| jeden |

1.6K 40 13
                                    

Zrzuciłam z siebie czarną pelerynę, która w większości była ubrudzona moją krwią. Z wyrazem obrzydzenia na twarzy, odkleiłam od rany przemoknięty materiał. Zmarszczyłam brwi, gdy ubranie nie chciało współpracować. Warknęłam pod nosem i bezceremonialnie zerwałam cały rękaw czarnej bluzki. Zacisnęłam zęby, gdy przez nagły ruch rana na ramieniu jeszcze bardziej się otworzyła. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam do biurka w poszukiwaniu jakiegoś uzdrawiającego eliksiru. W tamtym momencie drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły. Zerknęłam przez ramię, po czym powróciłam do grzebania w szufladzie.

- Któż to się poj...

- Nic ci nie jest? - przerwał mi od razu chłopak zmartwionym głosem. Usłyszałam kroki i sekundę później znalazł się obok mnie. Złapał mnie delikatnie za szczękę, przyglądając się mojej twarzy. Szare oczy z niepokojem krążyły po moim ciele. Skrzywił się nieznacznie, gdy ujrzał moje lewe ramię.

- Bywało gorzej - odpowiedziałam spokojnie, spuszczając wzrok. Co nie znaczyło, że byłam mniej zmęczona niż zwykle. Nogi delikatnie się pode mną ugięły a silne ramiona od razu przyciągnęły mnie do siebie.

- Siadaj, widzę, że jesteś padnięta - rozkazał. - Zaraz to opatrzymy.

Posadził mnie na ciemnozielonej kanapie, która stała na środku naszego salonu niedaleko kominka. Po chwili uklęknął obok mnie, trzymając bandaże i fiolkę ze szmaragdowym płynem.

- Może trochę zaboleć - uprzedził, spoglądając na mnie krótko. Przewróciłam oczami.

- Gorzej raczej nie będzie. Poza tym, nie jest tak tragicznie. Nie przesadzaj, Draco - skwitowałam, odwracając głowę w drugą stronę. - Po prostu rób co mu... NA MERLINA! - wrzasnęłam, czując jak eliksir przepływa po mojej ranie. Próbowałam wyrwać rękę, ale Draco zbyt mocno mnie trzymał. Merlinowi dzięki, że każda z komnat miała na sobie zarzucone zaklęcia wyciszające.

- Mówiłem - przypomniał z nutką satysfakcji w głosie. - Nie zachowuj się jak dziecko, Astoria.

- Ciekawe jak ty byś zareagował na moim miejscu - warknęłam, posyłając mu mordercze spojrzenie. - Poza tym, z naszej dwójki to ty jesteś młodszy, przypominam.

Tym razem to blondyn przewrócił oczami.

- Już po krzyku - powiedział w końcu, przewiązując mi ramię bandażem. Spojrzał na swoje dzieło, jakby zastanawiał się czemu znajduje się w siedzibie Śmierciożerców, zamiast w Świętym Mungu. - Który to taki mądry? - zapytał, mając na myśli autora mojego obrażenia.

- Nott, oczywiście - parsknęłam. - Śmierciożercy to jednak kretyni. Jak chcą walczyć z Zakonem, skoro nawet nie poznają swoich? Niebawem to powybijają siebie nawzajem. Dumbledore by chyba padł, gdyby to widział - dodałam. Dopiero gdy spojrzałam na Draco, uświadomiłam sobie co tak naprawdę powiedziałam. Otworzyłam usta, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Malfoy się wtrącił.

- Nie jesteśmy do końca ich - przypomniał Draco, podnosząc się. Podszedł do biurka, by z powrotem schować leki. Widziałam, że ruszyła do wzmianka o dyrektorze Hogwartu.

- Ale ci idioci tego nie wiedzą - powiedziałam, stwierdzają, że lepiej zostawić temat Dumbledore'a. Opadłam na oparcie. - I lepiej żeby tak zostało, bo wszyscy będziemy mieć niezłe kłopoty. Snape też by się łatwo z tego nie wyplątał.

Draco westchnął głośno, spolądając na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, próbując go nieco podnieść na duchu. Wiedziałam, że wojna okropnie go męczy, zresztą jak każdego. Opadł na kanapę tuż obok mnie, kładąc swoją dłoń na mojej. Złączyłam nasze palce, opierając głowę na jego ramieniu.

- To się kiedyś skończy - zapewnił, chociaż nie byłam pewna czy mówi do mnie, czy raczej do siebie. A może do nas obojga.

- Mhmm - mruknęłam. - A potem w końcu będziemy mieli spokój.

I niestety zostaniemy z tym - pomyślałam, zerkając na lewe przedramię. No cóż, pamiątka.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, wpatrując  się w płomienie ognia w kominku, podczas gdy Draco delikatnie gładził mnie kciukiem po dłoni. Niestety nasz spokój nie trwał długo.

