Rozdział 2

38 2 0
                                    

––––––––––

Tokio. Stolica Japonia, ale przede wszystkim miasto, które nie śpi i zawsze oferuje rozrywkę.

Nigdy nie przypuszczałam, że podróżowanie samemu może sprawiać tak ogromną frajdę. Od wydarzeń z polany minęło pół roku, a ja zdążyłam zwiedzić stolice światowej rozrywki.

Rozglądam się wokół, aż napotykam lustro. Bar w którym się znalazłam w nie przypomina dotychczasowych miejsc. Ściany zdobi paskudna żółta tapeta w kwiatki a wykończenia i meble są wykonane z ciemnego drewna.

Przyglądam się sobie. Przekrwione i zaszklone oczy, rozmazany makijaż, a przede wszystkim biały od sama nie wiem czego nos. Wyglądam żałośnie. Powinnam iść do domu, ale nie chce. Zostało mi jeszcze trochę czasu do zamknięcie lokalu i kilka banknotów w kieszeni na kolejny losowy drink, który dziś w siebie wleje.

Spoglądam na zegar. Jest 3 w nocy. Nie mogę skupić myśli na niczym sensownym, ale nic w tym dziwnego. Nie pamiętam ile wzięłam, ale czuję że żyję, czuję się mogę zapomnieć o Steve....

Żartowałam, nigdy o nim nie zapomnę, mimo że to on mnie zostawił, zostawił nasz związek, który budowaliśmy latami mimo wszystkich przeciwności, związek dzięki któremu podobno przetrwał, ale on wrócił do niej, wrócił do przeszłości mimo że spędził z nią głupią chwilę. Nie liczyło się dla niego te 6 lat, które spędziliśmy razem, bo dla niego zawsze była tylko ona.

Sięgam po telefon i znajduje jego numer. Nie powinnam tego robić, ale znowu czytam wszystkie nasze SMS-y, po czym niewiele myśląc pisze do niego, chociaż dobrze wiem że mi nie odpisze, bo właśnie jest w pierdolonych latach 40 albo 50.

"Dlaczego mnie zostawiłeś?!"

"jesteś podły, słyszysz?"

"no jasne że nie słyszysz, w końcu jesteś w innej Lini czasowej z inną babą, kotra znałeś 10 sekund"

"pierdol się, pierdol się, pierdol się"

Obraz rozmazuje mi się od łez, więc wybieram jego numer, mimo że wiem, że ode mnie nie odbierze.

Zostawiam mu milion wiadomości na poczcie głosowej, zresztą jak co noc, staje się to już powoli tradycja.

"Dlaczego do mnie dzwonisz Liz, pijana jesteś?"

Otrzymuje wiadomość zwrotną i nie wiem co się dzieje. Spoglądam jeszcze raz w komórkę i już wiem, pomyliłam numery. Kręcę głową rozbawiona własnym idiotyzmem, nie mogę wręcz przestać się śmiać.

"Tylko naćpana"

Odpisuje krótko.

Potrzebuje kogoś kto wpije ze mną kolejna kolejkę, ale klub, w którym się znajduje jest już niemal pusty. Mieszkańcy wracają do domów, by odpocząć po całej nocy i tygodnia pracy, jaki właśnie wieczorem się zakończył.

-- Poproszę kolejna kolejkę. -- Mówię w kierunku barmana, który spogląda tylko na mnie z żalem, ale podaje mi mój ulubiony alkohol.

Wypijam szota w mgnieniu oka, po czym zeskakuje ze stołka barowego i staje na lekko chwiejnych nogach. Sięgam po torebkę, którą mocno ściskam w dłoniach i ruszam do toalety. Do damskiej, mimo coraz mniejszej liczby osób jest długa kolejka, więc bez zastanowienia ruszam do męskiej.

A gdy jestem w środku wyciągam z torebki przezroczysty woreczek, w którym zostało już niewiele białego proszku.

Gdybym była zwykłym człowiekiem już dawno byłabym martwa, jednak los chciał, że w żadnym stopniu nie przypominam normalnego człowieka odkąd przeżyłam wybuch w ONZ-cie, dzięki pomocy Wakandy. Jestem chodząca kulka promieni z wszczepionym w mózg stabilizatorem z vibranium.

Usypuje nieco proszku na umywalkę, po czym karta do pokoju hotelowego, który wynajmuje za pieniądze Tony'ego, formuje dwie idealne kreski, mam już w tym wprawę.

– Liz. – Słyszę westchnięcie za sobą, jednak zbytnio nim się nie przejmuje i wciągam narkotyk jedna dziurką.

Gdy pochylam się nad druga kreska, metalowa dłoń zaciska się wokół mojego przedramienia i odciąga mnie od umywalki.

– Ej!

Bucky nie zważając na moje wołanie, sam wciąga narkotyk, po czym prostuje się i spogląda na mnie z politowaniem. Muszę wyglądać jeszcze gorzej niż chwilę temu.

– Idziemy do domu Liz. – Oznajmia. Kręcę głową by zaprzeczyć, ale mężczyzna nie daje mi wyboru i ciągnie mnie w kierunku wyjścia.

Żegnam się z barmanem w biegu, chociaż i tak pewnie nigdy tu nie wrócę, w końcu w Tokio są miliony innych klubów, nigdy nie wracam w to samo miejsce dwa razy, nie licząc pokoju hotelowego.

- Możesz mnie już zostawić, trafię do domu. – Mówię, po czym skupiam wzrok na parze ludzi znajdujących się na ławce, którzy miło spędzają czas. Na ich widok zbiera mi się na wymioty, ponieważ przed oczami stają mi wszystkie moje wspólne chwilę że Stevem.

Bucky nie odzywa się do mnie przez całą drogę, a gdy się w końcu zatrzymuje, wiem że nie jestem pod swoim hotelem. Mężczyzna prowadzi mnie do drzwi, po czym ciągnie w górę po schodach niczym worek mięsa, cała energia ze mnie ulatuje, co zauważa, więc podnosi mnie z ziemi i w stylu panny młodej niesie pod drzwi, które wyglądają identycznie jak te co mijaliśmy do tej pory.

Zamykam oczy, ponieważ stają się one nagle niesamowicie ciężkie. Jedyne co czuje jako ostatnie to miękki materac i ciepła kołdra. Odpływam w sen, do reszty tracąc kontakt z rzeczywistością.

––––––––––

3am in Tokio//James "Bucky" Barnes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz