rozdział 20

871 53 28
                                    

Październikowa pogoda w Londynie potrafiła płatać niezłe figle i zmieniać się co sekundę. Za oknem raz padał deszcz, raz świeciło słońce, które promienie przyjemnie okalały twarze mieszkańców wielkiego miasta. Innego dnia natomiast sypał śnieg, a drogi pokrywały zaspy białego puchu. Dzisiejszego dnia matka natura nie sprzyjała londyńczykom, ponieważ spowodowała mocną wichurę, która utworzyła niesamowicie długie korki. Sięgały nawet po kilka kilometrów a w jednym z nich stali aktualnie Louis wraz z Harry'm.

Jechali właśnie na samolot, który leciał w kierunku Stanów Zjednoczonych, ponieważ to tam zaczynała się światowa trasa koncertowa bruneta. Piosenkarz niesamowicie się nią ekscytował a w połączeniu ze świadomością, że jego ukochany będzie tam razem z nim na backstage'u sprawiała, iż ten nie mógł opanować pozytywnych emocji, kłębiących się w nim, dlatego też podskakiwał na siedzeniu w samochodzie z szerokim uśmiechem na ustach.

Niestety jego zapał pomału zaczynał opadać, gdy okazało się, że zastój wywołało wielkie drzewo leżące na ulicy, które swoją wielkością uniemożliwiało im swobodny przejazd. Jego twarz z radosnej i podekscytowanej, zmieniła swój wyraz na smutny i przygnębiony. Spojrzał się w swoje prawo i natychmiast złapał kontakt wzrokowy z szatynem siedzącym obok niego. Louis widząc negatywne emocje u bruneta złapał go za dłoń i splótł ze sobą ich palce z delikatnym uśmiechem.

- Spokojnie, Hazz, to tylko chwila opóźnienia. I tak mieliśmy mieć wolny jeszcze jeden dzień więc nic się nie dzieje. - próbował uspokoić go, choć sam był zaniepokojony.

Nigdy nie leciał samolotem tak długo, bo około dziesięć godzin i dodatkowo po wylądowaniu chciał wyciągnąć starszego na wycieczkę zapoznawczą po Los Angeles. Wiedział, że ten był już tam dobrych paręnaście razy i pragnął, aby poopowiadał mu jakieś historię związane z danym miejscem, które aktualnie będą zwiedzać.

- Wiem, ale miałem nadzieję, że uda nam się wylądować wcześniej, żeby odpocząć i, no nie wiem, jeszcze się poprzytulać. - westchnął, nie zdając sobie sprawy jak uroczo dla szatyna wygląda w tym momencie, z wydętą wargą i zbolałym wyrazem twarzy, który przypomina mu słodką żabkę.

- Raczej znajdzie się na to czas pomiędzy twoimi koncertami. - puścił mu oczko i potarł kciukiem wierzch dłoni starszego.

- Mam nadzieję. - westchnął i przyciągnął szatyna do siebie.

***

Do celu dotarli z prawie dwugodzinnym opóźnieniem. Louis nieraz powtarzał brunetowi, że mogą po prostu zapłacić dla taksówkarza i się przejść, aby nie stać tyle czasu w korkach. Harry był jednak zacięty i za każdym razem mówił, że nie chce, aby Louis musiał dźwigać ciężkie bagaże, ponieważ jego żebra po napaści jeszcze nie do końca się zrosły.

Jego wymówka była kiepska, gdyż od tamtego momentu minęły prawie dwa miesiące, podczas których piosenkarz bardzo dbał o zdrowie szatyna i stosował odpowiednią dietę, aby kości zrosły się jak najszybciej, więc wszystkie zadrapania i uszkodzenia na ciele młodszego już dawno się zregenerowały.

Wysiedli z pojazdu i z pomocą kierowcy przenieśli wszystkie swoje torby i plecaki na pokład prywatnego samolotu, który był w posiadaniu Styles'a od kilku tygodni. Jego poprzedni okazał się za mały dla ich obojga, ponieważ piosenkarz uznał, że Louis pewnie będzie chciał się zdrzemnąć przed lądowaniem, dlatego musi mieć oddzielną sypialnie, aby nie spać na fotelach, które swoją drogą i tak były niesamowicie wygodne.

Szatyn usłyszawszy to od swojego chłopaka tydzień wcześniej przed ich wyjazdem, obraził się na niego na kilka godzin i nie dopuszczał go do siebie. Kiedyś przeprowadzili rozmowę na temat drogich prezentów, które chciał prezentować starszy dla ukochanego i niebieskooki dość dosadnie wypowiedział się na temat tego typu niespodzianek.

Two sides || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz