Popatrzyłam do boksu, gdzie stała klacz o imieniu Daga. Mimo swojego młodego wieku była ona bardzo spokojna i dobrze nauczona. Przez ostatni tydzień tylko raz miałam innego konia niż Dagę i nawet dobrze mi się z nią współpracowało. W terenie szybka jak burza a na placu koński aniołek, który robi wszystko bez wachania czy ociągania. Dziś jest jednak nasza przed ostatnia przynajmniej jazda. Bo pojutrze wracam do domu i znów będę siedzieć w stajni, gdzie na co dzień jeżdżę. Ale zanim to nastąpi pora na jazdę na Dagusi. Tym razem jest to dwugodzinny teren.
Tym razem musiałam ją sama ubrać i wcześniej wyczyścić. Jednak jak zwykle z moim szczęściem klacz była czysta jak łza i wystarczyło tylko ją dla porządku przeczyścić i sprawdzić kopyta, aby móc założyć ogłowie oraz potem czaprak a na niego siodło. Po daniu przez trenerkę hasła, że możemy wyprowadzi konie to tez to robimy. Jadę dziś z Justyna oraz Marysia i dwiema innymi dziewczynami. Jak już wyjechaliśmy to okazało się, że te dwie dziewczyny nie galopują z kolei nasza trójka robi to. Dlatego pani wzięła te dwie dziewczyny na przód a my galopujące mamy czasem możliwość dogalopować do reszty. Na razie jednak stępujemy i rozmawiamy między nasza trójka. Cały tydzień z nimi jeździłam i nawet je polubiłam. Rozmawiamy i jednocześnie pilnujemy, aby nasze trzy klacze nie jadły trawy czy krzaków. Po chwili ruszyliśmy kłusem. Uśmiechamy się do siebie wzajemnie. I nadal pilnujemy kobyłek, aby nie jadły w między czasie. Po chwili pani pozwala nam zwolnić do stępa i dogalopować. Uśmiechamy się do siebie i przechodźmy do najwolniejszego chodu koni. Chwile idziemy stępem do czasu, kiedy Marysia pyta się czy galopujemy? A my zgodnie z Justyną odpowiadamy, że tak. Zanim jeszcze Diva i Marysia zagalopowały to Justyna na Łunie i ja z Daga ruszamy galopem. Śmiech jest nadal nawet narasta, bo nasze konie załapały o co nam chodzi i wystarczy, że damy im łydkę to od razu ruszają galopem. A Daga reaguje na to jeszcze bardziej gwałtownie. Dla dobra koni pani zarządziła chwile odpoczynku. Wiec całą grupą kłusujemy. Przejeżdżając przez drogę zwolniliśmy do stępa. I chwile w tym stępie też zostaliśmy mimo tego, że przez drogę asfaltowa przejechaliśmy. Gdyż koniom należy się chwile odpoczynku.
Za każdym razem, kiedy pani pozwalała naszej trójce to Diwa Luna oraz Daga aż się rwały do galopu. A nasza Trójka znakomicie wczuwała się, kiedy wypada nam zagalopować. A my się przy tym śmiejmy i patrzymy w piękne lasy okolice rzeki Liwca. Po pewnym czasie zorientowałam się, że wracamy już do stajni. Mimo to rozmawiamy z Justyna oraz Marysia i wpadamy na pomysł grupki telefonicznej, gdzie będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Nasze klacze ciągle chcą się schylać do trawy, ale my im nie dajemy. Dziewczyny, które nie galopowały z kolei między sobą w ogóle ze sobą nie rozmawiały przez cały teren. Co było dla naszej trójki dziwne, ale rozumiałyśmy ich brak potrzeby rozmowy.
Kiedy dojechaliśmy z powrotem do stajni to powoli rozbieramy konie i przy tym rozmawiamy. Udało się nam też założyć grupkę na telefonie, gdzie obiecałyśmy sobie, że będziemy codzienne ze sobą pisać. Następnego dnia również miałam teren na Dagusi. Trasa jechaliśmy której o dziwo jeszcze nie miałam okazji poznać. Ale podobnie jak poprzednie tereny nie oddalamy się zbytnio od stajni. Przy płaceniu za jazdę powiedziałam, że jest duża szansa, że w te wakacje już tutaj nie przyjadę. Pani przyjęła te wiadomość a ja wracając s babcia na działkę pisałam z Marysia oraz Justyna.
Po wakacjach, podczas których codziennie pisałam z Justina oraz Marysia, dzięki czemu wiedziałem też co się dzieje w stajni obok działki. Dostałam wiadomość abym przyjechała do nich jakoś w wrześniu po to, aby na rajd z nimi pojechać. Ucieszyłam się i już w pierwszym tygodniu szkoły dla dziewczyn zapisałam się na teren, uprzedzając przy okazji stajnie, gdzie na co dzień jeżdżę, że w ten weekend mnie nie będzie. Przez cały tydzień nadal pisane było z dziewczynami. Jednak głównie wieczorami. Kiedy nadszedł ten czas to wsiadałam do prezentu od rodziców na dostanie się na studia, czyli samochodu i ruszyłam w godziną trasę od mojego rodzinnego miasta. Kiedy przyjechałam to było już dużo osób, których nie znałam. Ale też były kochane dziewczyny. Weszliśmy do stajni i każdy dowiedział się jakiego ma konia. U mnie była to Dagunia, która na mój głos słodko zarżała. Podeszłam do niej i zaczęłam czyścić ją z błotnej skorupy i jednocześnie z nią rozmawiam. Jest potwornie brudna, także na całe szczęście byłam wcześniej niż niektórzy. Bo jak się okazało nie wszyscy jeszcze przyjechali. Widzę w jej oczach zadowolenie, że się nią zajmuję. Dobre kilkanaście minut później dostaliśmy polecenie, że możemy już siodłać konie. Daga bez problemu dała sobie założyć ogłowie oraz potem także siodło. Ku mojemu zaskoczeniu byłyśmy drugie i tylko Marysia z Diva. A zaraz potem Justyna również wyszła z Luną. Ustawiamy się we trzy w jednym miejscu i za zgodą pani wsiadamy na klacze. Czuje, że Dagę nosi energia, bo nie chce stać spokojnie. Pani poleciła mi abym poszła na plac i dała jej postępować a potem trochę pogalopować. Spytałam się, dlaczego a odpowiedź mnie zdziwiła, bo pani powiedziała, że daga nie dawała nic sobie zrobić więc siedziała całe dnie na padoku. Przyjęłam to do wiadomości i zgodnie z poleceniem we trzy z Justyną i Marysią idziemy na plac, bo one też dawno nie chodziły. Daga jest energiczna, ale jednocześnie jest przy tym spokojna i opanowana, mimo tego, że zapewne energia ją roznosi. Po rozstępowaniu klaczy ruszyliśmy galopem we trzy na raz. Klacze nie chcą się ścigać dzięki temu mamy możliwość jechać równo ze sobą. Uśmiechamy się do siebie a po chwili przechodzimy do stępa i włączamy się do zastępu, okazało się, że nie wszyscy galopują co można było się domyślić po tym jak szybko a bardziej jak wolno im zajęło ogarnięcie koni. Pani zarządziła, że ci, którzy galopują zostają z tyłu i będą w pewnych momentach mogli dogalopowywać Ustawiamy się z dziewczynami tak samo jak poprzednio w takiej sytuacji. Ku naszemu zdziwieniu tylko jedna osoba z całej grupy ustawia się z nami. Przedstawiła się jako Rozalia, a ja zaczęłam na to imię szukać czegoś w swojej pamięci. Czy my się nie znamy? - zapytała się. I wtedy mnie olśniło. Pamiętasz park skaryszewski? - spytałam się i wtedy ona też sobie przypominała, jak kiedy byłyśmy małe. I całkiem dużo czasu razem spędzałyśmy razem bawiąc się na placu zabaw. Rozmawiamy i jednocześnie śmiejemy się z naszych opowiadań. Co jakiś czas mamy fan dogalopować do reszty Dwie godziny później wróciliśmy zadowoleni do stajni, gdzie po rozsiodłaniu koni mamy poczęstunek. Przy którym rozmawiamy podzieliśmy się na grupy, w takim jak jechaliśmy.
Obiecałam im, że będę częściej przyjeżdżać. To powiedziałam dziewczynom i poszłam się z Dagą pożegnać., Mimo, że Daga była już na padoku to, kiedy ja zawołałam to przybiegła się pożegnać. Będę przyjeżdżać powiedziałam, żegnając się z klaczą. A potem wsiadam do auta i macham po raz ostatni koleżankom. Które również mi machają
W końcu skończyłam ten prolog, mam nadzieje, że wam się spodoba. Mam kilka pomysłów na tego one shota, ale oczywiście nie wiem, jak wyjdzie
Prolog skończony 20/12/22 o 12:45
WESOŁYCH ŚWIĄT- wahałam się czy dawać go w wigilie czy po skończeniu, ale finalnie prolog wleciał w wigilie - w noc cicho sza, ale znam dzień Wigili szczególnie jeśli rodzina cała się do domu zjeżdża także tyle a co do one shota właściwego to będzie kiedy go skończę - na teraz nawet na początku nie jestem,
YOU ARE READING
Klacz Marzeń
Short StoryKolejna końska opowiastka, w której wystąpią zarówno dobrze znane wam Z moich opowiadań np. Mina, ale w nieco innym stylu. A główną końską bohaterką będzie klacz, z stajni pod warszawa o imieniu Daga. Planuje wykorzystać pewna piosenkę, która może f...