//

1.4K 38 2
                                    

pov Marcin

- Jaka była?
- Była cudowna
Może nie idealna, ale ja postrzegałem ją jako ideał. Wiedziałem że ma wady, była cholernie uparta. Cholernie. Często przeinaczała moje słowo co doprowadzało mnie do szału, bo z reguły to było powodem naszych kłótni. Miewała humorki, zazwyczaj zrzucała to na okres. Śmiałem się że to baba której okres nigdy się nie kończy a wtedy ona wkurzała się na mnie, uderzała mnie piąstkami a ja wtedy zamykałem ją w szczelnym uścisku, aż nie zaczęła się śmiać razem ze mną.

Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy przez długi czas... Jej oczy, niby takie chłodne, brązowe, a jednak tylko one potrafiły wywoływał we mnie uczucie którego nic nie potrafiło wywołać. Wyrażały tyle emocji, nawet takich, których do dnia dzisiejszego nie potrafię opisać. Widziałem w nich wszystko: miłość, gniew, pożądanie, radość, smutek, wybuchowość, strach, zachwyt, satysfakcję, ekscytację, żal, euforię, siłę i wiele innych. Nigdy nie widziałem bardziej pełnych charakteru oczu. I już raczej nigdy nie zobaczę. Kiedy w nie patrzyłem, cale zło tego świata traciło swoją siłę. Wtedy wiedziałem że ten związek będzie inny...

Zdecydowanie bardziej angażowałem się niego niż w poprzednie. Czasem drwiłem z samego siebie „Xayoo zwariował na punkcie jakiejś dziewczyny" Tyle, że to nie była jakaś tam zwykła dziewczyna, Maria była zupełnie inna niż wszystkie laski z okładek, czy tapeciary z klubu, nie była też jedną z modelek z instagrama. Była sobą, czyli piękną, niezależną i wyjątkową dziewczyną. Jej doskonała migdałowa cera idealnie kontrastowała z jej długimi blond włosami, gdy się garbiła na jej brzuszku pojawiały się małe fałdki, które bardzo ją denerwowały za to ja uwielbiałem się nimi bawić.

Kiedy mówiłem do niej „skarbie" nie było to wymuszone. Do żadnej tak nie mówiłem tylko ją potrafiłem tak nazwać. Tylko moją Marysię. A właściwie już nie moją, choć w sercu będzie moją już na wieki...

Wiem, że wszystko, co się stało to moja wina, tylko i wyłącznie moja. To ja zadałem ranę swojej ukochanej, ranę która owszem zagoi się, ale pozostanie po niej paskudna blizna. Na początku próbowałem zagłuszyć sumienie. Wmawiałem sobie, że nie tylko ja jestem winny rozpadowi naszego związku. Dopiero gdy to sobie uświadomiłem, zrozumiałem wagę swojego godnego pogardy czynu.

Chyba za bardzo uderzyło mi do głowy bycie streamerem. Nagrywki, streamy, zainteresowanie płci przeciwnej... I to takie sztuki o których mogłem pomarzyć. Dziś jak na nie patrzę zastanawiam się co ja w nich widziałem? Dziś widzę tylko plastikowe lale, które stopią się jak podejdą do ciepłego grzejnika... Ale Marcin jak Marcin, poczułem smak kariery, nadzieję na bycie kimś, nadzieję na bycie kimś wielkim... Choć w sumie teraz zastanawiam się, ile w moim pseudoprzekonaniu jest słuszności. Coraz częściej nachodzą mnie wątpliwości, cichy głos z tylu głowy mówi mi że to nieprawda, Kurwa co mnie podkusiło żeby puknąć wtedy tę brunetkę?! Byłem cholernie pijany, ale to żadne wytłumaczenie. Może nie żadne, a żałosne. Chwila zapomnienia i zdrada gotowa. Kocham Marię najbardziej na świecie a tak karygodnie wobec niej postąpiłem. Gdyby tylko wiedzieli jak to jest, że to nie jest takie proste jak im się wydaj. Wyrzuty sumienia nie dają mi spać, ciągle przypominam sobie jak bardzo ją zraniłem. Tak kurewsko żałuję, że ją w tym klubie zdradziłem.

Myślałem, że miłość jest piękna, że jak trafię na odpowiednią osobę, którą będę traktował w stu procentach poważnie, to pokaże mi zupełnie nowe oblicze tego świata. Że uczucie spowoduje że moje pesymistyczne myśli rozchmurzą się, rozpromienią się, zostanę zarośnięty kolorowymi kwiatami, tak pięknymi jak moja ukochana.

Tymczasem okazało się, że jest inaczej. Miłość wymaga czasu, poświęceń... Widocznie nie byłem na to gotowy. Mimo że trafiła mnie pierdolona strzała amora, nie potrafiłem współpracować z jej działaniem.

Dziś przyszedłem po raz kolejny. Ja przyszedłem tu znowu, żeby powiedzieć ci tu „przepraszam" , które pewnie odbierzesz jako puste słowo, sucha formalność wynikająca z pozornej kultury, bo tak wypada. Nigdy w jednym słowie nie zawarłem tyle skruchy, żalu za swoje czyny i szczerości. Chciałbym cię prosić o wybaczenie, choć wiem, że na to nie zasługuję, bo jestem zwykłym skurwysynem.

Wreszcie zebrałem swoją odwagę. Pukam do twoich drzwi. Stoję, czekam. Cisza. Przyjechałem, żeby znowu wpatrywać się w twoje drzwi? Już mi przeszło przez myśl żeby zrezygnować, a tu nagle otwierasz drzwi. Patrzymy sobie w oczy. Kiedyś czułbym euforię, dziś już mnie to przeraża. Odwracam wzrok. Już nie wytrzymuję patrząc na twoją minę, ona wręcz krzyczy że te łzy ściekające po twoich policzkach są z mojej winy. Doskonale o tym wiem, ale wolałbym na to nie patrzeć. A może powinienem?

Tyle mam ci do powiedzenia, tak wiele słów...
Chciałbym wylać wszystkie te myśli, podzielić się z nimi z Tobą. Tyle miałem wizji na to spotkanie z tobą, a gdy wreszcie stoję vis a vis ciebie, łapie mnie paraliż. Nie potrafię wykrztusić z siebie ani słowa, głos jakby ugrzązł mi w gardle. Nawet z oddychaniem mam problem.

- Ja... zaczynam niepewnie, nie wiem co mówić, choć tak się do tego przygotowałem. Dopiero teraz chyba uświadomiłem sobie jak bardzo cię zraniłem... Wiedziałem, że to zrobiłem, ale nie aż w takim stopniu. Milczę. Zawiesiłem się całkowicie. Jest mi wstyd. Po drodze kilka razy przypierdoliłem pięściami w ścianę.

- Po co tu przyjechałeś, Marcin? - pytasz z wyrzutem, krzyżując ręce na piersi. Na dźwięk twojego głosu, wypowiadającego moje imię, przechodzi mnie dreszcz, dłonie mi drżą.

- Przeprosić - odpowiadam krótko, tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Jednak słychać skruchę i szczery żal za grzechy, jaki się wobec ciebie dopuściłem. Widzisz to. Twoje oczy patrzą na mnie z nadzieją...

Krzyczę Szeptem || XAYOO two shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz