Alice odeszła. Powiedział nam to Bone przy śniadaniu.
– Przewieźli ją do Morning View – oznajmił między jedną łyżką owsianki a drugą.
– Pielęgniarki mówiły.–
Co to jest Morning View? – spytałem.
– Tam wysyłają wszystkich świrów, którym się nie polepszy – wyjaśnił Bone.
– To już po niej. Nigdy jej nie wypuszczą. Pewnie kwiczała całą drogę.
– I została tylko czwórka – odezwała się Sadie.Spojrzałem na nią.
– Co?– I została tylko czwórka – powtórzyła.
– Znacie ten wierszyk?
I zaczęła recytować śpiewnie:
Raz dziesięciu żołnierzyków obiad sobie zajadało.
Jeden na śmierć się udławił i dziewięciu pozostało.
Raz dziewięciu żołnierzyków długo się nie kładło do snu.
Jeden zasnął już na zawsze i zostało tylko ośmiu.
Ośmiu małych żołnierzyków się wspinało po drabinie,
Jeden trochę się pośliznął i już siedmiu jest jedynie.
Siedmiu małych żołnierzyków drwa rąbało w zagajniku.
Jeden ciachnął siebie przez pół i jest sześciu żołnierzyków.
Sześciu małych żołnierzyków poszło bawić się z pszczołami.
Jeden dał się im pożądlić i już pięciu tylko mamy.
Pięciu małych żołnierzyków do piwnicy szło z podwórka.
Jeden sobie spadł ze schodów i została tylko czwórka.
Urwała.
– I tak dalej, aż wszyscy powymierają – wyjaśniła, smarując tosta masłem.
– Na razie jest nas czwórka.
– Co się dzieje z resztą żołnierzyków? – spytał Bone.
Sadie odgryzła z uśmiechem kęs chleba.– Przekonamy się.
– Macie źle w głowach – odezwała się Juliet.Siedziała o parę krzeseł dalej, nad talerzem z zimną jajecznicą na bekonie. Nie tknęła jej. Patrzyła na nas i nagle się rozpłakała.
– Dlaczego się tak ohydnie zachowujecie?–Sadie odłożyła grzankę i wytarła usta serwetką.
– Może dlatego, że musimy sobie z tym jakoś poradzić.–Juliet pokręciła głową.
– Po prostu się boicie! Boicie się, że skończycie jak Alice.
– Ja nie – wyrwało mi się i wszyscy na mnie spojrzeli.
– Na pewno niestanę się taki jak Alice.
– Już się stałeś – oznajmiła Juliet, patrząc na moje dłonie, które oparłem o blat. Właściwie gapiła się na moje przeguby, nadal obandażowane.
– Tylko jeszcze o tym nie wiesz.–Położyłem ręce na kolanach.– Wiem, że nic nie uratuje Alice przed szaleństwem.
– A ciebie co uratuje?! – palnęła Juliet.
Szczerze mówiąc, zacząłem się jej trochę bać. Początkowo myślałem, że po prostu żyje w świecie iluzji. No wiecie, ta sprawa z Seksem i Przemocąi Bone'em. Ale teraz sądzę, że dolega jej coś gorszego. Chyba wydaje jej się,że potrafi przejrzeć człowieka na wylot. Wygaduje te swoje głupoty i naprawdę w nie wierzy.
Myli się co do mnie. Może się gapić, ile zechce, ale nic nie zobaczy.Wszyscy rozumieją, że Alice odwaliło. Nie mówię tego, by jej dokopać,zwyczajnie tak sprawy stoją. Natomiast ja po prostu miałem bardzo zły dzień i teraz ponoszę konsekwencje.
– Nie słuchaj jej – odezwała się Sadie. – Moim zdaniem będzie następna.– Przyjrzała się Juliet.
– Jak to się stanie? W jaki sposób odejdziesz?Juliet wstała i przysunęła krzesło do stołu tak gwałtownie, że o niego uderzyło. Wybiegła, odprowadzana śmiechem Sadie i Bone'a. Po sekundzie do nich dołączyłem.
– Odleciała – powiedział Bone.–
Zdecydowanie – zgodziła się Sadie.
– Ciekawe, dlaczego ją tu przywieźli. To gadanie o bulimii to jakaś lipa.
– Ja wiem – oznajmił Bone.
– Chyba myślała, że ją pokocham czy coś,jeśli się przede mną otworzy. – Przewrócił oczami.
– No i? Dawaj! – zaciekawiła się Sadie.– Jaki problem ma nasze maleństwo?
– Prochy.
– No weź!Bone pokiwał głową.
– Nie ściemniam. Heroina i tak dalej. Zdaje się, że parę razy przedawkowała.
– Ożeż ty... Imponujące, muszę przyznać. Myślałam, że chodzi o jakieś dziewczyńskie sprawy. Że się pocięła czy coś... – Sadie zerknęła na mnie.
–Bez urazy.
– Nie wiedziałem, że istnieje ranking.
– Jak to?
– No, ranking tego, co jest bardziej, a co mniej wariackie.
– No pewnie, że jest. – Sadie usiadła wygodniej.
– Najpierw masz zwykłe ofiary depresji. Seryjna produkcja i na ogół straszna nuda. Potem bulimiczki i anorektyczki. Troszkę bardziej interesujące, choć na ogół po prostu nie mają nic lepszego do roboty. Dalej zaczynają się naprawdę ciekawe sprawy:piromani, schizofrenicy, ludzie z zaburzeniami dwubiegunowymi. Nigdy nie wiadomo, jaki numer wywiną. A potem narkomani. Kompletna tragedia,bo prawie na bank wrócą do nałogu, jak tylko stąd wyjdą.
– Więc narkomani znajdują się na szczycie drabiny wariatów?Sadie pokręciła głową.– O nie. Samobójcy.
Zaskoczyła mnie.
– Dlaczego?
– Każdy może oszaleć. Po prostu coś ci się przestawia i już. Ale samobójstwo to coś zupełnie innego. Jak bardzo trzeba się znienawidzić, aby chcieć się zlikwidować?
– Może robisz to też dlatego, że coś się przestawia w głowie –podsunąłem.
– Może czasem. Ale przeważnie chodzi o coś więcej.
– No nie wiem... – wtrącił Bone.
– Nie widzę nic fajnego w samobójstwie.
– Nie odpowiadaliśmy, więc dodał: – Choć nie próbowałem. Tylko tak mówię.
– Mówisz, bo właśnie nigdy nie próbowałeś – odparła Sadie. Przez chwilę siedziała w milczeniu, z niewidzącym wzrokiem, jakby wspominała coś cudownego.
– Nie wiesz, co to za uczucie. Co znaczy podjąć decyzję:przejść od myślenia do działania. Ludzie na ogół tego nie potrafią.
– Czyli należy ci się złoty medal?! – prychnął Bone. – Wariatka.
Sadie spojrzała mu prosto w oczy.– Dokładnie, wariatka – potwierdziła i dodała ze śmiechem. – Ale medalem muszę się podzielić z Jeffem.
Rzuciła mi znaczące spojrzenie.
– No co? – spytałem.
– Ty też wygrywasz. Usiłowałeś się zabić.Wiem, że wszyscy tak uważali. No bo co innego mogli myśleć, skoro mam te bandaże.
Ale słowa Sadie trochę mną wstrząsnęły. Pokręciłem głową.
– Po prostu się wygłupiłem.
Odwróciła się ode mnie.– No pewnie.Ciekawe, czy się ze mnie nabijała.
Chyba jednak tak. Nie sądzę, żeby chciała się ze mną podzielić medalem. Ma ochotę na tytuł królowej świrów.A może po prostu wie, że ja tu nie pasuję.Nie jestem tym jej żołnierzykiem,
CZYTASZ
NOTATKI SAMOBÓJCY-MIchael Thomas Ford
Short StoryBłyskotliwa,ironiczna, i ożywczo prawdziwa opowieść o chwiejnej granicy dzielącej nas od tego,co uważa się za normę. (Uwaga!!!ta książka jest przepisywana i nie jest moją dziełą) Piętnastoletni Jeff trafia do szpitala psychiatrycznego po nieudane...