Zderzenie z rzeczywistością - Lu

78 6 0
                                    

Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.

Haruki Murakami, Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland

Wściekłość przepływała przez moje żyły powoli buzując i napędzając cały organizm, doskonale znałam to uczucie – kiedyś nie potrafiłam nad tym zapanować, teraz choć przychodziło mi to z wielkim trudem jeszcze nic nie zniszczyłam. Sprawnie zaparkowałam auto, nie czekałam na Nicka wysiadając gwałtownie, potrzebowałam samotności bardziej niż tlenu. Po mocnym szarpnięciu klamka ustąpiła, co oznaczało że Ann wróciła normalnie z pracy, pewnie powinnam odetchnąć z ulgą bo kolejny problem schodził z moich barków. Ciepły głos zamiast wzbudzić we mnie miłe emocje wywołał mdłości:

- Zrobiłam kolację, umyjcie ręce i siadajcie – Nick wszedł akurat na te słowa, uważnie zlustrował moją twarz, a ja tylko zaprzeczyłam głową. Na pewno nie będę udawała cudownej rodzinki, nie dam rady. Szybko ruszyłam po schodach, a średniego wzrostu blondynka wyjrzała z kuchni. – Lauren natychmiast wracaj! – nawet nie zwolniłam. – Do cholery Lauren!

- Mamo odpuść dzisiaj, miała kiepski dzień – brat jak zwykle zareagował w odpowiedni sposób łagodząc sytuację między nami. – Chętnie zjem, umieram z głodu – usłyszałam zanim zamknęłam szczelnie drzwi od pokoju.

Nie miałam sił by dojść do łóżka, więc po prostu zsunęłam się plecami po drzwiach, nie wiedziałam co przeważało – moja złość czy ból. Przez tyle lat nie dopuściłam nawet myśli, że wróci. Na początku wyczekiwałam każdego dnia na jakąkolwiek wiadomość czy też znak, a potem znienawidziłam go z niewyobrażalną siłą. Uosabiał wszystko przez co byłam słaba, a nie mogłam pozwolić sobie na nawet cień słabości. Zapewne gdybym miała jeszcze uczucia zaniosłabym się szlochem, a tak pustym wzrokiem wpatrywałam się z nadchodzący zmierzch. Musiałam spędzić tak wiele godzin oderwana całkowicie od rzeczywistości. Mięśnie zdrętwiały od bezruchu, a głowa pulsowała od natłoku myśli na których wydobycie nie mogłam pozwolić. Zamknęłam zmęczone oczy, a od razu zobaczyłam jego przystojną twarz. Stalowe oczy szukały czegoś w moich, jednego byłam stuprocentowo pewna – tego już nie znajdzie. Dawna ja zniknęła.

Tej nocy nie zmrużyłam oka, postanowiłam wrócić do codziennych aktywności które trochę zaniedbałam podczas wakacji. Zresztą od jutra zaczynałam treningi, a Matt Miller nienawidził braku przygotowania. Chcąc oczyścić umysł wstałam ubierając czarne leginsy i sportowy biały top, rundka po parku powinna pomóc. Zegarek na kuchence wskazywał piątą, a wszyscy domownicy jeszcze spali. Nick uwielbiał wieczorne przebieżki, ja natomiast lepiej czułam się po porannym wysiłku. Miało to zapewne związek z pozbyciem się nadprogramowej energii. Biegnąc ulicami Torrence doceniałam spokój panujący o tej porze, po kliku minutach znalazłam się w Alta Vista Park. Pomimo wielu wspomnień z dzieciństwa uwielbiałam to miejsce, minęłam kilku biegaczy pozdrawiając ich machnięciem ręki. Rzadko bywała miła dla innych, lecz na taką uprzejmość nie potrafiłam się nie zdobyć. Po trzecim okrążeniu poczułam lekkie zmęczenie, zapewne skierowałabym teraz kroki do Elizabeth chcąc zjeść jej słodkie bułeczki, które piekła co rano. Dziś wiedząc kto śpi w jej domu zrezygnowałam, zburzył cały porządek rzeczy panujący od lat. Nie potrafiłam ponownie uciszyć narastającej irytacji i tyle byłoby z mojego relaksu. Tak samo zdenerwowana wróciłam udając się prosto pod prysznic. Stając przed szafą zdecydowałam się na krótki kombinezon, którego spodenki udawały spódnice, a butelkowozielony kolor podkreślał moje oczy. Postanowiłam też zajrzeć do telefonu, kilkadziesiąt powiadomień oraz wiadomości sprowadziło mnie do realnego świata. Jess wyraźnie próbowała dociec o co chodzi w moim dziwnym zachowaniu, dziś planowałam zachowywać się jak ja. Wczoraj nie byłam przygotowana na taki obrót spraw, teraz mogłam założyć odpowiednią maskę na twarz. Zielone oczy spoglądały na mnie w lustrze jakby wątpiąc w możliwości ich właścicielki. Prychnęłam zaciskając mocniej usta, żaden idiota nie będzie niszczył mi życia. Odpisałam na wiadomość Bratta odnośnie wyjścia w piątek do klubu z resztą znajomych, nie widziałam żadnych przeciwwskazań, do tego zamierzałam skorzystać z usług mojego „chłopaka". Odzyskując pewność siebie chwyciłam torbę z książkami, nawet widok matki nie zepsuł mi humoru.

Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz