5

1.6K 83 67
                                    

Stałam przed lustrem i oglądałam się z każdej strony. Nowa bluzka od Eddiego z charakterystycznym portretem diabła pasowała na mnie niemal idealnie. Założyłam na ramię małą torebkę i ostatni raz przejrzałam się w swoim odbiciu. Otworzyłam mały pojemnik na klucze i wybrałam ten od samochodu. Pożegnałam się z mamą oraz bratem i wyszłam przez drzwi łączące korytarz z garażem. Zrzuciłam zakurzoną pokrywę leżącą na samochodzie, a moim oczom ukazał się brązowy Cadillac Cimarron. Usiadłam na miejsce kierowcy, uprzednio otwierając drzwi garażu, aby jakoś z niego wyjechać i odpaliłam auto. Powoli wyjechałam na ulicę, a gdy upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu, mocno przycisnęłam gaz i ruszyłam w stronę liceum.

Cała przejażdżka nie trwała długo, bo po niecałych dziesięciu minutach, byłam już na miejscu, gdzie czekali na mnie członkowie Hellfire Club. Zaparkowałam auto, po czym podeszłam w ich stronę.

- Wow, masz samochód? - powiedział Gareth na powitanie i podał mi rękę - Cześć

- Hej. Od kilku miesięcy...ale nie jeżdżę nim często - odpowiedziałam i uścisnęłam mu dłoń

- Eddie się spóźni - powiedział Mike - Stara się unikać szkolnych kamer - wskazał na jedną z nich wiszących nad wejściem do budynku

- Rozumiem - zaśmiałam się pod nosem na myśl o Eddiem zakradającym się do szkoły. Po chwili jednak poczułam smutek i żal, że musi posuwać się do czegoś takiego tylko dlatego, że miał kontakt ze zmarłą uczennicą w dniu jej odejścia na drugą stronę. Ciekawe jak musiał się czuć, słysząc o śmierci osoby, z którą rozmawiał i przebywał tego samego dnia. Prawdopodobnie mało kto się nad tym zastanawiał, zwłaszcza że Eddie Munson bardzo dobrze ukrywa emocje pod postacią sarkazmu i ironii.

Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy wejść do szkoły i zająć nasze miejsca w przygotowanej dzień wcześniej sali. Wyglądała podobnie do tej, w której graliśmy ostatnio, jednak niektóre dekoracje ułożone były w innym miejscu. Usiadłam na wygodnym krześle, a jeden z chłopaków, którego imienia nie zdążyłam poznać, podszedł do dużego okna i zasłonił zasłony. W pomieszczeniu zrobiło się ciemno i głośno, gdyż chłopacy zaczęli stawiać zakłady o to, kiedy przyjdzie Mistrz Gry. Nagle wszyscy odwróciliśmy wzrok w stronę powoli otwierających się drzwi.

- Wygrałem! - krzyknął Dustin, kiedy Eddie wkradł się do środka ze szpiczastym kapturem na głowie, pokazując palcem, abyśmy byli cicho.

- Oficjalnie mnie tu nie ma -szepnął Eddie i zsunął kaptur z głowy. Jego włosy były mniej kręcone niż zazwyczaj, a poza tym wyglądał tak samo. Zajął swoje miejsce obok mnie, a wszyscy ucichli i czekali, aż powie coś więcej, jednak tak się nie stało, gdyż dźwięk syreny policyjnej, a raczej kilku radiowozów pełnych funkcjonariuszy rozległ się niespodziewane przed placem szkolnym.
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie z widocznym zakłopotaniem i strachem, gdy czerwono-niebieskie światło przebiło się przez cienkie zasłony i oświetliło większość sali, migając na przemian. Jako pierwszy i jedyny wstał i podszedł do okna Eddie. Delikatnie rozchylił jedną z zasłon i wyjrzał, aby zobaczyć co się stało. Odwrócił się w naszą stronę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który po chwili przemienił się w nikły uśmiech i powiedział - Wydaje mi się, że to nie po mnie przyjechali tym razem

- Tym razem..? - odezwał się czyjś głos chwilę przed tym, jak usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi sali, w której się znajdowaliśmy. Nie czekając na zaproszenie do pomieszczenia wszedł tęgi policjant i oznajmił, iż to koniec naszej zabawy i mamy się z miejsca zbierać. Nie obeszło się bez wymiany zdań między przywódcą klubu, a mundurowym, która skończyła się tym, że Eddie o mały włos nie został spisany za niesubordynację.

- To niesprawiedliwe - powiedział głośno Lucas wychodząc z pomieszczenia - Dopiero co zaczęliśmy....

- Nawet nie zaczęliśmy - Poprawiłam go, a on przewrócił oczami i bezsilnie rozłożył ręce. Zaśmiałam się, bo wyglądało to komicznie zwłaszcza, że szliśmy teraz szkolnym korytarzem na czele z policjantem, który na pewno słyszał nasze zawodzenia. Co chwila dało usłyszeć się czyjeś spekulacje na temat tego, co zastaniemy po wyjściu na podwórko. Dotarliśmy w końcu do drzwi wyjściowych, a kiedy miałam wychodzić Eddie przytrzymał mi drzwi, po czym sam wyszedł z budynku. Przez cały ten czas szedł za mną i nawet nie zażartował - pomyślałam, ale zmieniłam  zdanie przypominając sobie jego niedawną kłótnię z policjantem.  Zakładam, że nie chciał wchodzić w kolejny, niepotrzebny konflikt.

Eddie Munson x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz