impreza trwała w najlepsze, a ja jak zwykle uciekłam chcąc na chwilę zdjąć wszystkie maski. Odetchnęłam pierwszy raz od dłuższego czasu pełną piersią, potrzebowałam wyciszenia przed pierwszym dniem szkoły. W końcu uda mi się przebrnąć przez koniec liceum. Uśmiechnęłam się widząc mocno świecącą gwiazdę polarną, podobno zawsze wskazywała drogę, przyjmowałam ją za dobry omen. Bez celu wodziłam oczami od jednej konstelacji do drugiej, znałam je wszystkie. W końcu tyle lat przesiadywania nocą na dachach domów dawało efekt. Zawsze pomijałam tylko jedną, teraz wydawała się świecić mocniej niż zazwyczaj- Wielka Niedźwiedzica kuła mnie po oczach. Nienawidziłam zlepku tych gwiazd, tak jak tej osoby przez którą ją odkryłam. Wkurzona zacisnęłam pięści dopóki nie poczułam jak paznokcie ranią wewnętrzną stronę moich dłoni. Czas wracać na imprezę by znów zapomnieć o tym, że kiedyś istniałam naprawdę.

Nieznośny dźwięk budzika przerwał mój sen, nienawidziłam wstawać z samego rana szczególnie po intensywnym weekendzie. Ostatni rok szkolny zaczęliśmy w upalny sierpniowy czwartek, więc świętowaliśmy od piątku na wybrzeżu - za to kochałam Kalifornię. Dostęp do oceanu przez cały rok. Z wielką niechęcią ruszyłam tyłek w kierunku łazienki zanim mój brat zajmie ją pierwszy. Aż do prawie spóźnienia na rozpoczęcie roku nie zdawałam sobie sprawy, że ułożenie jego blond czupryny zajmuje mu tyle czasu. Chwyciłam z szafy krótkie czarne jeansowe spodenki i błękitny T-shirt na krótki rękawek. Lubiłam swoje długie opalone nogi, nie zamierzałam więc ukrywać ich przed innymi. Od dawna nie interesowało mnie zdanie ludzi, ważne co mi odpowiadało. Po szybkim prysznicu związałam długie blond włosy w kitkę, nałożyłam niewielką ilość makijażu podkreślając swoje i tak ładne rzęsy okalające zielone oczy oraz brzoskwiniowy błyszczyk na usta. Dzięki ładnie opalonej skórze nie potrzebowałam nic więcej. Schodząc na dół chwyciłam za torbę wrzucając kilka potrzebnych książek. Ann musiała wyjść wcześniej zostawiając nam śniadanie, mamuśka się znalazła prychnęłam pod nosem włączając ekspres. Najpierw usłyszałam głośne ziewnięcie, a później dostrzegłam w drzwiach zaspanego blondyna o identycznych oczach co moje. Z wdzięcznością chwycił kubek, który mu podałam.

- Nienawidzę poniedziałków - jęknął rzucają się na kanapki. Odkąd rozpoczął okres dojrzewania z przerażeniem spoglądałam na ilości jedzenia jakie pochłania. - Nie lubię tego sera...

- Wiem, nasza kochana mateczka to robiła - skomentowałam.

- Przypomnę jej - Nick zawsze był tym bardziej tolerancyjnym w naszym duecie, potrafił wybaczać błędy.

- Kończ i jedziemy, muszę zajechać jeszcze po Jess - rzuciłam kończąc ostatni łyk kawy.

- Dzisiaj mam nabór, będziesz prawda? - pomimo, że wzrostem już dawno mnie przegonił bo przy moich stu siedemdziesięciu pięciu centymetrach on mierzył dziesięć centymetrów więcej, ja widziałam w nim tego małego chłopczyka za którego nadal oddałabym życie.

- Jasne, jesteś najlepszy więc w twoim wypadku to formalność. Trener czeka na ciebie już od dwóch lat - zapewniłam czochrając jego czuprynę, na co wykrzywił usta. - Będę w pierwszym rzędzie jak zawsze, zresztą chcę w końcu nosić koszulkę z nazwiskiem dobrego zawodnika.

- Dzięki siostra - zadowolony ruszył po plecak, a ja ubrałam białe conversy i ruszyłam do swojego Mini Coopera, kochałam to auto.

Zanim poczułam ręce oplatające mnie w tali wiedziałam kto wszedł do szkoły. Bratt zawsze wzbudzał szepty i tęskne westchnienia u większości uczennic West Hight School, szkolny kapitan koszykówki. Odwrócił mnie tyłem do szafki, tak by mieć idealny dostęp do moich ust.

- Cześć złotko, jak ma się moja księżniczka?

- Ujdzie - wzruszyłam ramionami, a on rozpoczął zaborczy pocałunek, który z chęcią oddałam. Bratt był zakochanym w sobie pajacem, ale nie angażował się w związki chciał by każdy myślał że należę do niego. A ja ponad wszystko pragnęłam spokoju, więc codziennie zakładałam maskę udając obojętność. No może prócz momentów kiedy lądowaliśmy w łóżku, wtedy posiadanie takiego faceta było mi jeszcze bardziej na rękę, nie musiałam szukać nikogo.

- Och, dajcie żyć. Zaraz zwymiotuje śniadanie - westchnęła Jess. Jedyna szczera twarz w tym zakłamanym towarzystwie. Rozbawiona spojrzałam w czekoladowe oczy. Uwielbiałam jej urodę, która chyba posiadała każda mulatka. Kręcone ciemnobrązowe włosy oraz pełne usta zawracały w głowie nie jednemu mężczyźnie, ona za to przebierała w studentach twierdząc że chłopcy z liceum są jeszcze zbyt dzienni. - Od pięciu minut ten nowy przystojniak nie spuszcza z nas wzroku, gdybym była zapatrzoną w siebie lalką zapewne pomyślałabym że to ja jestem obiektem jego westchnień - zmarszczyłam brwi podążając oczami we wskazanym kierunku. Momentalnie poczułam obezwładniające zimno, moje od dawna niedające znaku życia serce zabiło. Boże to nie mógł być on, nie teraz. Co ja gadam, nigdy nie powinien tu wrócić. Stalowe oczy najpierw skanowały moją twarz, a później ciało. Zaczęłam oddychać dopiero ocknięta przez dźwięk dzwonka, bez ostrzeżenia ruszyłam szybkim krokiem do sali gdzie mieliśmy matematykę. Jess dobiegła po chwili ledwo nadążając za moimi długimi krokami.

- To, że masz nogi jak żyrafa strasznie mnie wkurwia. Przystojniak chciał do nas podejść, a ty dosłownie spieprzyłaś.

- Wiedźma mnie zabije jeśli znów zacznę tradycyjne spóźnienia- zbyłam mulatkę.

- Jasne, a ja nie przyjaźnie się z tobą od prawie sześciu lat. Znasz go?

- Nie - warknęłam głośniej niż zamierzałam.

- Ok, ok... póki co odpuszczam - usiadłyśmy w ostatniej ławce, nikt nie ośmielił się zająć naszych miejsc. W końcu kto chciałby podpaść elicie i niezrównoważonej Lauren. Kobieta po pięćdziesiątce weszła do klasy, wiecznie skwaszona mina pasowała do brązowej garsonki świadczącej o bezguściu właścicielki. Mimo to skrycie szanowałam ten postrach liceum, codziennie od paru lat dogryzałyśmy sobie na wszystkie możliwe sposoby, a nauczycielka za każde przewinienie kazała zostawać mi po lekcjach. Dzięki temu mogłam spokojnie odrobić lekcje nie wychodząc przy tym na kujona.

- Zachowujecie się jak małpy w zoo. Finigan siadaj w końcu na czterech literach, bo zaczniesz jako pierwszy przy tablicy - młody chłopak od razu grzecznie usiadł na krześle. - No dobrze, już wiem że dalej w głowach macie pustki, a przez wakacje alkohol całkiem wypłukał wasze szare komórki - uśmiechałam się pod nosem.

- Pani też przydałaby się jakaś rozrywka, historyk nie wytrzymał próby czasu? - cała klasa parsknęła na mój komentarz.

- Panna Madson - zwężone oczy odnalazły mnie bez trudu w pomieszczeniu, mogłam przysiąc że widziałam w nich cień rozbawienia. Nagle drzwi stanęły otworem, a wysoki szatyn wszedł powoli nie przejmując się spóźnieniem. Gdybym widziała siebie, to zapewne moja twarz przypominała kolorem odcień kartki papieru. Bogowie muszą mnie nienawidzić. Tym razem dokładnie przyjrzałam się nowej atrakcji West Hight, widocznie zarysowane mięśnie pod czarną koszulką z długim rękawem, kto do cholery zakładał coś takiego o tej porze roku w Kalifornii?! Zblazowany wzrok chłopaka przebiegł po twarzach innych uczniów aż znalazł mnie. Usta ułożył w cwaniackim uśmieszku, od którego zapewne mdlały kobiety w różnym wieku. Czy on nie mógł wyrosnąć na brzydkiego, pryszczatego nerda? Kolor koszulki i świetnie dobrane jeansy podkreślały godziny spędzone na siłowni, ale nie należał do przesadnie umięśnionych. Matko właśnie kolejny raz pomyślałam o jego mięśniach...

- A Pan to? - Anderson zwróciła się do chłopaka.

- Zostałem przeniesiony z Nowego Yorku, tu mam świstek - w tym momencie damska połowa klasy przepadła, ten głęboki głos zwalał z nóg.

- Cudownie, masz świadomość że to klasa dla zaawansowanych?

- Oczywiście - przytaknął. Może wyglądał jak cholerny buntownik, ale okazywał szacunek.

- Usiądź koło Finigana, może twoja wiedza sprawi iż jego małpi móżdżek coś załapie - skończyła przeglądać za pewnie jego oceny. Rudzielec przełożył swój podręcznik robiąc miejsce. - Kai Nelson - na tym zakończyła prezentację przechodząc do lekcji. Nagle całki zaczęły interesować mnie bardziej niż zawsze, udawałam że nie czuję na sobie spojrzenia z przeciwległego końca sali.

Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz