CAMERON
Miesiąc wcześniej
Pustym wzrokiem obserwowałem, jak siedzący naprzeciwko mnie Vargas porządkuje dokumenty w kilku kolorowych teczkach. Każdy jego ruch był starannie dopracowany, a skupienie widoczne na twarzy starca kazało mi sądzić, iż nasze spotkanie jest dla niego wyjątkowo ważne. Od momentu, w którym przekroczyłem próg tej ogromnej rezydencji, uśmiech nie schodził mu z ust.
Początkowo zdziwiło mnie, że kwestie biznesowe omówimy w jego domu. Sam wolałem oddzielać sferę prywatną od tej zawodowej, ale może Vargas czuł jakieś chore przywiązanie do tego miejsca.
– Myślę, że moja oferta zadowoli nas obu – rzucił mimochodem, przeglądając kolejne kartki zapisane drobnym druczkiem.
Jasne, może współpraca z tak wielką firmą budziłaby moją fascynację, gdyby tym przedsiębiorstwem nie rządził Vargas – człowiek, którego darzyłem czystą nienawiścią. I nie mówię tu o zazdrości, o którą posądzali mnie ludzie. Nie obchodziły mnie sukcesy Vargas Immovables. Sam radziłem sobie doskonale od wielu lat i bez pomocy kogokolwiek udało mi się bardzo mocno rozwinąć własną firmę.
Moje pobudki były zupełnie inne i jednocześnie nieznane dla kogokolwiek innego poza mną samym i Marshallem Henley'em, który był najlepszym prawnikiem, jakiego przyszło mi poznać i jednocześnie doskonałym przyjacielem.
– Myślę, że to dla ciebie wielka szansa – ciągnął. – Nasze firmy wspólnie mogą zdziałać cuda. Przygotowałem plan kilku inwestycji, którymi chciałbym zająć się w przyszłym roku...
– Umowa – wtrąciłem. Laurence zaprzestał na moment swoich działań i spojrzał na mnie z ukosa. – Najpierw chcę ją zobaczyć.
– Ach, jasne. – Machnął dłonią.
– Nie mam zbyt wiele czasu – dodałem, posyłając mu tym samą niemą sugestię, by nieco przyspieszył.
Zdecydowanie chciałem ograniczyć czas spędzany w jego towarzystwie. Nie ufałem złości, która przepełniała mnie na widok jego zadowolonej mordy. Pragnienie roztrzaskania mu jej o podłogę było zbyt silne.
– Właściwie... – Vargas odłożył stos kartek na drugi koniec biurka i skrzyżował dłonie na powierzchni blatu. Nagle stał się speszony i niepewny. – Właściwie chciałbym złożyć ci pewną ofertę.
– Zamieniam się w słuch – oświadczyłem, siląc się na spokojny ton.
– Jest dość niecodzienna – zaznaczył. – I tyczy się mojej córki.
Córki? Spotykałem się z Vargasem regularnie od kilku tygodni, by w końcu dopiąć warunki wiążącej nas umowy i nigdy słowem nie wspomniał o Arabelli. Oczywiście wiedziałem, że ma potomstwo. Liczne portale plotkarskie stale wypisywały na temat tej dziewczyny, jakby była jakąś celebrytką.
– Mów – zachęciłem. Spojrzenie, jakim mnie obdarzył nie wróżyło jednak niczego dobrego.
– To dobra dziewczyna. – Usłyszałem delikatne stukanie butem o podłogę, jakby nerwy zapanowały nad jego ciałem. – Jest jednak trochę pogubiona i...
– Laurence. – Uciąłem. – Nie wiem, dokąd to zmierza, ale nie chcę angażować w naszą umowę osób trzecich.
– Och, to nie ma nic wspólnego z umową. – Cichy śmiech spłynął z jego ust. – To wielka prośba.
– Prośba? – powtórzyłem, mrużąc podejrzliwie oczy.
– Moja córka potrzebuje partnera – wykrztusił w końcu. – Kogoś poważnego, kto nieco okiełzna jej temperament...
CZYTASZ
Devoted [WYDANE]
RomanceArabella Vargas żyje w strachu przed ojcem tyranem. Więc kiedy ten mówi jej, że poślubi wybranego przez niego kandydata, kobieta wie, że nie ma żadnego wyboru. Nigdy nie ośmieliłaby się przeciwstawić rodzicowi. Jej przyszły małżonek to Cameron Salfo...