Rozgrzane i spocone ciała ocierają się o siebie. Reflektory co chwila zmieniają kolor słabo rozświetlając parkiet. Głośna muzyka wydobywająca się z setki głośników rozstawionych po całej sali.
Oto jeden z najlepszych klubów mojego rodzinnego miasta.
Ochroniarz wpuścił nas bez pytania o dowód czy jakikolwiek dokument.
Szybko podeszłam razem z Clarą do baru, który był obsługiwany przez bardzo przystojnych barmanów.
Zamówiłam jednego z tych kolorowych drinków, spoglądając w stronę dwóch chłopaków.-Zaczyna się.-mruknęłam do Green.
-Już? Tak wcześnie?
Zapytała również zdziwiona sącząc swój napój. Pokiwałam twierdząco głową.-Za późno przyszłyśmy...trzeba się streszczać, chodź.-pociągnęłam ją w stronę jednego ze stolików.
-Pięćdziesiąt dolarów.-powiedziałam stanowczo do jednego z facetów siadając z przyjaciółką na wygodnej sofie.
-O postanowiłaś przyjść? Już się bałem.-zaśmiał się sarkastycznie.
-Dalej Smith nie mam czasu.
-A gdzie Ci się tak spieszy, Rey?
-Nie twój zasrany interes.-warknęłam.
Jeden jego kolega rozsypał zawartości torebek na stole.-Sto dolarów.-powiedział nagle. Ukradkiem spojrzałam na Clarę, która pokiwała głową na znak żebym się zgodziła. Przyjęłam wyzwanie Smith'a.
-Kto szybciej wciągnie całą zawartość wygrywa.-powiedział jego kolega.
Szybko nachyliłam się nad narkotykiem zatykając jedną z dziur w nosie.Moje życie to kluby, zakłady, narkotyki i ucieczki...kluby, zakłady, narkotyki i ucieczki...i tak wkoło.
Razem z Clarą mamy dokładnie kilka minut nim przyjedzie policja...szybko na głos oznaczający ,start, zaczęłam wciągać całą kokainę leżąca przede mną.
Walnęłam pięścią w stół. Takie coś oznaczało, że skończyłam, a Smith wisi mi sto dolarów.
-Kasa, palancie.-chłopak wstał podając mi całą sumę. Również stanęłam na własnych nogach. Przytuliłam chłopaka tylko po to aby wyjąć narkotyki i portfel z jego tylnej kieszeni.
No tak...czemu nie jestem naćpana i tak dalej?
Opracowałam ze znajomymi świetną strategie, dzięki czemu zawsze wygrywamy, a nikt jeszcze nie zauważył naszego małego oszustwa.
Pociągałam przyjaciółkę za rękę widząc światła radiowozów na zewnątrz.
Szybko otworzyłam tylne wyjście widząc policjantów wchodzących do klubu.-Lizzie.-mruknęła moja przyjaciółka widząc jeszcze jednego idącego akurat w nasza stronę.
Szybko pociągnęła mnie za jedną z ścian budynku pokazując bym była cicho.
Gdy upewniłyśmy się, że facet wszedł do środka pobiegłyśmy w stronę pustej ulicy.
Rażące światła samochodu świeciły prosto w nasze oczy, a my zaczęłyśmy machać. Auto zatrzymało się po czym wsiadłyśmy.-Ile macie?
-A może tak wypada się przywitać?-zapytała Green.
-Hej.-powiedział Michael przesłodzonym głosem.
-Sto z zakładu.
-Może być.-powiedział Irwin odbierając pieniądze.
-Oraz...-spojrzałam do środka portfela.
-Pięćset z jego oszczędności plus zapas narkotyków dla was.-podałam im wszystko.-Postarałyście się. Jedziecie do nas czy do swoich domów?-zapytał Ashton robiący za szofera.
Razem z Clarą udawałam, że myślę nad ich propozycją.
-Green jedzie do nas. Prawda, kicia?
Dziewczyna westchnęła zgadzając się z Clifford'em.-To ja jadę do siebie.
-Wcale, że nie.-zarządził Ash parkując na podjeździe.
Westchnęłam. Zachowywał się jak dziecko. Czasem irytował mnie do wszelkich granic, ale i tak go kocham...
Chłopcy otworzyli drzwi wpuszczając nas do środka. Razem z Clarą bez najmniejszego zawahania ruszyłam do salonu i rozsiadłam się na kanapie.
-Za tydzień jadę do Sydney. Muszę odwiedzić Luke'a w więzieniu.-zagadnęłam tylko po to by zakończyć głuchą ciszę, panującą już od paru minut.
-Po co? Niech tam gnije.
-Ashton!-uniosłam się.
-Taka prawda.
Chłopak tylko wzruszył ramionami.-To oczywiste, że Cię to nie obchodzi, jak siedzi tam przez Ciebie!-krzyknęłam, a Green razem ze swoim chłopakiem skierowali się do wyjścia chcąc uniknąć kolejnej kłótni.
-Znów zaczynasz? Twój pieprzony przyrodni brat na to zasłużył. Oboje o tym wiemy, więc skończ temat.-podszedł do mnie następnie oplatając moją talię swoimi ramionami.
Mój oddech stał się o wiele szybszy, a bicie serca przyspieszyło. Do moich nozdrzy doszedł ten ukochany zapach jego męskich perfum.
Nie wiem jak można nazwać nasze relacje...przyjaciele?
Parą w zasadzie nie jesteśmy.-Idę wziąć prysznic. Dasz mi jakąś koszulkę?-zapytałam już całkiem będąc spokojna.
Właśnie w ten sposób działa na mnie Ashton Irwin.
Chłopak pociągnął mnie w stronę jego pokoju.
Pogrzebał trochę w szafie, następnie podając mi rzecz.-A może tak wspólny prysznic?-zapytał kiedy otworzyłam drzwi łazienki i poruszył znacząco brwiami.
-Pieprz się.-mruknęłam wchodząc do pomieszczenia.
-Z tobą chętnie.-krzyknął jeszcze za mną. Westchnęłam głośno i zamknęłam drzwi na klucz.
Ashton zboczony Irwin powraca.
***
Kiedy wyszłam z toalety chłopak siedział na łóżku i zawzięcie patrzył na ekran telefonu.
-Co robisz?-zapytałam siadając na łóżku i zaglądając w jego urządzenie elektroniczne.
-A nic ważnego.-mruknął odkładając telefon na stolik nocny i spoglądając na mnie.
-Co się tak patrzysz? Mam coś na twarzy?
Chłopak zaśmiał się.-Nie. Jesteś piękna, wiesz?
Mój oddech przyspieszył.
Moje serce zaczęło bić mocniej.
Mięśnie nie pozwalały na żaden ruch.
A mózg powtarzał tylko te dwa słowa:
,,Jesteś piękna"Na moich policzkach pojawiły się różowe ślady, nazywane rumieńcami. Odgarnęłam włosy za ucho będąc trochę speszona.
Nigdy tak nie mówił. Nigdy.I co ja mam powiedzieć?
Zadanie ułatwił mi blondyn całując delikatnie moje różowe usta.
Mam dość tej cholernej przyjaźni. Dość.
Jak to niektórzy mówią:
,,Przyjaźnie damsko-męskie nie istnieją".Więc czemu nasza istnieje?
Bo Ash to pierdolony tchórz.
-Obejrzymy film?
-Jestem zmęczona. Pójdę spać.-mruknęłam wchodząc pod kołdrę.
-Zgaś światło.-mruknęłam zasłaniając oczy.
Chłopak westchnął wykonując moja polecenie, a chwilę później również położył się spać obejmując mnie w talii i przyciągając bliżej siebie.