3/3

1.2K 58 40
                                    

Prawie 30 tysięcy słów, napisane w mniej niż pół roku. I jeśli początkowo miała to być historia na Walentynki, to mówi się trudno. Może już powinnam zacząć pisać następne short story, żeby zdążyć na święta.

DZIĘKUJĘ za każde wyświetlenie, gwiazdkę czy komentarz. Jednocześnie przepraszam, że trwało to tak długo, jednak czasami brały mnie takie wątpliwości, że aż odechciewało mi się pisać.

Zapraszam na ostatnią część, w której raczej wszystko się wyjaśni.

Ostrzeżenia: przecinki w złych miejscach, mowa potoczna, przekleństwa i smut (który btw. jest moim pierwszym w życiu, więc weźcie go proszę z przymrużeniem oka)

Śnieg z zeszłego tygodnia ustąpił miejsce burzowym chmurom i typowej angielskiej pogodzie. Zatłoczony Londyn powrócił do swojej codzienności, wiatr i niekorzystna pogoda była częściej spotykana niż królowa Elżbieta przechadzająca się po swoich ogrodach.

Mgła osiadała nad budynkami, a lekki deszczyk kapał na głowy lub parasolki przechodniów, którzy nie zapomnieli zabrać jednej z domu.

Louis nie był tym szczęśliwcem.

W sumie to nie przeszkadzało mu to, możliwe że nawet tego nie zauważył. Na głowie miał inne sprawy, niż martwienie się deszczem i tym, jak bardzo zmoknie. Zresztą, sam wyglądał jakby zaraz miał strzelać piorunami z oczu, jednak ludzie nie wydawali się tym przejmować.

Chodniki były pełne ludzi, którzy jak na złość szli tak wolno, że Louis przepychał się, nawet nie przepraszając. Prawdopodobnie zachowywał się jak ostatni buc, ale miał to gdzieś.

Zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, razem z dwudziestoma innymi osobami. Wiedział, że na tym skrzyżowaniu czeka się długo, więc dla zabicia czasu zaczął się rozglądać, chciał rozproszyć się czymkolwiek, co odciągnie go od natłoku myśli.

Większość osób korzystała ze swoich telefonów, nie przejmując się tym, że za chwilę mogą wpaść pod samochód. Ich lekceważące podejście do bezpieczeństwa było bardziej niż przerażające. Jakieś małżeństwo kłóciło się ze sobą, oskarżając się nawzajem o niedopilnowanie jakiegoś terminu, staruszka krzycząca na swojego psa, bo przed chwilą obsikał jej nogę, tyle krzyku, pomieszanego z szumem aut, oraz muzyki od ludzi grających na ulicy doprowadzały szatyna do szału.

Louis starał się skupić na czymkolwiek innym, czymś co nie doprowadzi go do białej gorączki. Wszystko dookoła go irytowało, a nie chciał rozmawiać z Harrym, będąc wściekłym. Musi się uspokoić, albo inaczej rzuci się pod autobus. Wydawało się to lepszym rozwiązaniem, niż stawić czoła swoim problemom.

Dwie dziewczyny stojące po drugiej stronie ulicy przyciągnęły jego uwagę. Stały pod wielkim parasolem, praktycznie ze sobą zlepione i chichotały głośno, nie przejmując się innymi ludźmi, którzy posyłali im zniesmaczone spojrzenia. Louis ukradkowo zauważył, że trzymają się za ręce, ściskając się tak mocno, że ich knykcie pobielały.

I właśnie się pocałowały.

Scena przed nim wyglądała, jakby była wyjęta prosto z filmu, gdzie dwójka bohaterów rozstaje się, jednak w ostatniej chwili uzmysławiają swoje uczucia i całują się w deszczu.

Tak bardzo chciał, żeby Harry wyszedł mu naprzeciw, przemakając do suchej nitki i przysięgając mu, że będą żyć długo i szczęśliwie.

Louis powinien odwrócić wzrok, jednak nie mógł powstrzymać cierpkiego uśmiechu, widząc dwie zakochane w sobie osoby. To zabawne. Jeszcze niedawno Tomlinson miał dość miłości i zakochanych par, a teraz, dzień przed Walentynkami, wcale nie czuje zazdrości. Może to jakiś naturalna reakcja, wiedząc, że skoro on nie jest szczęśliwy, to nie znaczy, że inni ludzie nie mogą czuć się kochani.

now i feel brand new ✔️ larry short story Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz