OHIR

1 0 0
                                    



I

Gwiazdy zawsze mnie wołały i przynosiły mi ulgę. Nawet teraz, gdy na nie patrzę, odczuwam spokój i lekkość. Mam wrażenie, jakbym leżał na chmurze tuż pod pustą przestrzenią kosmosu. Z nieznanych powodów to właśnie gdy leżę na trawie, lubię na nie patrzeć najbardziej.

W podwarszawskiej miejscowości trudno jest znaleźć łąkę taką jak ta, gdzie nikt poza mrówkami by mnie nie niepokoił. Dach bloku długo był moim azylem, gdzie w spokoju mogłem rozmyślać i patrzeć wysoko i daleko w przyszłość. Pamiętam, jak po raz pierwszy się tam położyłem, niesamowite uczucie. Gwiazdy były na wyciągnięcie ręki. Bliżej niż kiedykolwiek. Niemal czułem ich ciepły dotyk. Niestety to wrażenie nie utrzymało się za drugim razem. Pierwszy okazał się najpiękniejszy. Nieważne, że moje ubranie pokrył brud ze smolistego dachu. Później zacząłem stosować folię, prostą w obsłudze. W końcu jakiś idiota założył kłódkę na klapę wejściową.

Od tamtej pory nie miałem już nawet azylu od przytłaczającej rzeczywistości. Jedynej i niepowtarzalnej samotni, bez nieprzyjemnego

7

dla uszu gwaru podstawówki. Od tamtej pory zostały mi już tylko wakacje u rodziny na wsi, na które wciąż, niczym zaprogramowany, potrzebuję jeździć. Nawet teraz, gdy od lat nie mieszkam w Polsce. Leżę teraz rozluźniony, chcę poczuć tę lekkość kosmosu. Ziemia przyjemnie chłodzi plecy, a trawa jest jak mięciutka karimata. Pogrążony w myślach niemal zapominam, że nie jestem sam. – Samolot. – Piskliwy, lecz dźwięczny głos kuzynki przerywa błogą ciszę. – Nie. To satelita. – Odrywa mnie od wszechświata. Spadam na Ziemię, co odczuwa ciało. Niczym jak za dawnych lat, gdy świat w naszych oczach był wielgachny, a my tacy mali. Trudno było sięgnąć do sufitu. Nawet teraz nie wszędzie potrafię dosięgnąć. Leżymy porozrzucani na łące, tuż za wiejską drogą, za którą znajduje się osamotniony dom Pazurów, jednolicie złączony z oborą dla krów i drugą dla cieląt. Słyszymy również delikatny szum wody, która przepływa pod mostem niewielką rzeczką tuż przy łące sołtysa. – Leci! Leci! To znaczy spada! – woła Przemek, nasz kolega, który nie raz był wyśmiewany z powodu niskiego wzrostu.

Milkniemy, kierujemy wzrok wysoko na spadającą gwiazdę, która znika tak szybko, jak się pojawiła. – No i co, tylko tyle? – Jestem wzburzony. – Na to wygląda – stwierdza w skupieniu Bolesław, mój brat. Drapie się po niezadbanym zaroście na pyzatej twarzy. Nigdy o niego nie dbał. Włosy na głowie również ma rozczochrane.

Pomiędzy naszymi głosami rozlega się przytłumiony warkot traktora, na który nikt nie zwraca uwagi. – Też myślałam, że będzie coś więcej. – Może jeszcze coś spadnie – pociesza nas Przemek. – W sierpniu na pewno. – Czemu w sie...? – Bolek mówi coś jeszcze niezrozumiale. Nie jest w stanie pohamować ziewania. – Perseidów będzie więcej w sierpniu. – A co to jest? – Dziwnie patrzy na mnie kolega.

8

– Spadające gwiazdy, czyli meteory. A właściwie to meteoroidy, które wchodzą w atmosferę i wywołują zjawisko meteoru. Po wylądowaniu stają się meteorytami.

Chwila ciszy. Czuję ich spojrzenia. – Usłyszał kilka mądrych słów i się popisuje. Jakby normalnie nie można było powiedzieć. – Głos Joanny wyraźnie zmienia się na obrażony.

OHIRWhere stories live. Discover now