astępnego dnia pierwszą osobą, o której pomyślała Colette, była Renee. Zaraz potem pomyślała o Cyrilu. Ale z pewnością nie myślałaby o Cyrilu gdyby nie Renee.
Krótko mówiąc: Colette miała ogromną nadzieję, że Renee odwiedzi ją tego dnia.
Dziewczyna ubrała się w, jak zwykle, czarne ciuchy i zeszła na dół, do kuchni. Cyril już tam siedział i czytał dzisiejszą gazetę.
- Dzień dobry, Cyrilu.
- Miłego poranka.
Colette zrobiła sobie kawę i wyjęła rogalika. Usiadła obok Cyrila.
- Pamiętasz, o czym ci wczoraj mówiłam?
- O co konkretnie chodzi?
- O to... O to, co powiedziała ta dziewczynka, Renee.
- Ach. Jakże mógłbym zapomnieć - Cyril uśmiechnął się, nie podnosząc wzroku znad gazety.
- Więc... Czy... Czy to prawda? Czy ty... ja... no... co...?
- Chodzi ci o to, czy, jak to ujęła Renee, wpadłaś mi w oko?
- Tak. Właśnie o to.
- Nie będę kłamał: Jedyny mężczyzna, któremu nie "wpadłaś w oko", był twój ojciec i wuj.
- Czyli... ty...?
- Daj spokój. Sama powiedziałaś, że nic między nami nie powinno być, ponieważ nigdy nie przestaniesz myśleć o tej twojej urojonej klątwie.
- Nie czuj się urażony.
- Ja? Urażony? Skąd. Jesteśmy przyjaciółmi. Opiekuję się tobą od dziewięciu lat. Przeżyłem wszystkich trzech twoich mężów. Wylewałaś łzy w moją koszulkę co najmniej osiemdziesiąt razy. Przytulasz mnie co parę dni, jeśli nie częściej. Jestem jedynym mężczyzną, któremu ufasz. Jedynym człowiekiem, z którym rozmawiasz. Jedyną istotą, jakiej nie nienawidzisz. Czego tu więcej chcieć?
- Cyril, ja...
Rozległ się dzwonek. Długi i głośny. Colette podniosła czujnie głowę.
- Renee! - wykrzyknęła i popędziła do drzwi.
Rzeczywiście, stała tam owa dziewczynka z ciemnobrązowymi włosami związanymi w kucyk. Wątpliwe, czy mógłby tam stać ktoś inny.
- Cześć - odezwała się przybyszka.
- E... Cześć. Zapraszam do środka.
Renee weszła. Colette zaprowadziła ją do kuchni.