Dokończone coś niemające żadnego sensu

19 1 0
                                    

Ćma i Komar

Ćma wpadła przez dziurawy dach skrzydłami zatrzepotała lekko i z wdziękiem.
Usiadła na wilgotnym drewnie i odpoczywa

- Dobry wieczór towarzyszko miła.

Ćma spogląda w lewą stronę, w ciemnej poświacie dostrzega postać skrzydlatą, spogląda w dół by ujrzeć jego tyczkowate odnóża- komar .

- Dobry wieczór szanownemu panu przyleciałam tu zmęczona aby odpocząć chwilek parę, odlecę niedługo więc niech mi pan pozwoli zostać tu przynajmniej dopóki ulewa nie minie.

- Z miłą chęcią panienkę ugoszczę w moich skromnych progach, co prawda duszyczki ludzkiej tu żadnej droga koleżanko nie uświadczysz, więc nawet kropelką krwi poczęstować nie będę w stanie....

- Oh drogi panie, jakież to straszne ludzką krew spożywać, cóż to za pomysł niegodziwy ?!

- Panienko toż to najcudniejszy trunek na tym szarym świecie jaki istnieć może, tylko to w ludziach cenić można, więcej nic.

- Niczym krew jest ich w porównaniu do światła świecy które w noc zapalają, tym można drogi panie duszę nakarmić sowicie ......

- Och droga panienko, jakże panienka naiwna, widać że na wzór Ikara w chmurach się panna unosi i ziemi nawet jednym spojrzeniem nie zaszczyca, i choć o świetle panieneczka opowiada ślepą miłością do niego pała.

- Pan za to tylko ich krew pić by chciał, denerwować i pzyczeć niemiłosiernie.

- Niech mi szanowna ćiemka uwierzy, że to mi nielada hecę sprawia a nawet gdybym tak jak pani jakieś przyjazne uczucia do nich posiadał to zapewne natura moja na zaprzestanie wydawania dźwięków tych by nie pozwoliła, pod tym względem się ode mnie towarzyszko droga nie różnisz.

- Czyżby pan twierdził że to natura mi mój zachwyt nad światłem wpoiła ?

- A uważać panienka raczy inaczej ?

Wiatr chuchnął gwałtownie, kierując kroplę w stronę dziury w dachu.

- Zatem czy pańska miłość do "przysmaczku czerwonego" też jest natury figlem niesfornym ?

Komar zamilkł na chwilę.

- Nawet jeśli tak w istocie jest, urazy do grzechu tego jej nie wypomnę .

- Ależ dlaczego ?

- Bo morze miłości naszej choć przykryte natury aksamitem, w dalszym ciągu częścią nas pozostają.

- Więc choć z natury stworzona, błędem lub planem okrutnym miłości mojej nazwać nie mogę.

- I tu panienko błąd wypomnieć sobię pozwolę.

- Panie drogi czemuż to mi pan znów humor zatruwasz !

- Niech panienka kilka oddechów weźmie a powiem jak na spowiedzi czemuż w mym komarzym sercu niepokój panny słowa wzbudziły.

- Spokój ducha zyskam gdy tylko pańską odpowiedź usłyszę !

- Niechaj więc i tak będzie jeśli to ma uspokoić niecierpliwy umysł .
Motyle, panny kuzynowie bliscy i jak słyszałem wrogowie najwięksi miłością nektar darzą co z kwiatów zbierają dzionkiem cudnym w jutrzenki chwili.

- Cóż z tego ?

- Ja natomiast krwi do szczęścia potrzebuję.

- Niech pan do meritum sprawy przeleci bo na przechodzenia nie rada jestem czekać.

- Zmierzam do tego że panna jako jedyna pławi się w miłości tragicznej, platonicznej co nigdy ziścić się nie będzie mogła, a nawet jeśli to skończyć się szczęśliwie nie będzie w stanie.

- Drogi panie, umrzeć w świetle jest rzeczą po stokroć piękniejszą od życia w ciemnościach.

- Skoro pani tak twierdzi chyba przekonań ćemki nie zmienię, dla mnie jednak ludzkość dalej pewnym podwładnym pozostanie...

- Dla mnie zaś zbawieniem.

Po drewnianych schodach słychać kroki ciężkich butów, chwilę potem na starym dachu pojawia się staruszek z włosami białymi jak śnieg, zmarszczkami przypominającymi łagodne pagórki oraz niebieskimi oczami szpiegującymi każdy przemykający po poddaszu cień. Zbliża się do kilku rupieci i bez słowa wyjmuje jeden po drugim.

- Widzi panieneczka ? Czyż to nie okazja podziękować za światełko które tak panią na duchu podtrzymuje ?

- A pan nie marzył na początku o kropeleczce krewki słodziutkiej ?

- Ależ niech się ćemka szanowna nie zawstydza, dla mnie najważniejsze dobro damy zawsze będzie.

- Czyżby ? Och to chyba dla pana nie problem z człeczkiem się zapoznać !

Niestety komar nie zdążył odpowiedzieć, ćma nie mogła przemyśleć następnej wypowiedzi i nigdy już razem żadnej rozmowy nie potoczą, staruszek bowiem przypadkiem położył na ich osobach zakurzoną książkę.

- A cóż to ? - Rzekł staruszek gdy podniósł opasłą księgę.
- Chyba muszę tu częściej sprzątać bo muchy nie dadzą mi spokoju !

I tak właśnie skończyli skrzydlaci bohaterowie nasi którzy oddawszy całą swą rozmowę istotom ludzkim marnie skończyli brutalnie zgładzeni przez obiekt ich zainteresowań który nawet od much ich odróżnić nie potrafił.
Kres ich żywota nie mógł być w istocie bardziej ironiczny.

Najciemniej pod latarniąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz