Część Pierwsza: Ten facet to wariat. 8

55 10 0
                                    


Meng Yao postanowił go zignorować. Nie odpowiadać mu na te słowa. Wielki altruista się znalazł. Niby czemu go to obchodziło? Był tylko klientem, jednym z wielu. Tylko ten był wariatem. Nie obraziłby się za drogie prezenty. Mingjue też nie rozumiał, że jeśli nie będzie wykonywał swojej pracy jak trzeba, Chao się wkurwi. Nie jest głupi i będzie widział, że nie ruszył tyłkiem przez ten czas. Zamiast mu pomóc, zrzuci na niego większe problemy. Cholerny idiota. Podniósł się z miejsca i sam owinął ręcznikiem ruszając do "swojego" pokoju. Tam się zamknął razem z psami, które wyjątkowo chciały spędzać z nim czas.

Mingjue słysząc, że chłopak poszedł do siebie uwalił się na łóżku. Miał serdecznie dość tego dnia, a z tym dzieciakiem nie dało się dogadać. Jakby nie mógł mu zwyczajnie powiedzieć czego chce. I jeszcze te głupie zarzuty, że mu się nie podoba, jakby mało widoczne było jak bardzo młodszy na niego działa. Zamknął oczy czując przyjemną błogość, wypity alkohol najwyraźniej nie pozwalał pojawić się wizjom. A może zwyczajnie się skończyły? Nie miał siły się nad tym zastanawiać. Przynajmniej nie musiał się martwić tym, że chłopak wyjdzie z domu. Drzwi i okna były zablokowane, a żaden z psów nie pozwoli mu na ucieczkę przez ogrodzenie. Dość szybko pogrążył się we śnie.

Yao przebrał się w krótkie spodenki i luźną koszulkę aby położyć się spać. Pobawił się telefonem przed snem, aż w końcu zasnął oglądając jakieś głupoty. Bo i co innego miał do roboty.

W nocy jednak, podniósł się z łóżka machinalnie zakładając na siebie złote szaty. Nawet przed lustrem uwiązał włosy w połowie wstążką po czym wyszedł z pokoju. Zaniepokojone tym zachowaniem psy szły za nim, aż do salonu. Tam usiadł przy instrumencie bezwiednie wygrywając znaną mu melodię. Jego oczy były otwarte choć można było zobaczyć jedynie ich białka. Baxia zaczęła szczekać, a Qinghe drapać o drzwi sypialni Mingjue. A Yao? Nie robił sobie z tego nic. Uderzał w struny siedząc w bezruchu i wpatrując się przed siebie , niewidzącymi oczyma.

- Czy już czujesz się lepiej, Dagę? Zagrać jeszcze do ciebie?- zapytał spokojnym, cichym głosem. - To pomoże powstrzymać dewiacje Qi. Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. - Posłał uśmiech w przestrzeń przed sobą, znów zaczynając wygrywać melodię choć jej część znacząco różniła się od tej której nauczył go Xichen.

Mingjue zerwał się z łóżka słysząc szczekanie Baxii, sięgnął po swoją broń i latarkę. Na tyłek naciągnął spodnie dresowe. Zmarszczył brwi słysząc granie na instrumencie.

- Co do cholery? - uchylił drzwi wpuszczając Qinghe do środka, który zaczął go obwąchiwać i zagradzać drogę, jakby nie chciał kompletnie go wypuścić z pokoju - Leżeć. - szepnął do psa i wysunął się z pokoju. Na środku salonu ktoś siedział i Nie domyślał się kto to może być, choć nie miał pojęcia co młodszy chce tym uzyskać. Strumień światła padł na twarz Meng Yao, a Jue zaklął pod nosem. Szybko znalazł się przy chłopaku i podniósł go do góry.

- Baxia światło. - rzucił i usiadł na kanapie, wciągając Yao na kolana. Zmrużył oczy, gdy w pokoju zrobiło się jasno.

- Ej, dzieciaku patrz na mnie. - potrząsnął chłopakiem co nie przyniosło żadnego efektu - MENG YAO! - ryknął na niego aby wyrwać go z tego dziwnego transu.

To wszystko stało się tak... Niechcący. Młodszy nie planował tego. Po prostu poszedł spać i nagle został obudzony w jego ramionach, potrząsany jak szmaciana lalka. Wziął głęboki wdech, tak jakby nie oddychał wcześniej.

- C-co?- jęknął oddychając ciężko - Co się dzieje..? - wyszeptał mrugając kilkukrotnie. Spojrzał na niego nie rozumiejąc o co chodzi. Zaraz spojrzał po sobie, mając te złote szaty był jeszcze bardziej skołowany. Przecież ubierał piżamę... Jak..? - Przecież miałem piżamę... Jakim cudem... Czemu mnie w to przebrałeś?- zapytał łapiąc się zaraz za głowę. Tak silnego i nagłego bólu się nie spodziewał.

I See You in my dreams...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz