Nieproszeni

14 3 1
                                        

Po śmierci matki, nic nie budziło w Lorette takiej przykrości jak łzy ojca. Jednak czuła się całkowicie bezradna w starciu z polityką wielkiego świata. Natomiast skryta pod tarczą kołdry, uznała, że powinna, choć trochę pomóc mu w tym trudnym czasie. Mimo tego, że nie znosiła przebywać wśród ludzi, postanowiła, że w imieniu ojca zajmie się sprawą zaginionych zwierząt kobiety. W końcu prawdopodobnie skończy się to na opisaniu strat i czczej obietnicy zadośćuczynienia. Powoli i bezszelestnie wysunęła się spod pierzyny i zakradła się do okna. Otworzyła go na oścież i wyskoczyła na zewnątrz. Nie chciała, niepokoić ojca, więc uznała, że lepiej będzie się mu na razie nie pokazywać, a wrócić z drobną, choć miłą niespodzianką. Dzień był chłodny i pochmurny. Wszechobecna wilgoć jeszcze bardziej podkreślała surowy klimat górskich regionów. Dziewczyna szybko pobiegła do chaty pani Peurtierre. Mieszkała ona na skraju wioski, niedaleko boru. Znani byli w okolicy z dwóch rzecz. Ze swojego niegdyś dochodowego stada owiec, jak ze swojego dziwacznego usposobienia. Małżeństwo było nie tylko chciwe i despotyczne, ale przede wszystkim niezwykle zabobonne i przesądne. W każdym, najmniejszym wydarzeniu dopatrywali się złowrogich znaków. Być może było to pokłosie przedwczesnej śmierci wszystkich ich dzieci. Zwłaszcza na żonie odbiło się to bardzo wyraźnie. Chodziły słuchy, że gdy powszechnie znane religie nie ukoiły jej bólu, zaczęła zwracać się do tych dawno zapomnianych i wyklętych z panteonu. Ich majątek, niegdyś budzący zazdrość sąsiadów, dziś jedynie porośniętym bluszczem, reliktem przeszłości. Lorette stanęła przed progiem dość niskich drewnianych drzwi. Chciałą wyciągnąć dłoń, by zapukać w nie, lecz idealnie w tej chwili uchyliły się one, ukazując szeroką twarz starszej kobiety, która obserwowała przez małe okno w przedpokoju każdy ruch dziewczyny. Ta powiedziała, że przyszła w imieniu ojca. Pani Peurtierre wyszła na zewnątrz. Na szyi nosiła rzemyk, na którym brzęczało co najmniej kilkanaście kluczy. Same drzwi frontowe wymagały od niej obrócenia czterech zamków, a jeszcze trzykrotnie szarpała nimi by sprawdzić, czy aby napewno dobrze zapieczętowane. Gestem ręki kazała podążać za sobą. Szły wzdłuż kamiennej ścieżki, w stronę lasu. Łąka była otoczona prostym płotem z powrozów, a po środku tak wydzielonej ziemi ospale poruszały się owce, skubiące ubogo rosnącą trawę. Przedzierając się przez beczące stado, dotarli na sam skraj zagrody. Im dalej od wejścia byli, tym bardziej wyraźny stawał się drażniący odór zgnilizny. W kącie zagrody leżały trzy padnięte owce. Wychudzone, z oczami wytrzeszczonymi na zewnątrz oczodołów. Wywalone języki zaczęły przybierać fioletowej barwy. Kobieta, zanim przeszła do merytorycznych wyjaśnień, zaczęła lamentować nad swoim losem. Na szczęście Lorette, znając jej charakter potrafiła dotrzeć do jej rozsądku.

Przykro mi to słyszeć. Co by się stało, gdyby kolejne zwierzęta padały?- zapytała przekornie. Te słowa obudziły w kobiecie kryjące ostatnie pokłady paniki.

Więc niech mi pani wszystko opowie.- powiedziała Lorette. Kobieta otarła oczy i zaciągła nosem.

Cóż. Pierwsza owca padła tydzień temu. Leżała na skraju zagrody, przy lesie. Dziwne to było, bo w nocy ani psy nie szczekały, ani ja nic żem nie słyszała. A owce ani dźwięku z siebie nie wydały i ani kropli krwi na futrze. Pomyślałam, że może jakaś choroba. W następnych dniach padały kolejne, aż któregoś razu mój stary poszedł na noc czówać. Gdy poszłam do niego rano to leżał na ziemi pogrążony w gorączce.- opowiedziała pani Peurtierre.

Lorette obchodziła truchła dookoła. Faktycznie nie widać było żadnych śladów walki, ani jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Bardzo ją to martwiło, ponieważ zaraza we wiosce, w obecnej sytuacji, byłaby dla nich tragiczna w skutkach. Nie chciała karmić przewrażliwionego charakteru kobiety, ale musiała przekazać jej złe wieści.

Przykro mi, ale to wygląda na chorobę. Wie Pani, że nie możemy dopuścić do wybuchu zarazy. - próbowała wyperswadować spokojnym tonem dziewczyna.

Co chce mi panienka przez to powiedzieć?- zapytała drżącym głosem.

Jeżeli to naprawdę jest choroba, to będzie musiała pani zabić całe stado, a ciała spalić.- wydusiła z siebie nieśmiało Lorette. Starsza kobieta rzuciła się na kolana i całując córkę sołtysa po dłoniach błagała, by nie mówić tego ojcu. Dziewczyna, nie wiedząc co powinna zrobić pomyślała, że najlepiej będzie dać jej trochę czasu, by pogodziła się z tą myślą.

Jeżeli pani chce, mogę dziś w nocy pilnować stada. Jeżeli okaże się, że coś podejrzanego się stanie, to może uda się odroczyć tą decyzję.- zaproponowała dziewczyna.


Noc nadchodziła bardzo wcześnie. Słońce szybko kryło się za zębistymi szczytami gór. Nocą, Lorette wykradła się przez okno, jak ostatnio, i cichym krokiem poszła w stronę zagrody. Na jednym z jej rogów znajdowała się niewysoka ambona myśliwska. Weszła tam i zaczęła obserwować pogrążone we śnie stado owiec. Sama zabrała ze sobą podstawowy ekwipunek. Koc, trochę wody i pochodnie wraz z krzemieniem. Nie spodziewała się żadnych niespodziewanych odkryć. Noc dłużyła niemiłosiernie. Minuty przeciągały się w godziny, a te w całe wieki. W pewnej chwili przez głowę dziewczyny przeszła taka myśl, by owinąć się w ciepły, bawełniany koc i spędzić tą noc w objęciach kojącego snu. Jednak jej plany szybko zostały zmienione przez głuchy dźwięk upadającego truchła. Przez chwile Lorette zamarła w bezruchu, jednak później szybko wychyliła czubek głowy ponad drewnianą barierkę i obserwowała okolicę. Jedna z owiec niespodziewanie odeszła od reszty stada i z niewiadomych przyczyn odeszła prawie pod sam skraj lasu. Tam upadła. Jednak to, co najbardziej zaskoczyło dziewczynę to to, że obezwładnione zwierze nerwowo oddychało, jakby bardzo usilnie mocowało się z czymś. Widząc to postanowiła, że zejdzie po drabinie i postara się podejść do nieszczęsnej owcy. Jednak gdy już była na dole, spoglądnowszy przed siebie dostrzegła coś, co zmroziło ją jeszcze bardziej. Nad ciałem owcy stały trzy wysokie postacie. Dziewczyna odruchowo schowała się za dość grubym filarem, podtrzymującym całą budowlę. Słyszała jak trójka rozmawia ze sobą. Zidentyfikowała ich jako dwóch starszych mężczyzn i jedną kobietę. Ukradkiem wychyliła się zza rogu, by sprawdzić co się dzieje w zagrodzie. To co zauważyła, stało się wspomnieniem, które będzie ją nękać przez następne noce. Trójka ludzi wgryzła się w ciało owcy, która powoli wiotczała, upuszczając ze swojego ciała ostatnie ułamki świadomości. Widok ten sprawił, że dziewczynie zrobiło się nie dobrze. Jej brzuch wydał cichy dźwięk. W odpowiedzi na niego jeden z mężczyzn podniósł wzrok. Lorette zobaczyła parę świecących na żółto, złowrogich ślepi. Schowała się tak szybko jak tylko mogła. Nagle czas jakby się dla niej zatrzymał. Zastanawiała się, czy nieznajomy ją dostrzegł. Martwa cisza przeszywała ją na wskrość. Bardzo długo ta cisza pozostawała niezmącona niczym. Dziewczyna chciała sprawdzić, co się dzieje za jej plecami, jednak ryzyko dostrzeżenia było zbyt duże. Jednak nagle poczuła, jak jakaś tajemnicza siła każe jej iść spać. Nie była w stanie obronić się przed łapiącym ją w swoje szpony śnie. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 17, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dług KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz