52.

1K 52 3
                                    

Intensywnie przyglądałem się pięknym widokom Los Santos, które podczas jazdy mijaliśmy. Byłem całkowicie odcięty od świata realnego i nawet jeśli ktoś by mnie wołał, raczej nie zwróciłbym na to uwagi. Pędziliśmy autostradą w stronę Arcade'u, w którym byłem umówiony na spotkanie z Kuiem. Teoretycznie miałem być tam jakieś dziesięć minut temu, praktycznie jednak podczas drogi spotkały nas pewne komplikacje, których się kompletnie nie spodziewaliśmy.

— Po co Kui cię wzywa? — odezwał się Carbo, którego zignorowałem i dalej wpatrywałem się w krajobraz. Musiałem jednak się oderwać od okna, w momencie, gdy dostałem w tył głowy od owego chłopaka. — Nie ignoruj mnie siwy — burknął w moją stronę.

— Nie wiem po co — wzruszyłem ramionami. — Mam pewne podejrzenia, ale chciałbym by nie były one prawdą — westchnąłem i z powrotem wróciłem wzrokiem do okna.

— Masz na myśli sytuacje z imprezy?

— Mhm — przytaknąłem.

Cała owa sytuacja nie tylko dla innych ludzi była zaskoczeniem. Sam do końca nie wiedziałem co mnie pokusiło by się zbliżyć aż tak do Gregorego. Nie jestem jednak pewien, czy mogę winić za to wszystko alkohol, który płynął w naszych żyłach. Cały ten temat był dla mnie ciężki. Próbowałem zrozumieć całą akcję już kilkakrotnie, jednak to wszystko było na nic.

Nie znałem się na uczuciach, a tym bardziej nie potrafiłem ich rozpoznać, bądź niekiedy kontrolować. Może w tamtym momencie, dałem całkowicie kontrole emocjom i dlatego się pocałowaliśmy. Dla mnie jednak najważniejszą odpowiedzią na wszystkie kotłujące się w mojej głowie pytania, była odpowiedź Grzecha. Czy naprawdę przemawiał nami tylko alkohol, czy jednak to coś głębszego to przeanalizowania.

Trudno było mi się wypowiadać na temat tego co się wydarzyło. Nie wiedziałem co mam mówić, opisywać to co czułem, czy jednak streszczać jak do tego doszło. Co prawda miałem już za sobą jedną rozmowę dotyczącą tej imprezy, jednak nie zważając na to, że odbywałem ją z Carbonarą, to i tak nie wiedziałem co mówić. Czułem się jak małe dziecko, które nie zna się na świecie i dostaje pytanie dotyczące rzeczy, których nigdy nie odczuwał, bądź nie znał. To w tym wszystkim było najgorsze.

— Denerwujesz się? — przeniosłem wzrok z powrotem na przyjaciela.

— Jak chuj — odparłem szczerze. Nie było sensu go okłamywać, zresztą było to po mnie widać. W szczególności nierównomiernym oddechem i trzęsącymi się dłońmi.

— Będzie dobrze, więc... — nie zdążył dokończyć, gdyż przerwał mu dzwonek mojego telefonu.
Spojrzałem na wyświetlacz. Widząc dzwoniącego Montanhe, nie byłem pewien, czy aby na pewno chcę odebrać to połączenie. Nie rozmawiałem z nim od zaistniałej sytuacji i szczerze trochę się bałem tej konfrontacji. Tak, niesamowity, przystojny i odważny Erwin Knuckles dostaje nieprzyjemnych ciarek na myśl o rozmowie z szatynem o ich pocałunku.

— Zamierzasz go teraz zbywać? — prychnął Carbo, odrywając mnie od swoich własnych myśli. — Nie bądź pizdą i odbierz ten telefon. Może to coś ważnego.

Patrzyłem jeszcze kilka sekund na wyświetlacz. Walczyłem z myślami, czy aby na pewno odebrać to połączenie. W końcu jednak w ostatnim momencie przesunąłem palcem zielony przycisk.

— Erwin Knuckles — odezwałem się. Czekałem na jakąś odpowiedź ze strony szatyna, jednak przez chwilę trwała cisza, która nie należała do tych komfortowych. — Halo? Grzechu? Jesteś tam?

— Em... Możemy porozmawiać? — zapytał, jego głos był jakiś dziwny. Taki przygnębiony, smutny.

— Właśnie rozmawiamy.

Fivestagram [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz