Tobiasz siegnal po tasak i mizial mnie ostrzem po kostce. Usmiechnal sie do mnie cieplo. Tak cieplo jak deszcz meteorytow w jadrze slonca i cieplo to przeflitrowalo moja dusze. Po tym odcial moja stope. Patrzyl sie na nia i sie usmiechal.
- Hehe - zasmial sie.
- Haha - zasmialem sie bo moja sytuacja jest tak beznadziejns ze w sumie czemu nie.
Stracilem tez duzo cieczy z ciala przez co moglem miec lekkie problemy z odbieraniem tego co dzieje sie w okol mnie. Tob wylizal moja odcieta stope z krwi swoim rozcietym jezykiem. Spojrzalem sie na niego z wyrzutem. Chcialem go uswiadomic iz jestem iscie zazenowany jego zachowaniem.
- Co sie na mnie patrzysz jak gowno na odbyt? Zaraz ci wydlubie te galy moim szponem.
- Chyba sie zbyt dobrze bawisz...
- Dopiero polizalem teoja stope spokojnie.
Znowu znalazl sie nademna i szczerzyl sie. Dotknal mojej powieki i ja rozszezyl.
- Jaki masz kolor oczu limoneczko?
- To nie widzisz?
- Nie umiem patrzec sie innym w oczy wybacz- zamilkl- ale... Jezeli nie beda one w twoim oczodle...
Zaczal bawic sie moja powieka i probowal je ugryc.
- Kurde ksztalt. Czemu nie mozesz miec innego ksztaltu galki ocznej!
Wpadl w furie. Wstal i zaczal skakac i machac rekoma, jednak zapomnial on iz odcial sobie stope i upadl.
- A - wydal oglos- szczerze to boli.
Skorzystalem z okazji i sprobowalem uciec. Zrzucilem sie z lozka i zaczalem sie czolgac. Udalo mi sie wyjsc z pokoju i przeczolgac sie przez korytarz.
Krew ciagnela sie za mna, chyba sie po drodze lekko posiusialem. Nie bylem pewien, bo moje cialo bylo cale mokre i przedewszystkim stracilem uklad rozrodczy wiec nie mialem juz czym. Znaczy koty straca uklady rozrodczy a jakos sikaja. (Przepraszam za przebicie czwartej sciany ale Tomasz twoj kot sika przez odbyt. Czolgalem sie ile mialem sil w rekach i tego co zostalo z nog. Uslyszalem jak tobiasz wstaje i tupie jedna gola stopa po panelach. Przestraszylem sie i przyspieszylem. Widzialem juz drzwi wejsciowe ale Tobiasz mnie dopadl. Zlapal mnie za wlosy i polozyl mnie na stole.
- Bardzo doceniam to iz sam przetransportowales sie do kuchni bo tu bedzie nam wygodniej.
Podszedl do szafek wyjal jakis metalowy szpikulec z jednej z nich. Wlozyl mi go do czegos co mi pozostalo z odbytu. Wkurwilem sie w tym momencie. Liczylem na to ze rozwali mi odbyt czyms jnnym, to juz przesada. Kopnalem Tobiasza w morde. Lekko odskoczyl w tyl i sie zachwial, z noska trysnela mu krew. Wylizal ja.
- O ty maly kurwikleszczu - wszedl na stol - to ze ja zjadlem troche twojego ciala i zaraz sie wykrawisz!
Stanal mi stopa na klatce piersiowej. Skoczyl na mnje i mi chyba cos polamal. Zwymiotowalem lekko krwia.
- Skoncze z toba zaraz ty tasiemcu.
Wlozyl mi reke w brzuch i zaczal czegos szukac.
- Start gdzie ty masz serce w morde.
- Raczej gdzie ty masz serce potworze?
- powiedzial bym ci ale nie bije wiec ciezko bedzie.
Grzebal we mnie dalej. Widzialem jak jego reka oznacza sie przez moja skore. W koncu znalazl moje serce i je scisnal. Wiedzialem ze ten sadystyczny koszmar zaraz sie skonczy. Druga reka zaczal odcinac i odkladac na jakas tacke moje wnetrznosci. Oblizywal sie podczas robienia tego. Potem w koncu mocniej chwycil za moje serce i je wyrwal. Obraz przed oczyma zaczal mi sie zamazywac. Ostatnie co pamietam to Tobiasz gryzacy moje serce z milusim usmieszkiem na twarzy.
Umarlem.