Rozdział 1.
Wszedłszy do więzienia, rozejrzałam się. Co prawda kiedyś już tu byłam ale to dawno, dawno temu z ojcem, gdy jeszcze żył. Więzienie było zimne, otoczone twardymi murami. Przekroczywszy bramę znalazłam się w okręgu. Po mojej lewej i prawej stronie zauważyłam cele, były puste, przede mną były schody na górę, a obok nich bramka na dwór. Płotek był niski, a na nim kraty sięgająca sufitu. Prześwitywało przez nie słońce.
- Ruszaj się! - Strażnik pchnął mnie na schody.- Jeszcze będziesz miała czas pooglądać to miejsce. - Zaśmiał się kpiąco i ruszył do przodu, ja razem z nim.
Ręce miałam związane, a usta zakneblowane suchą chustą. Po moich bokach stali dwaj strażnicy i jeden za mną. Stanęłam na drugim piętrze, tu również pełno cel - większość z nich zajęta oraz jak poprzednio płotek i kraty. Nie wchodziliśmy wyżej, tylko skręciliśmy w prawo i stanęliśmy naprzeciw pustej celi, niedaleko pełnych. Każda klatka była odgrodzona kamienną płytą, tak, że więźnie się nie widzieli. A wejście do niej zrobione z krat gęsto ustawionych koło siebie i drzwi z małą klapką na tacę z jedzeniem. Prycze w środku posłali nikłymi kawałkami słomy, a w kącie wykopali dziurę - mniej więcej wielkości talerza - na potrzeby fizjologiczne.
Więzienie to wydało mi się bardzo brudnym miejscem, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Musiałam tu przesiedzieć tylko parę miesięcy. Potem mnie zabiją i nareszcie postawią koniec mojemu losowi. Odpowiadała mi taka kolej rzeczy. Można powiedzieć wręcz, że do niej dążyłam. Przyjęłam stanowisko prywatnej zabójczyni, chcąc by złapali mnie nim ukończę pierwsze zlecenie.
I udało się.
Jestem za kratami i czekam na koniec, jest tak jak chciałam... a jednak, coś mi nie pasuje. Tylko za nic nie mogę sobie przypomnieć co.
***
Obudziłam się zmęczona, plecy miałam obolałe ale nie marudziłam. Jedzenie przyniesiono mi, gdy słońce raźnie wpadało przez kraty i tworzyło cienie. Strażnicy nie byli przejęci swoją pracą i pozwalali na rozmowy więźniów, póki nie zbaczały one na złe tematy. Ponieważ nigdy nie przepadałam za relacjami z ludźmi siedziałam cicho i zjadałam swój kawałek chleba.
W celi po prawej stronie siedział chłopak, a po lewej nie było nikogo. Chłopak był mniej więcej w moim wieku. Nie zdążyłam mu się przyjrzeć ale zauważyłam iż jego głowę zdobią dwa rogi. Czarny i złoty. Ogon też miał, czarny ze złotymi kolcami, jedyne czego nie zauważyłam to skrzydeł.
Na świecie istniało wiele stworzeń. Odkąd smoki wypełzły z ukrycia, trolle rozstąpiły góry, a morza przejęły stwory rodem z baśni i ludzie zaczęli przybierać magiczne formy. Wiele z nich zostało obdarzonych mocami, inni tak jak widziany chłopak zmienili wygląd, nawet rośliny przybrały fantastyczne właściwości, chodź oczywiście nie wszystkie.
- Długo tak zamierzasz rozmyślać?- Odezwał się głos zza ściany. Był on czysty ale sprawiał wrażenie niebezpiecznego. Wprawiał w niepokój.
- Tak
- Yhm... Jak długo chcesz tu siedzieć?
- Póki nie wydadzą wyroku.
- Ha! Nie mów mi, że nie zamierzasz uciekać!
- Właśnie to ci mówię. Poza tym nie powinno cię to interesować.
- Och, daj już spokój. Powiedz lepiej jak się nazywasz.
- Caren...- Skłamałam.
- Ładne imię, ja jestem Jason i w przeciwieństwie do Ciebie planuję ucieczkę.- Słychać było, że bawi go ta sytuacja.
- Cicho tam!- Ryknął jeden ze strażników, po czym natychmiast wrócił do kolegów. Po chwili wybuchli śmiechem, wiadomo było iż już ich nie słuchają.
- Jesteś hybrydą?- Zapytałam po chwili.
- Tak, powiedzmy że tak.
- Yhm...
- A ty jesteś człowiekiem?
- Tak, powiedzmy - odpowiedziałam równie bezsensownie. Jason wybuchną śmiechem, który sprawił iż ponownie poczułam strach.- Mogę już dalej rozmyślać?
- Jak chcesz!- Mruknął próbując przekrzyczeć głośnych wartowników.
Zamknęłam oczy i uspokoiłam myśli. Razem z rozmową wrócił mój niepokój, coś było nie tak, coś było nie tak. Tylko co?
Rozejrzałam się po celi, była nieduża ale wystarczająca. Cztery metry na cztery. Z lewej strony, przykuta do płyty, leżała kamienna prycza i wspomniane wiązki słomy. Podłoga była pusta, nie licząc pęknięć i rury za kamiennym blokiem. Przynajmniej tyle jeśli chodzi o intymność. W ścianie nie było okna, jedynie przez kraty przedostawały się promienie i tak już zasłonięte przez kraty oddzielające od dworu.
Koło barierek przeszedł strażnik, pewnie robiący obchód. Patrzyłam jak znika z pola widzenia i pojawia się po drugiej stronie. Sama również postanowiłam pochodzić, zaczęłam robić kółka po celi.
Ledwie zauważyłam gdy przez klapkę wsunięto mi jedzenie. Zrobił to młody, blond włosy chłopak. Widać było, że odwala brudną robotę, ponieważ grupka strażników za nim bez przerwy wybuchała śmiechem, za każdym razem gdy podchodził do kolejnego więźnia. Mu to chyba nie przeszkadzało, bo każdemu przynosił jedzenie nawet nie reagując na starszych pracowników i ostrożnie odkładał je tak, by się nie wysypało.
Przynajmniej tyle dobrego.
Zjadłszy kawałek chleba, suche mięso i jakieś przywiędłe rośliny położyłam się na pryczy. Po jakimś czasie Will - ponieważ tak nazywali chłopca współpracownicy - zszedł na sam dół i zniknął pod podłogą, a dla niego sufitem.
Ponownie zasnęłam, wiedząc, że nie będzie to wygodna noc.
YOU ARE READING
Więzień nr. 142
FantasíaNowy więzień, zabójczyni o paru imionach znajduje się teraz w celi. Czy postanowi uciec?