Rozdział zawiera treści nieodpowiednie dla niektórych czytelników (przekleństwa, złe relacje z rodzicami)
Ayato obszedł łóżko i usiadł na jego brzegu, głęboko oddychając.
"Dlaczego udawałeś przed nimi, że jesteś nieprzytomny? Mogłeś, chociaż nie ruszać oczami..." powiedział cicho, by pacjenci obok nie usłyszeli za dużo.
Thoma otworzył oczy i wypuścił ze świstem powietrze z ust, czując okropny ból, który próbowano załagodzić maściami. Niby pomagały, ale sam nie wiedział, dlaczego liczył na coś więcej.
"To światło nade mną mnie denerwowało. Nie mogłem się przez nie skupić na udawaniu." Palcem dotknął dłoni Kamisato, która spoczywała obok i uśmiechnął się do niego. "Naprawdę przyszedłeś tu prosić ich o zgłoszenie sprawy na policję?"
"Pytanie, czy widzisz inne wyjście? Ron powinien dostać to, na co zasłużył. Nawet nauczycielka od plastyki wszystko widziała." Pokręcił przecząco w szoku. "Gdyby nie ona..."
"Jego ojciec jest burmistrzem. Zresztą wiesz o tym... Nie mam szans!" Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. "Sprowokowałem go po to, by i o nim zaczęły latać plotki po szkole. To moja wina, wszyscy mają rację."
"To ci się udało." Westchnął, zastanawiając się jak zacząć temat zgłoszenia sprawy. "Mój... tata jest adwokatem."
"Twój ojciec jest adwokatem starego Rona, myślisz, że nie wiedziałem?" Uniósł brwi do góry z rozbawionym wyrazem twarzy.
Ayato zamknął usta, nie wiedząc, jak powinien zareagować. Ojciec od lat służył burmistrzowi. Wygrali razem mnóstwo spraw. Wszyscy go polecają, jest popularny i lubiany. Nie liczył na to, że zmieniłby strony na jego życzenie, wystarczyłaby mu jakaś porada, od czego powinni zacząć. Chyba się nie zrozumieli i to wprowadziło niezręczną sytuację.
"Od kiedy wiedziałeś?"
"Zapytałem taty, gdy wyszedłeś ode mnie w piątek." Uśmiechnął się ciepło. "Ale to nieważne. Przepraszam, że o tym wspomniałem." Machnął ręką, opadając na miękką poduszkę. "Pewnie przez najbliższe tygodnie nie będę chodził do szkoły. Wieczorem mnie wypisują."
"Hm?" Odwrócił się w jego stronę zdziwiony. "Aż tak jest źle? Gdzie będziesz?"
"W domu. Będę starał się wyzdrowieć."
"Aha, no tak. A gdzie niby miałbyś być?" Pokręcił przecząco głową na swój brak racjonalnego myślenia. "Mam ci przynosić lekcje?" Zaproponował.
"Oh, nie musisz. Prawdopodobnie i tak mnie nie przepuszczą do następnej klasy." Przechylił głowę delikatnie na bok, po czym skrzywił się z powodu bólu. "Co? Mam za dużo nieobecności!"
"Jesteś niemożliwy..." pokręcił przecząco głową, do której blondyn wystawił dłoń. W końcu zauważył ślady jego walki z Ronem. Niestety nie udało się ich ukryć.
"Haha, a ty co? Może zamieńmy się na miejsca? Też jesteś ranny!"
"Ha, w porównaniu do ciebie..."
Blondyn spojrzał w stronę okna, gdzie na parapecie siedziały gołębie. Otworzył zdziwiony usta, dawno nie widział ich z takiej odległości. Pomimo tego, że w parkach ludzie je dokarmiali, to i tak odlatywały, gdy tylko ktoś się zbliżał.
Kamisato popatrzył w jego stronę, a poźniej również do okna. Było mnóstwo rzeczy, o których chciał z nim porozmawiać, jednak nic nie cisnęło mu się na usta.
A właśnie, temat niedożywienia. Kamisato wiedział, że nie jest osobą, która będzie w stanie mu pomóc, ale porozmawiać nikt nigdy nie zabroni, racja?
CZYTASZ
will we ever smile? | thomaxayato
FanfictionSzkolny romans pisany przez zwykłego amatora z nadmiarem wolnego czasu. Mogą występować wulgaryzmy, przed każdym takim rozdziałem dodam ostrzeżenie Trochę wylewam tu swoje żale z przeszłości. Dzięki za czytanie ✨️