Rozdział 2 - Czas leczy rany

109 10 5
                                    



„Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu,

i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść."

Maria Kalergis

— Sakura? — usłyszałam po raz kolejny. Nie reagowałam. Mimo tego, że te oczy i włosy wydawały mi się znajome, sam głos był inny. Znajomy, ale brakowało mu nuty, która wprawiała w drganie moje serce. To wcale nie był głos Sasuke.

Skłamałabym mówiąc, że mi nie ulżyło. Jednak miło byłoby mieć te konfrontację za sobą. Dokładnie przyjrzałam się postaci stojącej przede mną. Tak samo czarne oczy, może trochę bardziej matowe i bez tych łobuzerskich iskierek. Włosy zdecydowanie dłuższe, bardziej proste oraz dokładniej ułożone.

— Nie wiem o kim mówisz. — Szybko pozbierałam się z ziemi, otrzepałam z brudu spodnie i z podniesioną głową ruszyłam przed siebie, czyli prosto w kierunku straganu, przy którym zostawiła mnie babcia. Może jednak potrzebowałam całodobowej ochrony?

— Sakura zaczekaj!

Za sobą usłyszałam nawoływanie Itachiego, ale nie zamierzałam się obrócić. Co miałam w takiej sytuacji mu powiedzieć: Cześć, to ja Sakura! Uciekłam, ale już wróciłam. Dasz się zaprosić na kawę? To nawet w myślach brzmiało strasznie głupio.

— Zaczekaj do cholery!

Nie zaczekałam. Przyspieszyłam kroku, po drodze chwytając paczuszkę z jabłkami. To zdecydowanie przez nie wpakowałam się w kolejne kłopoty. Głupie owoce!

— Czy ty jesteś głucha?

Wraz z wypowiedzeniem tych słów, poczułam silny uścisk na ramieniu, który sprawił, że lekko się skrzywiłam. Zostałam siłą obrócona w stronę bruneta, który zdecydowanie za szybko mnie dogonił.

— Nie słyszysz jak cię wołam? — Jego karcący głos przypominał mi chwile, gdy byłam mała i coś zmalowałam, a rodzice zwracali się do mnie właśnie takim tonem, który nigdy nie wróżył nic dobrego.

— Czego chcesz?! — warknęłam. Naprawdę nie miałam ochoty na żadną miłą rozmowę z dawną rodzinką. Trochę za późno było na jakiekolwiek pogawędki.

— Nie mogę uwierzyć, że wróciłaś — wyszeptał, dokładnie obserwując moją osobę. Nie miałam pojęcia czego szukał. Dawnej Sakury? Och, jej już dawno nie ma. — Od kiedy jesteś w Konoha?

— Od wczoraj.... Możesz mnie puścić? To boli. — Głową wskazałam na moje ramię, na którym wciąż zaciskała się silna ręka Uchihy. Widziałam jak się zmieszał, ale zaraz posłusznie wypełnił moją prośbę.

— Sasuke wie, że wróciłaś? — Od razu przeszedł do rzeczy.

Wywróciłam oczami dając mu do zrozumienia, że ten temat mnie nudzi. W rzeczywistości wcale tak nie było, cały czas się bałam tego co miało nastąpić po moim przyjeździe. Cały czas byłam za słaba, nie przygotowana na to by zmierzyć się ze swoimi lękami. Tylko, że inni nie musieli tego wiedzieć. A już w szczególności Sasuke.

— A z jakiej racji miałabym go o tym informować? — spytałam czysto retorycznie. Już od dawna nie musiałam się mu z niczego tłumaczyć, a Itachi doskonale dawał sobie z tego sprawę.

— Moglibyśmy porozmawiać? — To pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zamrugałam kilka razy, dokładniej przyglądając się mężczyźnie, jego wyraz twarzy był niezmiennie poważny.

— A co teraz niby robimy? — Wręcz nie mogłam powstrzymać się od sarkazmu, którym nafaszerowałam to pytanie. Ta rozmowa zdecydowanie prowadziła do nikąd.

The light of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz