O 7.00 obudził mnie wkurwiający dźwięk mojego budzika.
-Wyjebie ten telefon przez okno- pomyślałem.
Po dłuższej chwili wyłączyłem urządzenie i niechętnie wstałem z łóżka. Przelotnie spojrzałem na nasze zdjęcie i jakaś gula pojawiła się w moim gardle.
-Muszę je wreszcie wyrzucić albo spalić- powiedziałem sam do siebie.
Założyłem szare dresy i bluzę z Disneya, a potem poszedłem do kuchni zrobić kawę (napój bogów). Zrobiłem tę kawę i wyszedłem z nią na taras. Poparzyłem chwile na krajobraz przede mną, czyli to zjebane Las Vegas. Następnie jak co dzień rano wypaliłem dwie fajki i pojechałem do pracy- byłem trenerem personalnym.
Po dojechaniu pod siłownie, jak zawsze z chujowym nastawieniem wszedłem z torbą do środka.
-Hej Nick!- krzyknęła uśmiechnięta Alison (recepcjonistka).
-Ta witam- mruknąłem i poszedłem do szatni się przebrać.
Przebrałem się i wyszedłem na sale trzymając w ręce butelkę wody. Czekała już na mnie moja pierwsza podopieczna - Charlotte. Była to dwudziestojednoletnia blondynka o niebieskich oczach, w które mógłbym patrzeć godzinami, STOP! Żadnego zakochania się i patrzenia w oczy.
Otrząsnąłem się i podszedłem do blondynki.
-Gotowa na zapierdol?- zapytałem obojętnym głosem i odstawiłem swoją butelkę na mate.
-Błagam dziś mniej, nie chce mi się tak mocno ćwiczyć- powiedziała mierząc mnie wzrokiem.
-Zaczynamy od twojej ulubionej bieżni- obiłem jej prośbę wokół uszu i poszedłem w kierunku bieżni.
Dziewczyna poszła za mną i po chwili zaczęła biegać, kręcąc przy tym mocno biodrami. Przez chwile podziwiałem jej zgrabne pośladki, ale po chwili ogarnąłem się i spojrzałem na zegarek na swoim ręku.
-Biegasz 25 minut, a potem przysiady ze sztangą- powiedziałem znowu obojętnym głosem.
-Mówiłam, że dziś chce delikatny trening Nick- powiedziała blondynka przenosząc na mnie wzrok.
-Nie obchodzi mnie to, takie plany na dziś były, więc to zrobisz- powiedziałem głosem, który nie chciał słyszeć odmowy.
Charlotte na moje słowa przewróciła tylko oczami i wróciła wzrokiem na widok przed nią.
***
Wyszedłem spocony z siłowni po skończonej pracy i poszedłem szybki krokiem do auta, bo chciałem już być w domu i nie widzieć ludzi, których tak nienawidziłem.
Droga do domu trwała jakieś dwadzieścia minut, bo były cholerne korki, które jeszcze bardziej powiększyły moją nienawiść do ludzi.
Zaparkowałem mojego Mercedesa na moim miejscu parkingowym z numerem 298, czyli numerem mojego mieszkania i po chwili z niego wysiadłem. Potem poszedłem do windy i wjechałem na ostatnie piętro wieżowca- na całe szczęście, nie spotkałem żadnej sąsiadki ani sąsiada.
Pod drzwiami mojego mieszkania stało jedzenie, które zamówiłem jeszcze, gdy byłem na siłowni. Moja ulubiona pizza od ''Buni''. Z lekkim uśmiechem wziąłem pudełko i wszedłem do domu. Była w nim totalna cisza i pusta, co mi pasowało. Moje mieszkanie było dość duże, miało trzy sypialnie i dwie łazienki. Duży salon miał zajebiste widoki na miasto, w sumie z mojej sypialni też mogłem zobaczyć całe miasto, ale nie lubiłem tego widoku i zazwyczaj miałem zasłonięte zasłony. Całe mieszkanie było w trzech kolorach- czarny, szary i biały- jej ukochane kolory.