Rozdział 4

3.7K 140 72
                                    

Eliot: Zdecydowałaś się w końcu na jakąś kieckę?

Eliot: Zostały już tylko dwa dni, powinnaś się pośpieszyć...

Z moich ust wydobyło się zirytowane westchnięcie. Od trzech dni, czyli momentu naszej przeklętej rozmowy, starałam się go unikać na wszelkie możliwe sposoby. Nie było to szczególne proste ze względu na wspólne zajęcia, ale robiłam, co tylko mogłam, aby uniknąć nieprzyjemnej konfrontacji. Za każdym razem, gdy tylko rozbrzmiewał dzwonek, przeciskałam się między pozostałymi uczniami, aby jak najszybciej zniknąć pośród tłumu. Z długimi przerwami było zdecydowanie gorzej, ale tutaj też ostatecznie udało mi się znaleźć całkiem niezłe rozwiązanie. Wraz z Lucy wybierałyśmy się w te najmniej uczęszczane miejsca w szkole, aby zaznać, chociaż odrobiny spokoju.

Jednak ucieczka w żaden sposób nie rozwiązywała głównego problemu, czyli tego całego pieprzonego bankietu, na który za żadne skarby tego świata nie chciałam iść. Niestety przez mój brak asertywności nie miałam szansy się z tego wymigać. Chcąc nie chcąc, byłam zmuszona do całych tych idiotycznych przygotowań, bo faktycznie nie miałam nawet upatrzonej sukienki.

Ja: Jeszcze nie, nie było okazji... Po obiedzie wybieram się na zakupy.

Ja: Obiecuję, że jak tylko uda mi się coś znaleźć, to dam Ci znać.

Eliot: Pamiętaj, że to luksusowa impreza, nie zrób mi wstydu, mała.

Eliot: I zapomnij o czerwonym kolorze. Nie chcę cię w nim widzieć.

Wpatrywałam się tępym wzrokiem w te komiczne wiadomości, zastanawiając się nad faktem, czy to wszystko dzieje się na serio. Ponownie poczułam to przedziwne, wypalające mnie od środka uczucie, od którego jakimś cudem udało mi się uciec kilka dni przed rozpoczęciem wakacji. W tej chwili jednak powróciło na nowo i to ze zdwojoną siłą. Uporczywy ucisk w żołądku nie zwiastował niczego dobrego.

Brawo, wróciłaś do tego bagna na swoje własne życzenie, m a ł a.

Dopiero po kilku sekundach udało mi się wrócić myślami na właściwe tory i z cichym kliknięciem zablokowałam ekran telefonu. Ten frajer miał naprawdę niezły tupet, dyktując mi swoje własne zasady.

— Nie chcesz nawet wiedzieć, ile w tym momencie ciśnie mi się na usta opryskliwych komentarzy, ale mogłabym z tego napisać całkiem niezłe wypracowanie. — Jadowity uśmieszek zawitał na wargach blondynki, a jej zadziorny ton aż wywołał grymas na mojej twarzy.

— Cóż, mogę się jedynie domyślać — odburknęłam z przekąsem pod nosem, po czym poprawiłam niesforne kosmyki włosów, które nieznośnie łaskotały mnie po twarzy. To zdecydowanie nie był mój dzień. — Ale możesz sobie wyjątkowo darować, sama niezbyt szczególnie oszczędzam się w myślach.

— Nie bądź dla siebie taka surowa! — odpowiedziała szybko, po czym zmieniła pozycję, aby wyłożyć się wygodniej na stosie ogromnych poduszek. — Zabierasz mi tym samym robotę oraz pełną satysfakcję.

— Satysfakcję? — Uniosłam delikatnie prawą brew, posyłając w stronę dziewczyny tym samym pytające spojrzenie. — Czerpiesz przyjemność ze znęcania się nad niewinnymi stworzeniami?

— A tam od razu niewinnymi — zaśmiała się słodkim głosem. — Mam powody, aby się czepiać. W końcu spieprzyłaś swoje genialne postanowienie już na starcie. Na twoim miejscu bym skakała z radości, że w ogóle chce jeszcze ci pomagać.

— Taa, dzięki za takie wsparcie —odparłam jakby od niechcenia, po czym ponownie skierowałam wzrok w stronę telefonu. Jakim cudem jeden idiota mógł aż tak kogoś zepsuć?

Tonąc w błękicie #1 [ZOSTANIE WYDANE - STYCZEŃ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz