Prolog

8.1K 330 118
                                    

Miałam zaledwie siedemnaście lat, gdy moje życie zaczęło zbliżać się ku końcowi.

Był to wyjątkowo słoneczny dzień. Jak gdyby nigdy nic, delikatny wiatr poruszał pojedynczymi gałązkami wysokich drzew i nic nie zwiastowało nadchodzącej tragedii.

Jednak biorąc kolejny oddech, nie zdawałam sobie sprawy, że będzie on moim ostatnim.

Wszystko zaczęło się dość niewinnie.

Tego feralnego dnia wybraliśmy się na spokojny, zimowy spacer po przepięknie ośnieżonym Cleveland w stanie Ohio. Opuściliśmy zajęcia, przerywając tym samym przytłaczającą monotonię. Po raz pierwszy od dłuższego czasu postawiliśmy zabawę ponad codzienne obowiązki. Poprzednie miesiące wyssały z nas wszelkie pokłady radości. Zdobyliśmy blizny, które już na zawsze miały szpecić nasze poranione dusze. Dlatego nawet się nie zastanawiałam, gdy padła propozycja wykorzystania czwartkowego poranka w zupełnie inny niż zazwyczaj sposób.

Mogliśmy siedzieć w niewygodnych ławkach i słuchać wypocin nauczycieli. Bez grama ekscytacji spisywać do pogniecionych zeszytów pojęcia, które nigdy nie zapadną nam w pamięć. Trudzić się i łudzić, że nasze starania w końcu zostaną docenione. Mogliśmy też podziwiać majestatyczne piękno południowej części miasta, która przez noc została ozdobiona lekkim puchem.

Wybór był dość oczywisty.

Garfield Park o tej porze roku wywoływał szczególne emocje. Napawał zwiedzających nadzieją na lepsze jutro i cieszył oko niezapomnianymi widokami. Pozostałości kamiennych mostów przysypane świeżym, nienaruszonym śniegiem zapierały dech w piersi, a biała połać iskrzyła pod wpływem promieni słonecznych, tworząc wręcz magiczny obraz.

Właśnie w to miejsce uciekaliśmy od przyziemnych problemów. Uznawaliśmy je za bezpieczne schronienie, które potrafiło wymazać wszelkie smutki. Ogromnym plusem była również odległość od samego centrum. Mieliśmy pewność, że nikt nie odnajdzie naszej kryjówki. Żadne z nas nie potrzebowało dodatkowych kłopotów, a kolejne bezsensowne kazania od przewrażliwionych rodziców o tym, jak jeden dzień nieobecności mógł zniszczyć całą przyszłość, wydawały się śmieszne w porównaniu z ostatnimi wydarzeniami.

Ale w tym momencie byłam gotowa przybić im wszystkim piątkę, ponieważ wyjątkowo mieli pieprzoną rację.

Jedna, głupia decyzja wystarczyła, aby zaważyć o każdym, nawet najdrobniejszym szczególe mojego życia. Dotychczasowe plany na przyszłość w mgnieniu oka przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Wykonując maleńki, bezmyślny krok zaprzepaściłam szansę na dokonanie wielkich czynów.

Moja historia zakończyła się w chwili, gdy postawiłam prawą nogę na błyszczącym, oblodzonym jeziorze.

Ktoś mógłby pomyśleć, że sama prosiłam się o taki los i po części mogłabym się z kimś takim zgodzić. W końcu od najmłodszych lat dorośli wpajali nam, aby nie zbliżać się do zamarzniętych zbiorników wodnych. Młodzieńcza brawura bywała zdecydowanie silniejsza, niż zdrowy rozsądek i potrafiła zmusić każdego do tych najmniej racjonalnych decyzji. Z tego też powodu znalazłam się w takiej, a nie innej sytuacji.

Gdy usłyszałam potworny trzask łamiącego się cienkiego lodu tuż pod moimi stopami, doskonale wiedziałam, że nie będzie już dla mnie ratunku.

Mówi się, że w obliczu zagrożenia całe życie przelatuje nam przed oczami, ale w obecnej sytuacji ciężko byłoby mi się z tym zgodzić. Z marnym skutkiem starałam się przywołać chociaż jedną, sensowną myśl. W moim umyśle panowała kompletna pustka. Czułam, jakby czas stanął w miejscu, a jedynie moje przerażone ciało powolnymi ruchami opadało na piaszczyste dno. Świat ucichł, czekając aż i moje serce zamilknie na wieki.

Wystarczyło zaledwie kilka sekund, aby największy szok minął, a zaraz po nim nastąpiła szaleńcza walka o przetrwanie. W ciężkich, zimowych ubraniach, wręcz niemożliwym było wzbić się do góry. Szamotając się, próbowałam płynąć w stronę powierzchni, jednak po zaledwie paru ruchach opadłam z sił. Palący ból przeszywał każdą kończynę, powodując tym samym niewyobrażalne cierpienie. Paniczny lęk przed wodą potęgował stan odrętwienia, który w żaden sposób nie ułatwiał już i tak cholernie wymagającego zadania. Nawet dodatkowy zastrzyk adrenaliny nie był w stanie przezwyciężyć narastającego w moim wnętrzu strachu. Zmęczone od nieludzkiego wysiłku ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa.

Pragnęłam krzyczeć, wrzeszczeć i błagać z bezsilności o jeszcze jedną, jedyną szansę.

Bez większego zastanowienia otworzyłam zsiniałe usta, ale głos uwiązł mi w gardle. Wiedziałam, że już nigdy nie będzie dane wypowiedzieć mi, choćby pojedynczego słowa. Lodowata woda zaczęła wypełniać obolałe płuca, obwieszczając tym samym mój rychły koniec.

Tonęłam w najpiękniejszej błękitnej wodzie, bez nawet najdrobniejszego cienia nadziei na wybawienie.

Po raz ostatni z niebywałym trudem uniosłam wzrok, aby ujrzeć złociste promienie słońca. Chciałam jedynie ponownie poczuć ich ciepło na mojej skórze, ale zamiast tego, wszystko zaczynało powoli się zacierać, tworząc niewyraźną plamę. Jasne światło, które wpadało przez niewielką szczelinę, ustępowało miejsca przerażającej ciemności. Od tego momentu towarzystwa miała mi dotrzymywać jedynie czarna otchłań, która z diabolicznym uśmiechem wyciągała szpony po moją zmaltretowaną duszę.

Tracąc kontakt z rzeczywistością, nie byłam pewna, jak wiele zaufania mogłam podarować swojemu własnemu umysłowi. Wydawało mi się, że słyszałam stłumione dźwięki, które tworzyły nienaturalną wersję mojego imienia. Dobiegające z oddali przerażone głosy, przybierały najbardziej mrożącą krew w żyłach tonację, która była ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam.

– Aurelia! – Nasączone strachem wrzaski odbijały się przytłaczającym echem po całym jeziorze, mieszając się wraz z odgłosami bijącego serca, które z każdą kolejną chwilą stawało się coraz słabsze. Niemrawe uderzenia stopniowo zanikały, aż nastała idealna cisza.

---

Cześć!

Przychodzę dziś do Was z czymś zupełnie nowym. Pomysł na tę historię narodził się w mojej głowie dość niespodziewanie i mam nadzieję, że coś z tego naprawdę wyjdzie. Koniecznie dajcie znać, co myślicie o prologu.
Pierwszy rozdział pojawi się już na dniach.

Zapraszam do pisania pod hashtagiem na Twitterze #TonącwBłękicie_watt

Zapraszam również na moje pozostałe profile, gdzie udzielam się pod nazwą: naczteryksiazki

Buziaki!

Tonąc w błękicie #1 [ZOSTANIE WYDANE - STYCZEŃ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz