I "Czemu przerywasz mój triumf?"

18 1 2
                                    

Weszłam do swojego gabinetu-miejsca, które niesie za sobą długa historię. Zdjęłam czarne szpilki z obolałych stóp i rzuciłam je w kąt pomieszczenia. Mój organizm jedynie czego potrzebował w tym momencie to dawki alkoholu. Podobała mi się ta opcja, więc podeszłam do barku i wyjęłam z niego szampana, nalewając go do lampki.

-Widzisz ojcze jak świetnie sobie radzę?-podeszłam do dużego okna, wspominając zmarłego tatę.

-Oddałeś mi to wszystko, nie powiem, że Ci się nie opłaciło, wręcz przeciwnie-odziedziczyłam po rodzicach, cały ich dobytek-mafię, głównie po ojcu, bo mama nie była zbyt zadowolona.

Rozmyślając czekałam na swoich przyjaciół, którzy niby dla mnie pracowali, ale to tylko formalności. Żyłam z nimi, dorastałam, nie nazwę ich moimi pracownikami, tak się nie robi, chociaż są wyjątki.

Moją chwilę relaksu przerwał dźwięk pukania do drzwi, znudzonym głosem odpowiedziałam krótkie "proszę" i drzwi otworzyły się.

-Czemu przerywasz mój triumf?-zapytałam Lucas'a.

-Wrócili-chciałam zacząć się śmiać, nikt nigdy wcześniej nie przyszedł mnie o tym powiadomić, sama się dowiadywałam, zresztą nie było to nic nadzwyczajnego.

-Mam rozumieć, że pierwszy raz pojechali, dlatego to takie ważne, tak? Ale jak już tu jesteś to straty?

-Materialne, jak zwykle.

-W ludziach?

-Logan jest ranny-na to zdanie zamarłam, mój entuzjazm i pewność siebie szybko mnie opuściły, niewiele myśląc wybiegłam z gabinetu.

Nawet nie zauważyłam jak szybko dotarłam na najniższe piętro budynku, na którym znajdowało się coś w rodzaju szpitala. Z hukiem otworzyłam drzwi do jednej z sal i zauważyłam wpatrujacego się w sufit chłopaka.

-Coś ty zrobił?

-Cóż, kulka w brzuch-delikatnie mi ulżyło, był przytomny i jego zdaniem nawet nic się nie stało.

-Pokaż to-Logan niechętnie podniósł koszulkę, a ja przełknęłam ślinę, zaczęłam mieć wątpliwości czy rana była zszyta.

Po dość krótkim, jak na mnie, zjebaniu Logana za bycie nie ostrożnym, zaczęliśmy rozmawiać o kompletnie bezsensownych rzeczach jakie akurat przyszły nam na myśl.

Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to oboje zastępujemy sobie rodziny, które straciliśmy.

°

Logan wyszedł na własne życzenie, nie byłam z tego powodu szczególnie dumna, ale cieszyłam się, że czuł się coraz lepiej. Ja jednak musiałam wrócić do rzeczywistości i zająć się rzeczą, której najbardziej w świecie nienawidzę. Papierkowa robota, czyli wypełnianie miliona pustych pól w komputerze.

Wstałam ze skórzanego fotela, aby nalać sobie gorącej kawy do kubka. Rozprostowałam nogi i zbierałam się, aby dalej usiąść do pracy, ale Logan przerwał mi wbiegając do pokoju.

-Co ty tutaj robisz, podobno miałeś odpoczywać.

-Daj mi cokolwiek do roboty do cholery!-skrywałam mój głupi uśmiech, gdy on błagał o litość.

-Idealnie.

Wstałam, trochę go przyszkoliłam i widząc jego kaprys na twarzy jak najszybciej uciekłam.

-Sam chciałeś, durniu!-rzuciłam, zamykając za sobą drzwi.

Stwierdziłam, że przejadę się po mieście, dawno tego nie robiłam, a to uwielbiałam. Zaczęłam czyścić mój motocykl, który był trochę brudny po ostatniej jeździe z moją przyjaciółką.

-Harper! Stój!-usłyszałam głos Logana i gwałtownie zachamowałam, wkurzona podeszłam do niego.

-Co znów?! Czy ja nie mogę nawet przejechać się na własnym motorze?

-To naprawdę ważne. Mamy długi-zaczęłam się śmiać.

-Serio? Nie potrafisz wpisać kilku cyfr w komputer?-podał mi wydruk, na którym zobaczyłam ujemne wyniki.

-Ale...jak?-wydusilam z siebie.

V.

Call Of BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz