1

10 1 0
                                    

*time skip*

Idę do szatni jak zwykle ostatni, najbardziej zmęczony. Wchodzę szybkim ruchem zamykając drzwi za sobą po czym zaczynam się przeciskać przez tłum mięśniaków z mojej klasy. Szczerze? W mojej klasie tylko ja jestem takim chucherkiem.

Podchodzę do swojej szafki. Rozglądam się czy nikt nie patrzy po czym szybko się przebieram, zabieram plecak i wychodzę z szatni spinając na nowo swoje włosy. Będąc już pod klasą czekam na swoich przyjaciół którzy z wielkim wysiłkiem po długim czasie, prawie pod koniec przerwy raczą przyjść pod klasę. Samara siada obok mnie i szturcha w mój prawy bok, a ja udając zranionego kładę rękę na czole oraz kładę się na podłodze, więc dziewczyna skorzystała z okazji i delikatnie zaczęła mnie okładać pięściami po mojej klatce piersiowej. Zaś Jonathan stał obok i się temu wszystkiemu przyglądał z tym swoim śmiechem hieny. Złapałem go więc za nogę i pociągnąłem, dzięki czemu ten upadł na dupę w ciszy. Zaczęliśmy z Samarą śmiać się w najlepsze gdy ten baran dalej nie wiedział jak to się stało. Wstałem i podałem mu rękę, jednak gdy ten miał już się jej złapać przybiłem mu piątkę, i odezwałem się:

- Ty, wygodny, przecież wiesz że ci nie pomogę, baranie. - śmiejąc się trzepnąłem go w jego pusty łeb a ten się jedynie spojrzał na mnie spod byka.

- Choć raz byś pomógł swemu najlepszemu, najlepiej uczącemu się, najprzystojniejszemu koledze. - tym razem podałem mu dłoń, jednak to też był błąd ponieważ oberwałem od razu w głowę. Zaczęliśmy się śmiać jednak słysząc dzwonek, powoli weszliśmy we trójkę do sali. Jak zwykle siedzieliśmy na samym końcu. 

Położyłem głowę na ławce w żadnym stopniu nie słuchając tego co się działo na lekcji.

Po chwili jednak zasnąłem.

*time skip*

Ostatnia lekcja!

W końcu!

Tyle że jest to godzina wychowawcza gdzie babka tylko gada jacy to my jesteśmy najgorsi, najgłupsi itp. chcąc nam pokazać że nie warto co robimy i tak nam to nie wyjdzie. Jednak pod sam koniec lekcji nawinął się temat balu, który jest organizowany przez naszych rodziców. Postanowiono, że w naszej szkole, na koniec ostatniej klasy zostanie zorganizowany bal na którym będziemy tańczyć walca ale też jakichś luźnych typu belgijki. 

- A więc, prawdopodobnie niektórzy chłopcy będą musieli tańczyć z tą samą płcią, ponieważ na tym roku jest zbyt mało dziewczyn, by każdemu, że tak powiem, 'starczyło'. - rozglądając się po klasie facetka usiadła na swoim jakże królewskim krześle. 

Ale serio, mam nadzieję że będę tańczył z dziewczyną. Może w końcu znalazłbym swoją drugą połówkę? Ucieszyłbym się, naprawdę. Nie żeby coś, ale bardziej mi pasuje tylko moja obecność lub obecność jakiegoś zwierzaka, więc szczerze mówiąc związek z jakąś dziewczyną bardziej by się podobał moim rodzicom. Wracając do rzeczywistości. Zadzwonił dzisiejszy ostatni dzwonek więc każdy jak zwykle szybko się zabrał i wyszedł ze sali, tak samo zrobiłem też ja. Wziąłem z szatni kurtkę którą po drodze do wyjścia założyłem. Jednak gdy już miałem w świetnym nastroju iść na najbliższy przystanek, zostałem pociągnięty za plecak do tyłu, przez co wylądowałem na zimnej ziemi swoim kościstym tyłkiem. Spojrzałem na swojego oprawcę wściekły, jednak jak się okazało, był to białowłosy chłopak, który rano uderzył mnie z pięści w brzuch w szatni. William Evans. Popularny, wysoki, umięśniony, 'przystojny', bogaty chłopak który od czterech lat męczy mnie fizycznie i psychicznie. W środku zamarłem.

 Co ja teraz zrobię?

Nie mam żadnej drogi ucieczki. Nikogo wokół mnie nie ma. Żadnych kamer. Wstałem zwinnym ruchem i zacząłem się cofać aż natrafiłem na ścianę. No nie no super lepiej być nie mogło. Nagle poczułem jak z całej siły białowłosy uderza mnie w brzuch, potem kolanem w nos i dalej w inne miejsca, jednak już nie wiem gdzie. Powieki robią się ciężkie, a przed oczami mam ciemność. Chyba tracę przytomność...

*time skip*

Budzę się leżąc na czymś miękkim. Podnoszę się powoli do siadu by się rozejrzeć po pokoju. Z tyłu głowy czuję, że znam ten pokój. Wstaję i wychodzę z pokoju gdy w drzwiach uderzam głową o osobę. Podnoszę głowę, na moje szczęście jest to Nathan. Typowo wyższy ode mnie chłopak jednak na moje szczęście dosyć niewiele jest pomiędzy nami różnicy. Brunet z delikatnymi lokami, ciemno-brązowymi oczami oraz delikatnymi piegami na uszach, policzkach, nosie i plecach. 

- Jak się tu znalazłem? - spytałem zastanawiając się, w jakim stanie mój przyjaciel mnie znalazł.

- Znalazłem cię całego we krwi blisko wyjścia ze szkoły. Postanowiłem, że nie mogę cię tak zostawić mój ukochany przyjacielu. - uśmiechnął się i poczochrał mnie po głowie, chichocząc cicho pod nosem. 

- Chodź, zrobiłem ci herbatę i coś do jedzenia. - dopowiedział po czym ruszył do kuchni a ja za nim.

Gdy weszliśmy do kuchni poczułem świeżo wypieczone bułki oraz cudowny zapach mojej ulubionej herbaty malinowej. Usiadłem przy stole po czym od razu zacząłem się zajadać kanapką z serem, gdy poczułem ucisk na ramieniu. Syknąłem delikatnie czując przeszywający ból. Jak dobrze pamiętam dwa dni temu zrobił mi to Evans - ranę ciętą. Spojrzałem w tamtą stronę, widząc Nathana który zakłada mi bandaże i plastry na całym ramieniu. 

- Po co to robisz? Przecież mam tam tylko jedną rankę z przed dwóch dni. - spytałem nie odrywając wzroku od bandaży. 

- Jedną rankę? Chłopie, Evans zrobił ci kolejne które mocniej krwawiły niż tamta! - odpowiedział mi trochę, zrezygnowany?. - Kiedy on się od ciebie odwali...

Spytał sam siebie dzięki czemu zacząłem się zastanawiać. No właśnie, po co on to robi? Rozumiem, mam swoją pasję - jazdę konną, ale to nie znaczy, że trzeba mnie od razu męczyć przez lata! Co, powinienem być piłkarzykiem? Albo w ogóle nie mieć żadnej pasji? Nie rozumiem tego...

- Która tak właściwie godzina? - spytałem przerywając ciszę.

- 17:18.

- CO?! Przecież matka mnie zabije! - szybko dopijałem herbatę, kiedy Nathan mnie zatrzymał. 

- Hej, hej, chłopie. Twoja matka już wie. Powiedziałem, że po prostu u mnie nocujesz bo robimy razem prezentację. 

Odetchnąłem z ulgą. Po jakimś gadaniu i bandażowaniu mojego ciała, poszliśmy spać.

Po całym dzisiejszym dniu, aż miło było oddać się w krainę Morfeusza...

Miałem jedynie nadzieję, że jutro może William Evans odpuści sobie męczenie mnie...

Oby...

-------------------- 

Mam nadzieję że okładka się podoba<3 

Nie wiem czemu ale okładkę nazywam czasami miniaturką, ale cóż, wiadomo chyba o co chodzi.

Mam ogromną nadzieję że się podobało, i do następnego w sumie<333

10015 słów uwu

Bal Czas Rozpocząć || BL || PL °ZAWIESZONE°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz