Od pogrzebu mojej mamy minęło kilkanaście długich miesięcy, w których to powoli przyzwyczajałam się do świata bez niej. Chciałabym móc powiedzieć, że było to dla mnie bezbolesne, że poradziłam sobie z jej utratą i zamknęłam ten rozdział już w dniu pogrzebu.
Nie mogłam bardziej się mylić.
Każdy mój powrót do domu wiązał się z kłamstwem. Oszukiwaniem samej siebie. Byłam bliska osiągnięcia perfekcji w wymyślaniu różnych wymówek na jej nieobecność, ale z czasem ta metoda zaczęła zawodzić. Mój mózg nie chciał już przyjmować tych oszustw, bo doskonale wiedział, że coś się zmieniło.
Nie czułam już jej zapachu, nie wyczuwałam obecności, nie słyszałam głosu.
Wreszcie zdałam sobie sprawę, że ona nie wróci.
Choć nie było to proste, z czasem udało mi się powrócić do normalności.
Niestety tego samego nie mogłam powiedzieć o moim ojcu, który po dziś dzień nie był w stanie w pełni funkcjonować. Snuł się z kąta w kąt, unikał rozmów i reagował drażliwie na każdą wzmiankę o swojej żonie. Wciąż nie pogodził się z jej odejściem.
Ja pogodziłam się z jej śmiercią jeszcze za jej życia. Częściowo. Pamiętam długie rozmowy, w których mama zapewniała mnie, że poradzimy sobie bez niej. Nie mogłam wówczas jej słuchać, znieść myśli o jej utracie.
Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że każde nasze spotkanie było swojego rodzaju pożegnaniem. Każdy dzień, każda kolejna rozmowa miała znaczenie, gdyż mogła przygotować mnie do jej odejścia. Z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem tęskniłam coraz mniej.
Właśnie dlatego w dniu pogrzebu byłam w stanie pozostać względnie spokojną, ale nawet to nie było w stanie w pełni przygotować mnie na jej nieobecność.
Im więcej rozmyślałam o ojcu, tym częściej dochodziłam do wniosków, że jego podenerwowanie było spowodowane czymś więcej, a nie tylko tym, że mamy nie było już wśród nas. Wiedziałam, że obawiał się powrotu mężczyzn, którzy zjawili się pod naszymi drzwiami pewnego chłodnego jesiennego wieczoru.
Był to czas, do którego wolałam nie wracać.
Na samą myśl wzdrygnęłam się i poczułam nieswojo.
Każdy z nas starał się pozyskać dodatkowe środki na leczenie. Mój ojciec przeznaczał każdy zarobiony cent na rzecz mamy, przez co kompletnie zaniedbał naszą codzienność. Zdarzały się dni, w których odłączano nam prąd czy ciepłą wodę, dlatego też sama podjęłam się dorywczej pracy, ale to wciąż było za mało.
Wkrótce potem rzuciłam studia, aby móc pracować na pełen etat i zarobić pieniądze na podstawowe wydatki. Wyrzucenie na bruk w niczym by nam nie pomogło, tym bardziej licząc na cud, w którym rak ustępuje. Jak czułaby się mama wiedząc, że nie ma miejsca, do którego mogłaby wrócić?
Przyznaję, że nie było łatwo. Wiele razy nachodziły mnie myśli, by się poddać. W takich chwilach wyobrażałam sobie przyszłość, w której nasza rodzina wciąż będzie w komplecie i to jakoś pomagało mi przetrwać.
Bywały dni lepsze i gorsze, ale nigdy nie wpadłabym na to, że ojciec wplącze się w jakieś szemrane interesy. Wprawdzie nie wiedziałam w co się zaangażował, ale nie mogło to być nic w pełni legalnego, bo nikt nie zdobywa pieniędzy od tak. Nie mogła to być mała kwota, bo z dnia na dzień moją mamę przeniesiono do prywatnej placówki, w której zajmowało się nią grono specjalistów z całego stanu. Za tym wszystkim musiało kryć się drugie dno, ale wówczas nie wiedziałam jeszcze jak bardzo miało ono wpłynąć na moje życie.
CZYTASZ
Zanim o tobie zapomniałam (#Zanim tom 1) [ZOSTANIE WYDANA]
Literatura Kobieca[ZOSTANIE WYDANA!] Nieprzewidywalna i niebezpieczna powieść, po której zapragniesz więcej. Myślałam, że śmierć matki będzie tym, co mnie złamie. Myliłam się. Dużo bardziej boli zdrada i to z rąk własnego ojca. Nie spodziewałam się, że przyjdzie mi...