Ogród Luksemburski latem, w każdym calu był pokryty cudowną zielenią i kolorowymi kwiatami, których zapach roznosił się wszędzie, i mieszał się z wieczornym powietrzem, takim, jakie występuje po całodniowym upale, który we Francji ostatnio daje się we znaki i dochodzi nawet do 40°C. Marinette wraz z Gabrielem, trzymając się za ręce tak mocno, aby nikt i nic nie było stanie ich rozdzielić, przechadzali się tutaj, jak to mieli w zwyczaju. Na ich szczęście, nie było tutaj zbyt wielu turystów, ze względu na to, że pod wieżą Eiffla odbywał się jakiś koncert, ale oni nie mieli zamiaru na niego iść. Zbyt dobrze pamiętali swój ostatni koncert, grany przez Jaggeda Stone'a, na którym byli jeszcze w trakcie studiów granatowłosej. Nie dość, że wrócili cali poobijani przez pijaną, tańczącą publiczność, to jeszcze ktoś wylał na Marinette całą, dosłownie całą puszkę piwa, niby nie celowo, choć nie wiadomo, co ludziom w głowie siedzi, ale dziewczynie ledwo udało się powstrzymać projektanta przed tym, by mu nie przywalił. Na domiar złego ich zdjęcia krążyły po sieci z wprost momentami absurdalnymi dopiskami, ad exemplum "Gabriel chce się odmłodzić dla swojej narzeczonej", "Dupain-Cheng wykorzystuje Agresta finansowo".
Ale dla nich to wszystko nie było ważne. Wiedzieli, że to tylko przejściowe, jak wszyscy, którzy nagle stali się popularni. W końcu wątek aktualnie najbardziej znanej pary w Paryżu, a może i nawet całej Francji, zrobi się na tyle nudny, że już nikt tego nie kupi. Zresztą, nie obchodziło ich zdanie osób, które im po prostu zazdroszczą i czują się gorsze, bo może im w życiu coś nie do końca wyszło tak, jak sobie planowali. Ktoś, kto zna swoją wartość, nie potrzebuje plotek. Liczyła się ich miłość. To, co jest między nimi.
Lecz póki co, zdecydowali, że ich ochroniarz - goryl, zawsze będzie gdzieś w pobliżu. Na tyle blisko, by w razie czego im dopomóc, ale na tyle daleko, by im nie przeszkadzać.
- Nie jest Ci zimno, Kochanie? - zapytał Gabriel, widząc, jak jego ukochana trochę się trzęsie. Bez zastanowienia zdjął z siebie swoją białą marynarkę i narzucił na jej nagie ramiona.
- Nie, po prostu.. - odparła, odwracając wzrok. Zaciągnęła się zapachem jego perfum, pachnących jak drewno sandałowe i piżmo. To zawsze ją uspokajało - Nigdy mi tego nie zrobisz, prawda? Jestem w ciąży Gabriel - przyznała, spoglądając mu prosto w niebieskie, szklące się tęczówki - Jeśli zabijesz mnie, zabijesz również moje dziecko.
- Nigdy bym tego nie zrobił, księżniczko - obiecał, opierając się podbródkiem o czubek jej głowy. Jej włosy jak zwykle pachniały malinami. I ciasteczkami czekoladowymi - Kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, głaskając go po plecach - Wracajmy już. Jestem zmęczona.
- Oczywiście - zgodził się, całując swoją narzeczoną w dłoń.
Przez całą drogę do rezydencji, milczeli. Wszędzie też było jakoś wyjątkowo cicho.
To była cisza przed burzą.
Nagle mężczyzna znalazł się w kampusie uczelni Yale w Nowym Jorku, ale Marinette już z nim nie było. Przepadła jak kamień w wodę. Zaczął biegać, płakać i wykrzykiwać jej imię najgłośniej jak potrafił. Nie mógł jej stracić. Kochał ją.
Zrobiło się ciemniej i zaczął padać deszcz. Zza rogu budynku wyszło trzech uzbrojonych policjantów, a dookoła otoczyło go pięć samochodów policyjnych i dwa helikoptery. Wiedział, że to koniec. Że nie ma z nimi najmniejszych szans na wygraną. Fałsz ma to do siebie, że wychodzi na jaw. Prawda jest zawsze tylko córką czasu.
W tym gronie znajdował się Raymond. Ten Raymond, który zajmował się sprawą samobójstwa, a może i zabójstwa dwudziestoletniej Marinette Dupain-Cheng. Ten Raymond, który nigdy tak naprawdę nie porzucił tej sprawy. Nie mógł tego zrobić, nie przez to, co niegdyś spotkało jego siostrę. Nie mógł pozwolić by kolejni winni żyli sobie bezkarnie na tym świecie i byli szczęśliwi, podczas gdy zniszczyli i odebrali życie komuś, kto chciał żyć.
CZYTASZ
Razem ją ZNISZCZYLIŚMY ||Miraculous||
Fanfiction- Kocham Cię, Marinette - szepnął, z całej siły ściskając ramę łóżka. Bolało, ale to nie było nawet w połowie tak bolesne, jak to, co ona musiała wtedy czuć. - Mnie już nie ma, Kochanie - odparł głos, łudząco przypominający JEJ głos. Łagodny, zawsz...