last ep

720 75 122
                                    


— Sunghoon — odezwał się płaczliwym głosem, gdy tylko chłopak odebrał połączenie. — Jesteś już w domu?

— Jeszcze nie, Jake, co się stało? Nie brzmisz dobrze.

Jake wybiegł z bloku. Już nie wytrzymał i po prostu wybuchnął płaczem.

— Czy mógłbyś proszę... Wrócić? — zapytał, zaciskając oczy. Rękawem wycierał twarz z łez. — Sunghoon, jest naprawdę źle...

▪️

Nie było sensu ukrywać czegokolwiek przed Sunghoonem, to by go tylko jeszcze bardziej zraniło.

Świat się zatrzymał, gdy zapłakany Jake objął szyję chłopaka, a jedyne, co był w stanie powiedzieć to:

— Sunghoon- za kilka dni wylatuję do Australii.

Co... Teraz? Co dalej? Co... Z nami będzie?

Nie mieli dokąd jechać, nie mieli gdzie pójść chociażby na krótką chwilę. Auto więc zaparkowali na niewielkim parkingu średniej wielkości supermarketu.

Robiło się coraz później, a ludzi wokół coraz mniej.

Minęło sporo czasu, zanim Jake się uspokoił. Był zły i smutny jednocześnie. Płakał, ale w międzyczasie cholernie chciał coś rozwalić. W tym czasie opowiedział całą historię, o tym, co zaszło w domu.

— Nawet nie mam wyboru — mówił Jake, powtarzał się, chcąc podkreślić, że to nie była jego wina.

Sunghoon też był załamany.
To wszystko wydarzyło się za szybko. W jednej sekundzie oni oboje stracili wszystko, co mieli.
Nie miał siły się odzywać, nie miał pojęcia, jak wesprzeć chłopaka.

Żadna czekolada tu nie pomoże.

— Ucieknijmy stąd... Chociaż na jeden dzień — mruknął Sunghoon. Patrzył w swoje dłonie.

— Niby gdzie? — prychnął Jake, lecz przez chwilę przeszła go nadzieja.

— Gdziekolwiek. Chociażby do Ansan.

— Mówisz poważnie? Uciekłbyś?

— Tak. — odparł bez zastanowienia Sunghoon.

Zapadli się w marzeniach. Ile by dali na jeszcze jeden zachód słońca na plaży w Ansan.

Ale... Nie uciekną. Dobrze o tym wiedzieli. Brak im odwagi. Marzenia były tylko pustymi słowami.

— Ile bym dał, żeby otrzymać od świata jeszcze jedną szansę. — westchnął Jake. — Nienawidzę swojego ojca. Tak bardzo go nienawidzę... To wszystko co on robi jest tak bez sensu.

Sunghoon też go nienawidził, bo był egoistą i zwyczajnie chciał zatrzymać Jake'a przy sobie. Jak rodzic może zmuszać właśne dziecko do czegoś, czego tak bardzo nie chce? I szantażować je?

Siedzieli na masce samochodu, było już ciemno, oświetlały ich jedynie latarnie. Nawet księżyc się nie pokazał, ani czyste niebo.

— Nie wierzę, że to się dzieje. To wszystko brzmi jak jakiś pierdolony koszmar. — westchnął ciężko Jake.

Na początku było stadium szoku.
Potem wyparcia, złości i buntu.
Teraz spokoju.

I znowu wyparcie. Teraz, gdy siedzieli tak, może jeszcze nie docierało, co się niebawem stanie. Mieli nadzieję, że się zaraz obudzą i nikt nigdzie nie będzie zmuszony wyjeżdżać.

Jednak, gdy tak naprawdę obudzą się jutro, uderzy w nich rzeczywistość. Smutna, tragiczna.

I wtedy nastąpi akceptacja.
Uświadomienie, że wszystko się właśnie skończyło.

𝙇𝙊𝙑𝙀 𝙎𝙊 𝙎𝙒𝙀𝙀𝙏 𝘫𝘢𝘬𝘦𝘩𝘰𝘰𝘯 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz