Rozdział 7

612 66 16
                                    

Nie śpiesząc się już przeszli na sam szczyt gdzie Harry i Louis spotkali się w centrum po raz pierwszy. Kairi już na nich czekała, pływając po całym basenie i piszcząc radośnie. Tomlinson uśmiechnął się na widok swojej ukochanej podopiecznej. Otworzył bramkę i przepuścił Harry'ego. Chłopak niepewnie zbliżył się do basenu i pochylił nad taflą, wyciągając przy tym swoją dłoń. Kairi wysunęła się z wody, opierając swoje płetwy o brzeg i ułożyła głowę na jego ręce. Harry uśmiechnął się na to i podrapał spód pod jej pyskiem. Z zadowoleniem pokazała mu swoje małe zęby i zaświergotała przyjacielsko. Ogonem uderzyła w taflę wody i podrzuciła jej część do góry sprawiając, że koszula którą miał na sobie Harry, podobnie jak spodnie zawilgotniały. 

Tomlinson zsunął ze swoich stóp buty i przeszedł do kładki siadając na jej końcu. Wsunął stopy do wody i spojrzał na Harry'ego który z zakłopotaniem błądził wzrokiem po wszystkim wokół. 

- Co się dzieje, Harry? - zapytał i od razu poderwał się ze swojego miejsca by zbliżyć się do młodszego chłopaka. - Wszystko w porządku? - dotknął jego łokcia, ściskając go przy tym nieznacznie. 

Brunet westchnął ciężko. - Mógłbyś mi pomóc? - jego policzki przybrały delikatnie różany kolor, a wzrok opadł. - Muszę... Muszę zdjąć protezę, żebym mógł do Ciebie dołączyć. - mruknął tracąc całą swoją pewność siebie. Louis nie odpowiedział, złapał dłoń Harry'ego i przeszedł z nim do niewielkiej, plastikowej ławeczki, na której zazwyczaj odkładał swój telefon, gdy pływał z Kairi. 

Harry rozpiął swoje spodnie i zsunął je z nóg, pozostając jedynie w swoim kremowych bokserkach. Louis odebrał je od niego i złożył w staranną kostkę, układając tuż przy Stylesie. Brunet uśmiechnął się nieśmiało i poprawił swoje włosy, które zdążyły nieco opaść mu na czoło. Pochylił się i złapał za mocowanie protezy. Odczepił ją od kikuta i oparł o ławeczkę. Z nieśmiałością spojrzał na Louisa, który kucał przed nim nie pytając o nic. Posłał mu kolejny uspokajający uśmiech i złapał za zdrową kończynę, zaczynając rozwiązywać znoszonego, czarnego trampka. Z przypływem nieznaczniej odwagi, złapał za szczyt linera i zsunął go z kikuta, w końcu ukazując Louisowi pozbawione włosków udo, z wieloma bliznami na zakończeniu. Louis schował do buta chłopaka, jego skarpetkę i odebrał od niego liner, który również w nim umieścił. Spojrzał na Harry'ego i podniósł się z przykucu. Wyciągnął swoje ręce w jego stronę i czekał na ruch młodszego. Harry błądził wzrokiem od dłoni Tomlinosona do jego twarzy, jednak w końcu ujął je swoimi. Louis podciągnął go i stanęli twarzą w twarz. Szatyn przeniósł dłonie chłopaka na swój kark a samemu objął Harry'ego w talii w końcu podnosząc go. Uważając pod nogi przeniósł go na podest i usadził nad samym brzegiem basenu. Harry od razu rozpromienił się, gdy zanurzył w końcu stopę w ciepłej wodzie. Kairi prędko znalazła się przy nim, trącając nosem jego łydkę, na co chłopak tylko poklepał ją po łbie. Gdyby nie wiedział, z czym boryka się delfin nigdy by tego nie przyznał, nie chodziło nawet o to, że nie znał się na tych zwierzętach a o to, że nie było po niej aż tak tego widać. Miała problemy z pływaniem w linii prostej, ale doskonale wiedział jak trudnym było nauczenie się życia, tak naprawdę bez kawałka siebie. 

