Trzy szczyty gór otaczały leżącą w głębokiej kotlinie skalnej wioskę, wraz z górującym nad nią zamkiem pana tych ziem. O tym miejscu świat zapomniał kilka pokoleń temu, gdy ludzie z wioski stopniowo zrywali kontakt ze światem zewnętrznym. Dokładnie miesiąc temu zmarła wiekowa osoba, która jako ostatnia wybrała się w ryzykowną podróż do osamotnionych przyjaciół wysoko w górach. Wiedzę o tym, co tam zobaczyła wzięła ze sobą do grobu, nawet nie przekraczając z powrotem progu własnego domu. Wiadome było, że kiedyś mieszkał tam bogaty ród arystokratów- prawa ręka królewskiego rodu. Wielu polowało na skarby schowane w piwnicach zapomnianej twierdzy, lecz z opłakanym skutkiem. Jedyna prawdziwa wiadomość o tamtym miejscu, to pogłoski o potężnym, miedzianym dzwonie, stojącym na zrujnowanym przez czas rynku. Zdarzało się jednak, że czasami jego ponury jęk odbijał się echem wśród gór. Mimo wielu mrocznych spekulacji, zazwyczaj było to przez silny górski wiatr. Jednak zawsze zwiastował niespokojne dni. Jeden z takich zagubionych, metalicznych jęków zerwał ze snu Lorettę. Podniosła się z łóżka i wyjrzała przez okno swojego domu. Księżyc oświetlał malownicze góry, pokryte nigdy nie znikającym śniegiem oraz puszczę pod ich stopami. Jej rodzinna wioska była pogrążona w głębokim śnie. Dziewczyna okryła się z powrotem kołdrą i odwróciła głowę w stronę drzwi. Zauważyła, że z pokoju obok dobiega tańczące światło nikłego płomienia. Mimo panującego w chacie chłodu, wstała z łóżka, zarzuciła na siebie koc, i poszła w kierunku blasku świecy. Wchodząc do pokoju obok, zauważyła swojego ojca, który mrucząc coś pod nosem, przyglądał się stercie papierów. Gryzł on końcówkę pióra, brudząc sobie przy tym swoje krzaczaste wąsy atramentem. Był tak zamyślony, że nie usłyszał nawet kroków dziewczyny. Ta położyła swoją dłoń na jego ramieniu, na co ten podskoczył nerwowo.
- Czego się tak skradasz!- krzyknął ojciec łapiąc oddech.
- Nie chciałam cię przestraszyć.- odparła.
- Tak w ogóle, to czemu nie śpisz? Wstajemy jutro wcześnie.- powiedział staruszek wracając do swoich zajęć.
- Oto samo mogłabym zapytać ciebie. To coś ważnego prawda?- zapytała zmartwionym głosem Lorette.
- Nie. Zwykły spis. Typowa robota sołtysa.- odrzekł z wyczuwalnym zmieszaniem.
- Gdyby to był zwykły spis, nie zapalał byś jedynej świeczki jaką mamy.- zauważyła dziewczyna. W odpowiedzi na jej słowa ojciec wstał z krzesła i podszedł do okna.
- Wiesz, że żniwa nie poszły po naszej myśli. Słońce nie wychodzi zza chmur już od kilku miesięcy. Zebraliśmy mało. Za mało aby nasza wieś przetrwała zimę. Na domiar złego zwierzęta padają jak muchy. Obawiam się, że grozi nam głód. Co gorsza, jutro wracają nasi chłopcy, którzy poszli na wyprawę wojenną.
- Wracają jutro!- zaciekawiła się Lorette, która już prawie dwa lata czekała na powrót swoich przyjaciół.
- Niestety nie podzielam twojego optymizmu. Z tego co mi raportowano wojna nie idzie królowi po jego myśli. Obawiam się kolejnego poboru. Jeżeli go ogłoszę, niechybnie skończę na widłach rozwścieczonych matek i żon. Jedyną opcją, aby tego uniknąć to oddanie sowitego kontyngentu. Tylko pytanie z czego.- mówił, jakby sam do siebie, ojciec, wpatrzony w zamglone szczyty gór. Lorette rzuciła okiem na kartki. Była jedną z niewielu dziewczyn w okolicy, która umiała czytać. Dostrzegła, że jej ojciec był w trakcie pisania listu do sir. Rodneya, wasala tych ziem. Na widok tego imienia Lorette zmarszczyła brwi.
- Może gdyby pan Rodney odstąpił nam trochę zapasów ze swoich zbiorów? Z tego co mówiła mi Kolette jego spichlerz ledwo można domknąć.- zaproponowała. Ojciec jednak jedynie pokręcił ostentacyjnie głową. Po chwili milczenia w końcu odwrócił się w stronę córki.
CZYTASZ
Dług Krwi
VampiroNa wioskę, otoczoną ze wszystkich stron górami spada seria nieszczęść. Sołtys wsi obawia się, że jego ludzie będą cierpieć głód. Do domów wracają mężczyźni z frontu. Ranni i niezdolni do pracy, a władca tych ziem domaga się kolejnego poboru, bądź so...