Deszcz okrywał miasto niczym mgławica tańczących kropel. Istny potop. Rynsztoki i kanały dławiły się, rzygając raz po raz mieszaniną błota i mułu, nurt wysokich i zawsze gościnnych wód Tamizy szarpał brzegi i kotłował się niczym zupa w kotle. To była wyjątkowa brudna noc, a w takie noce zdarzają się stosownie brudne uczynki. I nie ma żadnego znaczenia, czy mówimy o świecie mugoli czy czarodziejów.
W wątłej poświacie okien pubu ledwo majaczyły mury kamienic. Przy oknie, z którego niemal nic nie było widać, siedzieli Harry Potter i Ron Weasley. Chociaż ich umysły wypełniały myśli o Hermionie, oni sami woleli rozmawiać o zalanych wodą ulicach i o tym, jak fatalny i uciążliwy potrafi być Londyn. Żaden z nich nigdy jednak nie wpadł na to, żeby się stąd wyprowadzić. To Hermiona kochała podróżować, a teraz na dodatek plątała się po Bieszczadach.
— Gdzie to w ogóle jest? — Ron spojrzał na przyjaciela.
— W Polsce, wyobrażasz sobie? - roześmiał się Harry. — Poleciała tam samolotem. A teraz pomyśl o Malfoyu zamkniętym w klatce, w luku bagażowym. — Oczami wyobraźni zobaczyli arystokratyczną gębę towarzysza Hermiony i ten niesmak wypisany na pysku.
Gromki śmiech przebił się przez brzęk kufli i głosy rozbawionych gości. Spoważnieli dopiero, gdy przypomnieli sobie, dlaczego ich przyjaciółka jest Merlin wie gdzie, w dodatku pod opieką psa. Czarodzieja co prawda, ale jednak psa.
Ta myśl uderza ich niczym podmuch wiatru, a na czarnej powierzchni zamkniętych powiek pojawiają się obrazy wszystkiego, co może się stać. W ich pamięci wciąż jest ten sam obraz przyjaciółki. Smukła i blada jak promień księżyca, rozwiane kasztanowe włosy, lekko kręcące się w wilgotnym powietrzu, dłonie schowane głęboko w rękawach, stojąca na czubkach palców, jakby w każdej chwili miała rzucić się do ucieczki. Aż w końcu uciekła. Wróciła tam skąd przyszła.
— A co, jeśli Malfoy nie da rady? Odpuści? — Ron nie ukrywał zdenerwowania. — To nie o to chodzi, Harry. — Powiedział widząc jego spojrzenie. Martwię się o nią. Tylko tyle. — Zamyślił się. — Kiedyś myślałem, że wraz z jej odejściem skończył mi się świat. Wokół mnie nastała taka przejmująca cisza, że nawet myśli wydawały mi się zbyt głośne. Traciłem oddech na samą myśl o Hermionie, a potem... — urwał, a Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem. Tak naprawdę nigdy do końca o tym nie rozmawiali. — Pewnego dnia obudziłem się i nic nie pamiętałem. — Z niedowierzaniem potrząsnął głową. — Uwierzysz? A jeszcze później zobaczyłem ich razem. Wyglądali jak... jak... Nie wiem. Jak pożar? Rozumiesz? — Harry rozumiał, dokładnie to samo widział. — I właśnie wtedy ucieszyłem się, że byłem tylko iskrą. Ja wcale nie chcę ognia, Harry. może to głupie, ale mnie wystarczy spokój, bezpieczeństwo i nadzieja, że zawsze tak będzie. Czy to źle? — Ron zapatrzył się w okno.
Nie, Harry wcale nie uważał, żeby to było źle. Na pewno było to rozsądne. Rozumiał Rona, ale rozumiał też Hermionę i z bólem serca przyznawał, że ona i Draco stanowili bratnie dusze. Gdy się na nich patrzyło nie było nic poza pragnieniem bycia blisko siebie. Zachowywali się tak, jakby w ich życiu nie było kalendarzy czy zegarów, obydwoje bez pojęcia czasu.
— Pamiętasz, jak nam usiłowała udowodnić, że Malfoy jest całkiem w porządku. Dajcie mu szansę, Harry. — przywołał słowa przyjaciółki. Pamiętasz? — spojrzał na Rona. — Opowiadała o nim w taki sposób, jakby odkryła nową konstelację. — Roześmieli się.
— Merlinie, Malfoy? — westchnął Ron. — Wciąż mnie to zaskakuje.
...
— Ta blizna jest piękna — powiedział i pocałował szlamę na jej przedramieniu.
Spojrzała na niego pytająco.
— Jest symbolem przetrwania.
Hermiona obudziła się z krzykiem. Skrzat jednym susem znalazł się przy jej boku, niemal przygniótł ją, jakby chciał powiedzieć: Jeśli masz krzyczeć, krzycz we mnie. Niepokój dręczący ją od wielu dni, dziś sięgnął wyżyn. Blizna na przedramieniu paliła żywym ogniem. Oddychała głęboko, ale panika już wypełzała z zakamarków.
Krzyk narastał powoli. Miała wrażenie, jakby w jej gardle usadowił się rój pszczół, ból duszonych w podświadomości wspomnień wyciskał łzy. Wiedziała, że coś straciła. Że ktoś gdzieś został, dlaczego zatem nie mogła sobie przypomnieć.
Zimny nos trącił jej rękę. Spojrzała w oczy Skrzata.
— Wierzę w drugą szansę. Trzecią i czwartą i ile ich będzie potrzeba, bo wierzę, że walczę o właściwą osobę. — mówiły jego oczy.
Co mi chcesz powiedzieć, przyjacielu? Dobrze, że chociaż Tobie na nic zda się moja pamięć i przeszłość. — Hermiona potargała mu sierść. — Zbierajmy się. Czas na nas.
...
— Powiedz mi, dlaczego ty jej szukasz? Wyrzuciłeś ją przecież jak niepotrzebną rzecz. Nie ty widziałeś, jak cierpi. Czy ty w ogóle pomyślałeś o niej przez ten czas? — Harry patrzył na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
Draco milczał.
— Przetrwała. I kiedy zebrała potłuczone przez ciebie kawałki siebie, kiedy już wydawało się, że wszystko wróci na tory, nagle umarła.
Draco Malfoy zerwał się, z ust wyrwał się skowyt bólu. Ron i Neville spojrzeli ze zdumieniem na Harry'ego.
— Umarła dla nas. Dla świata magii. Odeszła do świata mugoli i zapomniała o wszystkim. I to wszystko przez Ciebie, Malfoy. A największym paradoksem jest fakt, że tylko ty możesz jej pamięć przywrócić.
Zapomniany, ale dziś dodany 😊
Obiecuję, że z następnym pójdzie mi szybciej.Krótki, ale ja nie umiem w jakies poematy 🙆
CZYTASZ
W niepamięci
FanficHermiona Granger zapomniała. Nie pamięta wojny, przyjaciół, wrogów również. Zaczyna nowe życie. Czasem jednak ma wrażenie, że zgubiła coś bardzo cennego, ale nie może sobie przypomnieć, co to było. Zapraszam na zbiór kilkurozdziałowych miniaturek...