Podskoczyłam, gdy rozległo się głośne walenie do drzwi. Wymieniliśmy spojrzenia, po czym chłopak podszedł do drzwi.

- Witam naszą młodą parę! - W pokoju rozległ się nieprzyjemny głos równie nieprzyjemnego człowieka, gdy ten wepchnął się do środka. Przewróciłam oczami, przybierając pogardliwy wyraz twarzy.

- Czego chcesz, Avery? - zapytałam szorstko, posyłając Draco porozumiewawcze spojrzenie. Nadal czułam jego dotyk na dłoni i nie podobało mi się, że jakiś kretyn nam przeszkadzał.

Mężczyzna wyszczerzył brudne zęby w uśmiechu, rozglądając się po pokoju.

- Milutko tu ma...

- Do rzeczy - przerwałam mu ostro. Avery zmrużył oczy. Wcale nie był rangą wyżej ode mnie, więc nie mógł sobie na dużo pozwolić. Wszyscy byliśmy tylko pionkami w grze Voldemort'a.

- Rączka się zagoiła? - zagaił, nadal owijając w bawełnę. Przewróciłam oczami. Zaczynałam wątpić czy w ogóle przyszedł tu w konkretnym celu.

- Wystarczająco, by skopać ci tyłek.

Mężczyzna skrzywił się nieznacznie, krążąc po pokoju. Ani ja, ani Draco nie spuszczaliśmy go z oczu nawet na sekundę.

- Dobrze, bo wyruszamy na małą wycieczkę zapoznawczą - oznajmił, zatrzymując się przy drzwiach. Gdy na mnie spojrzał, dostrzegłam w jego oku niebezpieczny błysk.

- Gdzie tym razem? - odparłam bez emocji, starając się wyglądać na znudzoną. Uczyłam się od matki Draco.

- W różne miejsca. Watford, Chelmsford, Croydon - wymieniał z błąkającym mu się na twarzy psychopatycznym uśmieszkiem, a mi na chwilę stanęło serce.

Wszystkie miasta w pobliżu Londynu.

Byłam pewna, że pobladłam. Draco przyglądał mi się, widocznie przestraszony. Wiedział, że zawsze obawiałam się o Londyn. Ostatnimi czasy zauważyłam, że Czarny Pan coraz bardziej zbliżał się do mojego rodzinnego miasta. Na początku atakowaliśmy na południowym wybrzeżu i w środkowej Anglii, w pobliżu Birmingham, a z czasem ataki zaczęły się przybliżać do Londynu.

Avery westchnął, jakby nagle zmartwiony, po czym, nadal stojąc do mnie tyłem, rzekł:

- No cóż. Zbiórka za godzinę w głównym holu. Mam nadzieję, że nie ucierpisz bardziej niż teraz, Astorio.

***

Wyszłam z sypialni, zarzucając na ramiona jedną z wielu innych czarnych peleryn, które znajdowały się w mojej garderobie. Tutaj rzadko kto nosił coś innego niż głęboką czerń. Rana na ramieniu była już ledwo wyczuwalna za pomocą stosu różnych eliksirów i okładów, ale nadal tam była, więc wciąż musiałam na nią uważać.

Ledwo weszłam do salonu, a Draco na mnie spojrzał. Też był już ubrany, a w ręce trzymał dwie białe maski. Unikając mojego wzroku, podał mi jedną z nich. Robił tak za każdym razem i mimo moich próśb i zapewnień, nic się nie zmieniło.

Chciał się odsunąć, ale złapałam go za rękę dosłownie w ostatniej chwili. Odchyliłam głowę do tyłu, by w pełni spojrzeć na chłopaka. Mimo, że był młodszy, stanowczo przewyższał mnie wzrostem. Delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka, zmuszając go by spojrzał mi w oczy.

- Draco - powiedziałam łagodnie. - To nie nasza wina, zapamiętaj - powtórzyłam to po raz setny, bo nigdy to do niego nie docierało. Czułam na sobie jego oddech, gdy wpatrywałam się w jego zaszklone oczy. Pokręcił głową, odwracając się do mnie plecami.

- Dlaczego musimy tak żyć? - zapytał gorzko, rzucając maską o podłogę. Drgnęłam, patrząc na niego z obawą. Po chwili chłopak wziął kilka głębokich wdechów, zaciskając pięści, po czym z powrotem na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się smutno. Podeszłam do niego i uklęknęłam, podnosząc maskę. Z lewej strony widniało średniej wielkości pęknięcie.

- Reparo - szepnęłam, a rysa od razu się zasklepiła. Złapałam Draco za rękę i pociągnęłam do wyjścia. - Chodźmy już.

Reversion {Draco Malfoy}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz