A/N: SasPol z autorskim Saksonią? Saspol z autorskim Saksonią :3 Smacznego!
Na widok obitej czerwonym aksamitem długiej ławki Feliks wydał z siebie zduszony okrzyk radości, a potem rzucił się w jej kierunku tak szybko, jakby sekundy dzieliły go od trwałego uszczerbku na zdrowiu.
– Nigdy... nie... pójdę... na... emeryturę – wydyszał, opierając łokcie o kolana. – Personifikacjom odwala... wtedy... do reszty. Moje nogi... Saksa, ja cię zabiję... Własnymi ręcyma... w polu kartofli zakopię, znajdą cię... dopiero na wykopkach... a ja... ja już będę... daleko... Oesu...
Siedząca niedaleko opiekunka ekspozycji oderwała wzrok od telefonu i posłała mu współczujące spojrzenie. Feliks wątpił czy zrozumiała cokolwiek z tego, co z siebie wyrzucał, ale znajomość słów chyba nie była potrzebna; po przejściu pięciu muzeów i obiektów kulturalnych, w najgorętszym dniu, jakiego Europa doświadczyła od początku swego istnienia, wyglądał jak modelowy obraz nędzy i rozpaczy.
À propos obrazów, Polska swoją tyradę, przerywaną łapczywym chwytaniem powietrza, mógł głosić bezkarnie, bo współtowarzysz jego wycieczki – która jakieś trzy godziny temu zmieniła się w turystyczny horror, przynajmniej dla Feliksa – zatrzymał się tuż przy wejściu i zapatrzył się na wielki portret w złoconej ramie, kompletnie przestając zwracać uwagę na tak trywialne rzeczy jak rzeczywistość.
Mądry ja po szkodzie, pomyślał Polska, bo na werbalizację tej myśli już zabrakło mu sił. Zachciało mi się odchamiania, ukulturalnienia, zwiedzania... cholernej Saksonii.
Och, mieli tutaj cudowne muzea albo pałacyki, które mógłby oglądać godzinami – na przykład, wczoraj przez dobry kwadrans zastanawiał się, czy koncepcja enklawy z wynajmem krótkoterminowym ma rację bytu, mógłby wtedy przenieść stolicę na miesiąc do Moritzbergu i urzędować w zamku...
Czasem otwierał usta z zachwytu, czasem (częściej) zieleniał z zazdrości, ogólnie, to bardzo mu się tu podobało, z tej czy innej przyczyny... Po prostu na etapie planowania urlopu zapomniał o jednej ważnej rzeczy.
O tym, że Christian Beilschmidt, którego Polska lekkomyślnie wybrał na swojego przewodnika, jest fanatykiem nie tylko ziemniaków i absolutnie nie zna umiaru w żadnej ze swoich obsesji.
I tak właśnie Feliks znalazł się tutaj, mając wrażenie, że jeśli wstanie z tej ławki i postawi chociażby jeden krok, to jego tysiącletnie stopy rozsypią się w pył w ułamku sekundy.
A nawet nie byli w połowie zwiedzania; gdzieś koło siódmej rano, gdy Feliks nieprzytomnie i średnio składnie wyjaśniał Saksonii, co chciałby zobaczyć podczas swojego krótkiego, dwudniowego urlopu, ten uznał za konieczne dopisanie do listy kolejnych kilkudziesięciu pozycji.
Oczywiście, że z nim nie wygrał.
– Feliksie, spójrz tutaj – Christian obrócił się ku niemu, wskazując otwartą dłonią na obraz. Miał na twarzy szeroki uśmiech. – Nie miałem nigdy okazji zapytać cię, co sądzisz o tym portrecie.
Polska zmrużył oczy, sięgnął po chusteczkę, otarł zalewający mu powieki pot, zamrugał i ponownie skupił wzrok na owalnej twarzy Augusta III.
– Był brzydszy – stwierdził z przekonaniem.
– Naprawdę? – Saksonia zmarszczył brwi, cofnął się o krok i przytknąwszy palec do ust, ponownie przyjrzał się królowi.
– Jasne, pamiętam doskonale – Stopy Feliksa nie odpuszczały, ale przynajmniej odzyskał już zdolność w miarę płynnego mówienia. – Nam też wtedy machnęli portrecik, pamiętasz? Potem ktoś mi go ukradł – dodał z żalem. – A taki ładny był, italijski...

CZYTASZ
[aph] Saksy!
FanficUrlop to rzecz święta - w środku lata Feliks wyrusza „na saksy", nie po to, by pracować, ale by wypoczywać. Chociaż, mając za przewodnika Christiana Beilschmidta, lokalnego fanatyka sztuki i ziemniaków, Polska szybko przekona się, że to będzie aktyw...