- Opowiem Ci pewną historię. - powiedział Louis siadając w końcu na brzegu basenu. Jego stopy podobnie jak ta Harry'ego poruszały się w ciepłej wodzie, wytwarzając niewielkie fale. - Był kiedyś pewien król, miał piękny zamek i każdy go kochał, jednak mieszkańcy jego królestwa zawsze strasznie się kłócili. Pewnego razu wpadł na pomysł. Wezwał do siebie najlepszego rzeźbiarza w kraju. Był to stary mężczyzna w obdartych szatach, jednak choć wyglądał jak biedak kiedy w jego dłoni znajdowało się dłuto był największym wirtuozem. Mężczyzna pracował i pracował tworząc rzeźbę króla tak by władca mógł ją wysłać w kraj. Chciał tym pokazać, że każde miasto jest dla niego tak samo ważne i żadne nie jest gorsze od innych. Kiedy rzeźba była skończona, król był zachwycony. Od razu posłał po służących, którzy wsadzili rzeźbę na wóz i ruszyli w kraj. Jedno miasto, drugie, trzecie. Jednak w pewnym momencie, gdy wóz przejeżdżał przez góry rzeźba spadła i roztrzaskała się. Z każdego miasta ludzie schodzili się by zabrać kawałek rzeźby. Jedni zabrali głowę, drudzy rękę, kolejni zabrali nogę. Znów zaczęli się kłócić. Uważali, że Ci z głową są teraz lepsi, jednak Ci którzy posiadali rękę lub nogę też twardo stali przy tym, że to oni są najważniejsi. Król niezwykle się przez to smucił. Postanowił więc odwiedzić te miasta. Osiodłał konia, pozbył się swoich drogich szat i służby, by pokazać mieszkańcom, że jest im równy. Kiedy jednak przybył do miasta nikt mu nie uwierzył. Wiesz, jak sam król mógłby się tak poniżyć? Sam przybyć do miasta? Ludzie się zbuntowali uznali króla za kłamcę i kogoś kto podszywał się pod prawdziwego władcę. W tłumie buntowników był tylko jeden człowiek, który powtarzał, że właśnie to jest król. Nikt go jednak go nie słuchał. Króla zabito. Wieści szybko się rozniosły a pałac potwierdził tożsamość króla. Mieszkańcy poszli więc do mężczyzny, który powtarzał, że to właśnie był król. Każdy chciał poznać prawdę, każdy chciał wiedzieć skąd on wiedział. Skąd zwykły żebrak mógł wiedzieć jak wygląda i kim jest król? Wiesz kim był ten jeden mężczyzna? To był ten rzeźbiarz. Ten który rzeźbił króla w pocie czoła, ten który miał szansę poznać go i jego dobro.

- Dlaczego mi to mówisz? - spytał Styles unosząc się na rękach, by przekręcić się bardziej w jego stronę. Louis wyciągnął dłoń i ułożył ją na kikucie. Pogładził napiętą skórę i spojrzał w zielone oczy, które błyszczały w świetle starego reflektora nad nimi. - Przypominasz mi to królestwo. Jesteś tym dobrym królem, którego każdy kocha. Ale twoja głowa, twoje myśli to te miasta. Ciągle kłócące się ze sobą o to, które są słuszne. Widzę jak zachowujesz się wśród innych, widzę jak zachowujesz się przy mnie i Kairi. 

- Uważasz się więc za kogo w tej historii? Za rzeźbiarza? 

- Nie - zaśmiał się Louis, - Rzeźbiarza masz w swoim sercu. Dawny ty, ten sprzed wypadku jest tym, który nadal walczy o Twoje ocalenie. Ja i Kairi jesteśmy tylko wsparciem, rycerzami których król nie miał. Ale my jesteśmy. I nie mamy zamiaru cię opuścić Harry. 

Harry wpatrywał się w szatyna przez krótką chwilę. Dłoń Stylesa zsunęła się na tą należącą do Louisa. Ich spojrzenia skrzyżowały się a ciała zaczęły nieznacznie przybliżać. Ciężar opuścił ciało Harry'ego gdy w pewnym momencie ich wargi się złączyły.

Me, You and the Dolphins ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz